Gramy dzięki grupie zapaleńców - rozmowa z Marcinem Ogarkiem, trenerem Control Processu Tarnów

Szczypiorniści z Tarnowa po kilku latach wracają do pierwszej ligi. Ambicje młodej drużyny sięgają jednak znacznie wyżej, choć wszyscy w klubie zdają sobie sprawę, że na to potrzeba pieniędzy i czasu.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Kamil Kołsut: Za wami udany turniej w stolicy. Zmagania przy Banacha były dla pana zespołu generalnym sprawdzianem przed startem nowego sezonu?

Marcin Ogarek: Ósmego gramy jeszcze turniej, ale rywalami będą drużyny drugoligowe. Można więc powiedzieć, że to był sprawdzian generalny, choć walczyliśmy bez dwóch podstawowych zawodników, którzy są kontuzjowani. Graliśmy resztą, co jak widać, nieźle nam wyszło.

Jak przebiegał wasz okres przygotowawczy?

- Rozpoczęliśmy go już w połowie lipca i przez dwa tygodnie trenowaliśmy na własnych obiektach. Potem przez siedem dni byliśmy w Limanowej, a po obozie rozpoczęliśmy gry kontrolne. Udało nam się trochę tych meczów zarezerwować i jestem z tego cyklu przygotowawczego zadowolony. Fajnie, że udało się to wszystko wykonać.

Treningi zaczęliście bardzo wcześnie. Zespoły pierwszoligowe z przygotowaniami startują zazwyczaj pod koniec lipca.

- Tak, ale w tamtym roku w drugiej lidze zaczynaliśmy na początku sierpnia, liga ruszyła w połowie września i trochę nam wtedy brakowało. Wiadomo, ten okres był przeplatany mikrocyklami, jednym mocniejszym, a drugim dającym zawodnikom trochę odpoczynku. Czy to zda egzamin, zobaczymy. To zweryfikuje liga.

Z jakimi nadziejami wracacie na zaplecze PGNiG Superligi?

- Udało się awansować, choć sytuacja w naszym klubie, tak jak i w całej piłce ręcznej, jest ciężka. W zasadzie funkcjonujemy i gramy dzięki grupie zapaleńców. Nie ukrywam, że staramy się budować drużynę, która kiedyś będzie mogła powalczyć o awans do ekstraklasy. Staramy się jednak robić to na tym, co najtańsze, gramy swoimi wychowankami. Mamy jednego zawodnika z Kielc, jednego z Krakowa, a cała reszta to nasze chłopaki z okolic.

Po kilku latach wracacie do pierwszej ligi, a pan już mówi o kolejnym awansie?

- No cóż, zrobiliśmy jeden krok... Nie mówię, że uda się to teraz, za rok czy nawet za dwa. Tarnów dwa razy grał w ekstraklasie i było naprawdę fajnie. Piłka ręczna to nie jest sport wymagający dużych nakładów finansowych w stosunku do innych dyscyplin. W żużlu czy siatkówce, nie mówiąc już o piłce nożnej, budżety są bardzo wysokie, więc mamy odniesienia, jak to wygląda. Jakaś perspektywa więc jest.

Ile czasu potrzebujecie? Trzy, cztery lata?

- Myślę, że chyba więcej. Oczywiście my ze swojej strony, jako zawodnicy i trenerzy, na pewno będziemy się starali grać jak najlepiej, ale nie oszukujmy się. Finansowo to nie jest drużyna nie tylko na ekstraklasę, ale nawet nie na czub pierwszej ligi.

Jakie są finansowe podstawy waszego klubu? To jest tylko jeden, duży sponsor?

- Głównym sponsorem jest firma Control Process. Są jeszcze pomniejsi wspomagający, ale jest ich bardzo mało i w zasadzie cały ciężar utrzymania tej drużny ma na swoich barkach jeden podmiot, to dzięki niemu funkcjonujemy.

Nie ma pan obaw o stabilność finansową klubu?

- Obawy są zawsze, bo to jest tylko jedna firma, a mamy przecież przykłady z życia, że przedsiębiorstwo które dzisiaj jest super, jutro może okazać się kompletnym bankrutem. My staramy się szukać ten finansowej stabilizacji, żeby oprzeć to wszystko na kilku nogach, zamiast stać na jednej. Przestrogą jest dla nas przykład pobliskiej Bochni, której sponsor się wycofał i drużyna padła.

W Tarnowie dużo pieniędzy pochłania żużel, ale potencjał jest spory. Uda się wam coś jeszcze z tego tortu uszczknąć?

- Będzie ciężko, bo żużel jest jak czarna dziura w galaktyce, wciąga wszystko. Unia ma w tym roku walczyć o mistrzostwo, ekstraliga jest pokazywana w telewizji, media o niej mówię i firmy chcą się reklamować. Nie oszukujmy się, sponsorzy będą woleli pokazywać się tam, a nie na parkietach pierwszej ligi.

Jest w Tarnowie zapotrzebowanie na piłkę ręczną?

- Można powiedzieć, że mamy stałych kibiców, jest to grupa trzystu, pięciuset osób. Myślę, że gdybyśmy mieli tu ekstraklasę, to na pewno czterocyfrową liczbę fanów udałoby się na trybunach uzbierać. Hala jest duża, choć stara, wchodzi tam cztery tysiące osób. Na piłce ręcznej nigdy jeszcze nie była zapełniona, ale zdarzało się, że po dwa tysiące ludzi przychodziło nawet na pierwszoligowe mecze. Myślę więc, że potencjał jest. My jednak dopiero zaczęliśmy to budować, na początek na nasze mecze przychodziło po trzydzieści osób, teraz jest ich nawet pół tysiąca, taki efekt uzyskaliśmy po roku dobrej i fajnej gry. Teraz myślę, że będzie ich trochę więcej, choć wiadomo, że najważniejsze są wyniki, bo bez nich nie ma kibiców.

Czyli rozumiem, że będziecie się wspinać stopień po stopniu? W tym sezonie celem jest utrzymanie, a potem kolejno miejsca w ósemce, szóstce, czwórce...

- Logicznie tak trzeba by było zakładać. Wszędzie, w życiu i w sporcie, nie można się cofać, tylko jak zrobiło się krok do przodu, to potem należy przynajmniej przez jakiś czas zachować status quo. Trzeba iść do przodu, ale całość rozbija się o finanse. Jeśli uda nam się wszystko ogarnąć, to - tak jak pan powiedział - teraz powalczymy o utrzymanie, następnie będzie ósemka, szóstka, czwórka, a potem może walka o awans.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×