Stara gwardia została - rozmowa z Sebastianem Sokołowskim, bramkarzem Azotów Puławy

Azoty Puławy na starcie sezonu są w wysokiej dyspozycji. Podopieczni Marcina Kurowskiego pokonali Czuwaj i NMC Powen, a w najbliższej kolejce zmierzą się u siebie z Zagłębiem Lubin.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut

Kamil Kołsut: Za nami trzy kolejki nowego sezonu. Musicie być z nich zadowoleni, bo wygraliście wszystko, co było do wygrania.

Sebastian Sokołowski: Oczywiście, że jesteśmy usatysfakcjonowani. Zdobyliśmy to, co mieliśmy zdobyć. Wszyscy dobrze wiemy, jakim potencjałem dysponuje Vive i mecz z nimi miał jedynie pokazać, że stać nas na dobrą grę z każdym przeciwnikiem.

W pierwszej kolejce przekonaliście się o tym, jak niewygodna dla drużyn przyjezdnych jest hala w Przemyślu. Losy rywalizacji z Czuwajem ważyły się do ostatnich sekund.

- Wyniki nasze i Stali, która wygrała z beniaminkiem tylko trzema bramkami pokazują, że niejedna drużyna straci tam punkty. Dobrze, że mamy wizytę w Przemyślu za sobą i mam nadzieję, że nie będziemy musieli tam już więcej jechać.

Tydzień później we własnej hali zdecydowanie pokonaliście NMC Powen. Tak wysokiego zwycięstwa przed meczem spodziewało się niewielu.

- Patrząc na wyniki zabrzan w tym sezonie to wcale nie są one rewelacyjne, w lidze nie błyszczą oni tak, jak powinni. Spodziewaliśmy się dużo lepszej gry z ich strony. Mieliśmy drobny przestój, ale przez większość meczu kontrolowaliśmy to, co działo się na parkiecie.

Kiepski start zabrzan zaskakuje tym bardziej, że przed sezonem ich wiceprezes głośno mówił o walce o medale.

- Cóż, my też teoretycznie gramy o złoto, w lidze rywalizuje się przecież o mistrzostwo Polski. Umówmy się jednak: najważniejsza jest faza play-off. Zabrzanie początek mogą mieć słabszy, potem rozegrają jednak kilka lepszych spotkań, zajmą miejsce między trzecim a szóstym i liga zacznie się na nowo. Forma dnia, kilka gwizdków w lewo czy w prawo i można dojść do półfinału.

Jak dużo po tych trzech pierwszych meczach brakuje jeszcze Azotom Puławy do optymalnej formy?

- Ciężko powiedzieć. Cały czas mamy do dyspozycji pełny skład, trenujemy solidnie, a liga jest tak wyrównana, że z tym samym rywalem można i wygrać, i przegrać pięcioma bramkami. Tak naprawdę decydująca jest forma dnia i popełnione błędy. Nie jest tak, że gdzieś w tym cyklu treningowym będziemy w super dyspozycji. Mecz to zupełnie co innego, niż zajęcia, przychodzą zdenerwowanie oraz presja i spotkanie może układać się bardzo różnie.

A są jakieś elementy, na których powinniście się szczególnie skupić? Mecz z Vive miał pokazać, czego tej drużynie na tę chwilę najbardziej brakuje.

- Na pewno musimy ustrzec się błędów indywidualnych, bo dopóki graliśmy w Kielcach konsekwentnie i w ataku i w obronie, to wynik oscylował wokół remisu. Po przerwie rywal wykorzystał już jednak nasze własne pomyłki, niecelne podania i tylko to zaważyło na tym, że nagle z minus trzy zrobiło się minus dwanaście. Jeśli wyeliminujemy indywidualne błędy, to będę spokojny o wynik każdego naszego kolejnego meczu.
- W lidze gra się o mistrzostwo Polski - mówi Sebastian Sokołowski - W lidze gra się o mistrzostwo Polski - mówi Sebastian Sokołowski
Patrząc po rezultatach można stwierdzić, że zawodnicy, którzy do Puław przyszli latem, zdążyli się już wkomponować w drużynę.

- Tak, oczywiście. My rozpoczęliśmy okres przygotowawczy bardzo wcześnie i wydaje mi się, że powoli zaczynamy się rozumieć, a z każdym meczem będzie to funkcjonowało jeszcze lepiej. Tak naprawdę grę kreują rozgrywający, a u nas do drugiej linii dołączył tylko Rafał Przybylski. Cała stara gwardia została i oni doskonale się rozumieją.

Jak układa się twoja współpraca z Marcinem Kurowskim? To trener młodego pokolenia, Azoty są jego pierwszym poważnym miejscem zatrudnienia. Dostrzegłeś w jego pracy coś nowego, świeżego, charakterystycznego?

- Miałem okazję w przeszłości pracować także z innymi młodymi szkoleniowcami, jak choćby z Krzyśkiem Kisielem w Olsztynie. Po trenerze Kurowskim widać, że cały czas czuje tą grę, bo dopiero niedawno zawiesił buty na kołku. Na pewno jest szkoleniowcem, który słucha podopiecznych i nie zachowuje się tak, jakby wiedział wszystko, a zawodnicy byli tylko od grania. Próbujemy współpracować na linii zawodnicy - trener.

Miejsce w pierwszej czwórce ligi po fazie zasadniczej, Final Four Pucharu Polski i półfinał Challenge Cup. Złapaliście się za głowę, gdy usłyszeliście, jakie cele postawił przed wami zarząd? Nie ma miejsca na dekoncentrację, musicie wykazać się na wszystkich arenach.

- Wydaje mi się, że dysponujemy równym składem, mamy dwie mocne siódemki i możemy odpowiednio rozłożyć siły. Najważniejsza dla nas jest jednak liga. W Pucharze Polski nigdy nie wiadomo, na jakiego przeciwnika trafi się w losowaniu, bo grając z Kielcami czy Płockiem ciężko będzie awansować wyżej. Challenge Cup to także loteria, bo są drużyny prezentujące różny poziom, można trafić na przeciętną egzotyczną ekipę albo mocnego przeciwnika z Zachodu. Wszystko jest jednak do zdobycia.

W czwartej kolejce czeka was konfrontacja z Zagłębiem Lubin. Czego się po tym meczu spodziewacie i co wiecie o przeciwniku?

- Przegraliśmy z nimi na turnieju w Dzierżoniowie i mamy za co się odegrać. Na pewno będzie to mecz walki, a my tanio skóry nie sprzedamy. Mamy do dyspozycji dwie równe siódemki, rywal z kolei posiada pierwszy skład lepszy od drugiego. Musimy przez całe sześćdziesiąt minut grać na pełnych obrotach i szukać możliwości ku temu, by ich podstawowi zawodnicy opadli z sił. Mózgiem zespołu jest Dawid Przysiek i on kreuje grę całego zespołu. Mocną posiadają też bramkę, ale Adam Malcher ma młodego zmiennika i jeśli zdołamy go rozmienić na drobne, to później będzie nam się łatwiej grało.

Starcia Azotów z Zagłębiem zawsze pełne były emocji, a walka na noże toczyła się do ostatnich sekund. Po chłopakach, którzy są w Puławach od dłuższego czasu widać, że przywiązują do tego meczu szczególną uwagę, czy wszyscy podchodzicie do tego tak, jak do kolejnego ligowego spotkania?

- Przed każdym starciem mobilizujemy się równie mocno. Przed tygodniem graliśmy z Zabrzem i gdy patrzyłem na wyniki Azotów z NMC Powenem, to też zawsze były na styku. W naszej lidze, poza Kielcami i Płockiem, nie ma zespołów słabych i mocnych. Przykład mieliśmy w Przemyślu, gdzie mimo, że wysoko prowadziliśmy, zwyciężyliśmy ostatecznie w końcówce jedną bramką. Bardzo często decydująca jest, jak już mówiłem, forma dnia, a przy równym wyniku także kontrowersyjne gwizdki sędziów. W tym sezonie naprawdę ciężko będzie o wysokie wygrane.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×