Vive poległo w Szeged, Bombac zdemolował obronę mistrzów Polski!

Od bolesnej porażki rozpoczęli tegoroczną edycję Ligi Mistrzów szczypiorniści Vive Tauronu Kielce. Podopieczni Talanta Dujszebajewa przegrali w Szeged z tamtejszym Pick 30:31. Fantastyczne spotkanie rozegrał w ekipie gospodarzy Dean Bombac.

Łukasz Wojtczak
Łukasz Wojtczak

Trudno było przed tym meczem wskazać murowanego faworyta do zwycięstwa. Mimo, że kielczanie w ostatnich latach osiągali lepsze wyniki w Champions League, to zespół węgierski w poprzedniej edycji również udowodnił swoją wartość - awansował do ćwierćfinału. Madziarzy mieli też wystąpić przed własną, żywiołową publiką, która nie raz była już świadkiem zwycięstwa Pick nad teoretycznie mocniejszym rywalem. Dwa punkty w takim pojedynku, biorąc pod uwagę znakomite zespoły, które trafiły do grupy B, mogły w końcowym rozrachunku okazać się na wagę złota. Jednak mistrzowie Polski, otwarcie mówiący o swoich ambitnych celach w rozgrywkach europejskich, jechali na Węgry wyłącznie z myślą o wygranej.

Mecz na początku toczony było w dość spokojnym tempie. Gospodarze w defensywie rozpoczęli w ustawieniu 5-1, kielczanie postawili na klasyczne 6-0. W ataku to zespół Vive zachowywał więcej "zimnej krwi". Świetnie radził sobie zwłaszcza Krzysztof Lijewski. Z kolei w ekipie rywali jedynym zawodnikiem, który w pierwszych dziesięciu minutach znajdował sposób na Sławomira Szmala, był Słoweniec Dean Bombac. Po dwunastu minutach mistrzowie Polski prowadzili 6:4. Wynik mógł być lepszy, gdyby nie kilka znakomitych obron w wykonaniu Jose Manuela Sierry.

Od 13 minuty kielczanie zaczęli fatalnie gubić się w ataku, a obrona była totalnie dziurawa. Gospodarze wykorzystali chaos na boisku. Najpierw gola na wagę remisu zdobył fantastyczny Bombac, a na pierwsze prowadzenie Pick wyprowadził chwilę później Jonas Källman (7:6). Trener Talant Dujszebajew był zmuszony poprosić o czas, zaczął mocno rotować składem, żeby nie dać odskoczyć rywalom. Niestety, tuż po wznowieniu Kallman trafił po raz kolejny, a na domiar złego Ivan Cupić pomylił się z linii 7 metra. Szansą dla Vive była gra w przewadze, kiedy na ławce kar usiadł Bombac. W 18. minucie udało się w końcu odrobić straty, kiedy gola na 8:8 rzucił Mateusz Jachlewski.

Radość gości była jednak krótka, już minutę później Węgrzy odzyskali dwa trafienia przewagi, a dwie minuty kary otrzymał Michał Jurecki. Obrona kielczan była ich największą bolączką, brakowało też płynności w ofensywie, gry zespołowej. Za dużo było za to akcji indywidualnych, przez co mnożyły się straty. W 24. minucie gospodarze prowadzili już 13:9. Dopiero po tym fatalnym okresie Vive zdołało nieco się pozbierać. Trzy spokojne ataki pozycyjne, kara dla Szabolcsa Zubaia i Karol Bielecki w 27. minucie zdobył bramkę kontaktową (13:12). O czas poprosił w tym momencie szkoleniowiec Pick. Uwagi trenera najwyraźniej pomogły, bo końcówka zdecydowanie należała do gospodarzy. Mistrzowie Polski nie wykorzystali faktu, że końcowe 120 sekund grali w przewadze zawodnika i do przerwy było 17:14.

Druga odsłona zaczęła się dla kielczan nie najlepiej. Co prawda na listę strzelców szybko wpisał się Julen Aquinagalde, ale błyskawicznie odpowiedział Bombac, a w dodatku sędziowie pokazali dwie minuty kary Grzegorzowi Tkaczykowi. Węgrzy mogli uzyskać w tym momencie wysoką przewagę, gdyby nie skuteczność Krzysztofa Lijewskiego. W 35. minucie było 20:17, ale wciąż mało dobrego dało się powiedzieć o defensywie przyjezdnych. Chwilę później Vive przytrafił się następny kryzys. Szybkie i skuteczne kontry w wykonaniu gospodarzy przyniosły im trzy gole z rzędu... Pick złapało wiatr w żagle, publiczność szalała, a kielczanie wydawali się kompletnie rozbici. W 38. minucie na tablicy świetlnej było 23:17.

W 40. minucie Dean Bombac rzucił swoją dziesiątą bramkę! Mecz wprawdzie nie był jeszcze przegrany, ale Vive musiało diametralnie zmienić jego oblicze. Na kwadrans przed końcem wynik brzmiał 26:23. Kielczanie poprawili grę w ataku, co szybko zaowocowało, ale do sukcesu potrzebna była jeszcze szczelna obrona. Gospodarze długo jednak byli w stanie utrzymywać dwie -trzy bramki zapasu. Na dziesięć minut przed końcem, kiedy Uros Zorman doprowadził do stanu 28:26, o czas po raz kolejny poprosił węgierski trener. Wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatnich, nerwowych fragmentach. Niestety, Polacy dość szybko roztrwonili to, co tak długo odrabiali.

W 54. minucie na boisku pojawił się Piotr Wyszomirski, który obronił rzut karny wykonywany przez Karola Bieleckiego. Było wówczas 30:26. Kilka minut później bramkarz reprezentacji Polski zatrzymał "Kolę" również po rzucie z dystansu, co wywołało prawdziwą euforię na trybunach. Ambicji gościom trudno odmówić, walka była heroiczna. Na dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem Pick prowadziło 31:28, więc wszystko na co mógł jeszcze liczyć trener Dujszebajew, to remis. Na 22 sekundy przed końcem było 31:30, ale przy piłce byli gospodarze. Vive zdołało ją odzyskać, a po faulu na kielczanach Bielecki miał dwie sekundy, żeby po rzucie wolnym doprowadzić do upragnionego remisu. Niestety rzut został zablokowany i ostatecznie Vive Tauron Kielce w swoim pierwszym meczu Ligi Mistrzów sezonu 2015/2016, przegrało z węgierskim Pick Szeged 30:31.

MOL-Pick Szeged - Vive Tauron Kielce 31:30 (17:14)

Pick: Sierra, Wyszomirski - Ancsin 1, Balogh 1, Blazević, Bombac 11/3, Curuvija, Fekete, Dos Santos 4, Hegedus, Ilyes 2, Kallman 5, Mindegia Elizaga 2, Velky, Vranjes 4, Zubai 1.
Karne: 3/3
Kary: 16 min.

Vive: Szmal, Sego - Aquinagalde 6/2, Bielecki 2/1, Bis, Buntić 4, Cupić 2, Jachlewski 2, Jurecki 5, Lijewski 4, Reichman, Strlek 3, Tkaczyk, Vujović, Zorman 2.
Karne: 3/5
Kary: 4 min.

Kary: Pick (Bombac, Blazevic, Ancsin i Dos Santos po 2 min.; Vranjes i Zubai po 4 min.); Vive (Jurecki i Tkaczyk po 2 min.).

Sędziowie: Angel Sabroso Ramirez i Oscar Raluy Lopez (obaj Hiszpania).

Najlepszym zawodnikiem meczu był...

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×