Jesteśmy lepsi niż przed rokiem - rozmowa z Robertem Orzechowskim, graczem Górnika Zabrze
- Jesteśmy dziś lepszym zespołem niż rok temu, ale rywale też nie próżnują i liga wygląda na silniejszą - ocenia w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Robert Orzechowski, gracz Górnika Zabrze.
Marcin Ziach: W sobotę Górnik Zabrze może zostać wiceliderem PGNiG Superligi. Po raz pierwszy na tym etapie rozgrywek od kilkunastu lat...
Robert Orzechowski: Wpadka Wisły w Płocku ze Stalą Mielec na pewno nam w tym pomogła, ale także nasza postawa musi wzbudzać uznanie. Obecna sytuacja pokazuje, że ta liga jest ciekawa i zaskakiwać mogą niektóre wyniki. Nikt nie spodziewał się, że Puławy będą ostatnie, a Górnik po sześciu meczach może być wiceliderem. To dodaje rywalizacji smaczku, a fakt, że my wypadamy na tym tle bardzo dobrze może tylko cieszyć.
To pokazuje, że dziś jesteście bliżej Orlen Wisły Płock niż rok temu czy raczej decyduje przypadek?
Pojedynek z Wybrzeżem Gdańsk - klubem, z którego się wywodzisz - będzie dla ciebie wyjątkowy?
- Gdańsk to moje rodzinne miasto, a w Wybrzeżu w 2000 roku rozpoczynałem karierę. Potem wszystko się rozpadło i kontynuowałem przygodę z handballem w Conradzie Gdańsk. W tym klubie święciłem sukcesy w mistrzostwach Polski. Sentyment do Trójmiasta i Wybrzeża więc na pewno jest, bo na ich grze w elicie i Lidze Mistrzów się wychowałem. Cieszę się, że znowu są w Superlidze.
Klan Orzechowskich w Wybrzeżu nie ograniczał się tylko do ciebie. Z klubem przez lata związany był także twój ojciec.
- Mój tata był kierownikiem w Sokole Gdańsk, a potem powstał projekt odbudowania Wybrzeża i zdecydował się w niego zaangażować. Praktycznie od II ligi do awansu do Superligi był cały czas z zespołem.
Przed tym meczem serce mocniej zabije, czy raczej będzie to zwykły mecz o ligowe punkty?
- Raczej to dla mnie mecz o punkty jak każdy inny. Porozmawiać z chłopakami mogę sobie przed meczem, a na boisku nie ma miejsca dla przyjaciół. Trzeba wyjść i wygrać.Ty na powołanie od Michaela Bieglera czekasz?
- Byłem na zgrupowaniu już w czerwcu. Śladu po kontuzji nie ma, praktycznie o niej zapomniałem. Jestem gotów i pozostaję do dyspozycji selekcjonera.
Ile jest w tobie "Orzecha" sprzed kontuzji?
- Nie chcę tego oceniać, myślę, że najlepiej pokazują to wyniki. Ja czuję się w 100 proc. zdrowy i gotowy do walki o punkty. Obym tylko grał regularnie i Górnik miał z tego pożytek, to będę zadowolony.
W ostatnich meczach - wobec absencji Mariusza Jurasika - byłeś kluczowym i wyróżniającym się zawodnikiem Górnika Zabrze.
- Miałem okazję zagrać dwa pełne spotkania. Myślę, że zagrałem nie najgorzej. Wygraliśmy te mecze, a szczególnie cieszą punkty na trudnym terenie w Mielcu. Udało mi się do tych czterech punktów dołożyć swoją cegiełkę, ale wraca "Józek" i pewnie upomni się o swoje miejsce. Rywalizacja może być ciekawa.
Trener Patrik Liljestrand cały czas szuka optymalnego ustawienia, by na boisku znaleźć miejsce dla was obu.
- Często gramy tak, że jeśli Mariusz wychodzi w "siódemce", a ja gdzieś po kwadransie gry, to on przechodzi na środek, a ja zajmuję jego miejsce na prawym rozegraniu. Tak gramy długimi fragmentami, a w końcówce ubiegłego sezonu pomogło nam to w walce o brązowy medal. Dopóki "Józek" był zdrowy, to częściej graliśmy leworęcznym niż praworęcznym graczem na rozegraniu. Na pewno jest to jakaś recepta.
Ostatnie mecze pokazały, że nawet bez "Józka" w składzie Górnik potrafi grać dobrze i wygrywać mecze, zamykając tym usta krytykom.
- Mamy w kadrze czternastu ludzi, którzy nie są tutaj z przypadku. Wielu z nich to wielokrotni medaliści mistrzostw Polski oraz byli i obecni reprezentanci kraju. Każdy z nas z niejednego pieca chleb jadł i absencja jednego zawodnika - nawet jeśli chodzi o Mariusza Jurasika - nie będzie już tak widoczna. Myślę, że wypaść musiałoby 3-4 graczy, by to zaczęło rzutować na naszą grę. Takiej sytuacji jednak jeszcze nigdy nie mieliśmy i miejmy nadzieję, że mieć nie będziemy.