Renesans Azotów Puławy
Drogę z piekła do nieba przebyli szczypiorniści Azotów Puławy. Po wysokiej porażce w Mielcu podopieczni Marcina Kurowskiego pokonali Tauron Stal u siebie i wciąż liczą się w grze o medal mistrzostw Polski.
Celem, jak przed startem sezonu postawił drużynie zarząd puławskiego klubu było czwarte miejsce na mecie fazy zasadniczej, które dawałoby Azotom przywilej własnego parkietu w ćwierćfinałowym meczu fazy play-off. Zespołowi Kurowskiego planu zrealizować się nie udało i walkę o medal mistrzostw Polski rozpoczęli na wyjeździe. W Mielcu puławianie spisali się miernie, tydzień później na własnym parkiecie zdołali się jednak odbić i o losach awansu do najlepszej "czwórki" zadecyduje trzeci mecz.
- Na początku Stal zbyt łatwo dochodziła do pozycji strzeleckich i to nas drogo kosztowało bo przewaga urosła do pięciu trafień. Ciężko to się odrabiało, ale jednak potem potrafiliśmy się podnieść i zbliżyliśmy się do rywali na jedną bramkę. Zabrakło koncentracji i skuteczności. Krzysiek Lipka dał dobrą zmianę i zastopował nas w momencie gdy graliśmy w przewadze. Z takim rywalem jak Stal to się mści i już nic nie mogliśmy zrobić - martwił się po pierwszym meczu ćwierćfinałowym cytowany przez oficjalny serwis internetowy puławskiego klubu trener Kurowski.Zupełnie inaczej wyglądała także ofensywa gospodarzy, puławianie swoje akcje rozgrywali długo i konsekwentnie. Parokrotnie - zwłaszcza w pierwszej części gry - przytrafiały im się wprawdzie straty, rywale mieli jednak spore problemy z wykorzystywaniem prezentów. Kłopoty z koncentracją miał Dmytro Zinczuk, słabszy dzień przytrafił się Krzysztofowi Łyżwie, z nawiązką niepowodzenia kolegów nadrobili jednak świetnie dysponowani Michał Szyba i Piotr Masłowski.
Skąd zdaniem tego drugiego wzięła się taka odmiana w grze Azotów? - Przede wszystkim tych błędów popełniliśmy mniej, niż w Mielcu - wyjaśnia puławski rozgrywający. - Tym razem wykorzystywaliśmy stuprocentowe sytuacje i to było kluczem do zwycięstwa. W pierwszym spotkaniu zmarnowaliśmy aż trzy rzuty karne i kilka kontr, które w meczu z takim rywalem jak Stal trzeba wykorzystać. Tym razem się udało i we wtorek wracamy do Mielca - mówi Masłowski.Puławianie pokonali Stal w tym sezonie po raz pierwszy. Wcześniej dwukrotnie przegrywali w Mielcu i podzielili się z rywalem punktami u siebie. W poprzednim sezonie halę przeciwnika Azoty jednak zdobyły i we wtorek kibice mogą spodziewać się zaciętego widowiska. Zespół znad Wisły w najlepszej "czwórce" mistrzostw Polski był tylko raz, jeszcze za kadencji Bogdana Kowalczyka, i teraz marzy, by wynik ów powtórzyć. Sobotni mecz pokazał, że ekipa Kurowskiego w walce o półfinał wcale nie stoi na straconej pozycji.