Azoty nie mogą sobie pozwolić na wpadkę

W Zabrzu o kolejne ligowe punkty rywalizować będą szczypiorniści Azotów Puławy. Podopieczni Marcina Kurowskiego zwyciężyli w dwóch ostatnich meczach, z NMC Powenem zagrają jednak osłabieni.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Szkoleniowiec Azotów nie będzie mógł w sobotę skorzystać z usług Michała Szyby, który doznał urazu w starciu z Nielbą Wągrowiec i do gry wróci dopiero za dwa tygodnie. Na prawym rozegraniu zastąpi go najprawdopodobniej wszechstronny Krzysztof Łyżwa, który w poprzednich meczach - gdy nie w pełni sił był Piotr Masłowski - znakomicie kierował puławską drugą linią.

Gracze Kurowskiego w spotkaniach z Nielbą i Chrobrym przełamali kiepską passę, w siedmiu wcześniejszych ligowych starciach wywalczyli bowiem ledwie trzy oczka. Z dobrej strony pokazał się Łyżwa, niezłe wejścia miał Masłowski, przeciwko głogowianom skutecznością zaimponował Mateusz Kus. Bohaterem obu spotkań był jednak macedoński bramkarz Kiril Kolev, który we wspomnianych starciach posadził na ławce Macieja Stęczniewskiego i wyrasta na prawdziwą gwiazdę puławskiej siódemki.

Mimo dwóch wygranych sytuacja Azotów wciąż daleka jest od komfortowej. Przed startem sezonu celem, jaki postawił przed drużyną zarząd, było czwarte miejsce na mecie fazy zasadniczej, a puławianie jak na razie okupują pozycję piątą. Podopieczni Kurowskiego już teraz mają wprawdzie na swoim koncie o oczko więcej, aniżeli przed rokiem ekipa Bogdana Kowalczyka wywalczyła w dwudziestu dwóch spotkaniach, by wspomniany cel zrealizować, na wpadki pozwolić sobie jednak nie mogą.

Do czwartej Stali Azoty tracą jeden punkt, do trzeciego MMTS-u dwa i mają lepszy bilans bezpośrednich spotkań z kwidzynianami. Obok wyjazdu do Zabrza puławian czekają jeszcze domowe mecze z Miedzią i Zagłębiem oraz wyprawa do Kielc, sześć oczek jawi się więc jako minimum niezbędne do tego, by móc marzyć o realizacji przedsezonowych założeń.

Jesienią z Powenem puławianie mieli ciężkie przeprawy. W lidze na własnym parkiecie zwyciężyli różnicą jednej bramki, o awansie do Final Four Pucharu Polski także decydowało pojedyncze trafienie. - Pokazali, że są dobrze zgraną drużyną, nieźle walczą w obronie i ciężko jest przebić się przez ich szyki obronne - wspomina w rozmowie ze SportoweFakty.pl Masłowski.

On jest już gotowy do gry na 100 proc., po urazie do zespołu wraca także Paweł Grzelak, z którego usług Kurowski korzysta coraz częściej. Poprzedni mecz ligowy puławianie grali w Walentynki, na przygotowanie się do starcia z zabrzanami mieli więc sporo czasu. - Miejmy nadzieję, że uda się zdobyć dwa punkty. Chcąc walczyć o "czwórkę" musimy tam wygrać i nie oglądać się na nic - przyznaje Masłowski. Przy innym rozstrzygnięciu szanse na wybicie się z piątej lokaty spadną do minimum.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×