Absencja Bartłomieja Koniecznego
Podczas niedzielnego pojedynku Podbeskidzia z Sandecją w Nowym Sączu kibice oglądali sceny niczym z horroru. Wszystko za sprawą Barłomieja Koniecznego, który po starciu z miejscowym zawodnikiem padł na murawę, po czym jego twarz spowiła krew. Pierwsze diagnozy wskazywały złamanie nosa, jednak kontuzja nie jest taka groźna na jaką się wydawała.
Ariel Brończyk
Kilkanaście minut po przerwie Bartłomiej Konieczny agresywnie walczył o piłkę z zawodnikiem Sandecji. Nowosądeczanin nie odpuścił i efektem było gwałtowne zderzenie obu. - Niewiele z tego pamiętam, ale to był taki typowy wypadek na "krzyżówce". Ja chciałęm wyprzedzić napastnika, wszedłem w niego wślizgiem, obaj nie odpuściliśmy i trawił mnie centralnie łokciem w nos. Wiem, że wielu piłkarzy w tym momencie przypomni sobie, że kończyli mecz ze złamanym nosem. Ja bym go też dokończył, gdyby mnie krew nie zalała. Można było chyba wiaderko napełnić krwią. Leciała mi jeszcze dwie godziny po meczu - mówi na łamach Sportu o kulisach całego zdarzenia sam poszkodowany.