Gwardia Opole notorycznie oszukiwała swoich zawodników

Długi, obietnice bez pokrycia, drastyczne cięcia zarobków, wyrzucanie z mieszkań - takie "przygody" spotykały graczy Gwardii Opole w ostatnich sezonach. To nie przeszkodziło, by klub otrzymał licencję na grę w lidze zawodowej.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Do tej pory byli zawodnicy klubu milczeli na temat zaległości wobec nich. Zirytowała ich jednak wypowiedź wiceprezes Gwardii SA Anny Wesołowskiej, która na łamach opolskich mediów oświadczyła, że klub wypełnił wszelkie zobowiązania wobec graczy i trenerów, przeznaczając na to łącznie 800 tysięcy złotych.

- Ostatnią pełną wypłatę otrzymałem w maju 2015 roku - mówi nam Adam Ciosek, jeden z byłych piłkarzy Gwardii. - Może nie byłoby całej afery, gdyby Gwardia poległa, została zlikwidowana i zaczynała od najniższej klasy rozgrywkowej. Ale klub, po przekształceniu się w spółkę akcyjną, z nowym logo i zarządem, lecz tymi samymi zawodnikami, dostaje licencję na występy w lidze zawodowej - dodaje.

Ciosek odszedł z Gwardii. Zaczął pracować w PZU, gra teraz w innej drużynie - ASPR-ze Zawadzkie.

- Dostaliśmy od Związku Piłki Ręcznej informację, że obecna Gwardia SA jest następcą prawnym po byłym klubie, łącznie z długami. A przecież głównym warunkiem licencyjnym ligi zawodowej jest brak długów. Tymczasem przedstawiciel miasta, będącego nowym właścicielem klubu, powiedział, że nie będą nic spłacać. Po czym nagle władze oznajmiają, że spłacili wszystkie należności. Obecni ludzie Gwardii działają na niekorzyść prawie dwudziestu byłych zawodników, którym należą się pieniądze od klubu - irytuje się Remigiusz Lasoń, także były zawodnik.

ZOBACZ WIDEO Olimpiady Specjalne Polska: razem od 30 lat (źródło TVP)

Poważne problemy finansowe Gwardii zaczęły się, gdy w czerwcu ubiegłego roku wygasła umowa sponsorska z firmą Petrol Energy.

Bezradny komornik, lipne ubezpieczenia

Kolejnym oszukanym jest Jakub Płócienniczak. Mówi, że klub zalega mu cztery pensje i premię za wywalczenie awansu do PGNiG Superligi. Skierował sprawę do sądu, który w maju 2016 roku wydał korzystny dla niego wyrok. I co z tego? - Miałem podpisany kontrakt z klubem, który był stowarzyszeniem, a w takim wypadku niestety na nikim nie ciąży odpowiedzialność osobista. Kiedy na koncie stowarzyszenia nie ma pieniędzy, komornik nie ma możliwości ściągnięcia długów. Wyrok został wydany, ale do tej pory nie otrzymałem ani złotówki - mówi.

Lasoń: - Gwardia zalega mi pieniądze zarówno za stypendia, jak i koszty dojazdu do Opola na mecze i treningi. Musiałem się też leczyć za własne pieniądze, choć w kontrakcie był jasny zapis, że klub zapewnia potrzebną opiekę medyczną, zwłaszcza gdy uszczerbku na zdrowiu zawodnik dozna podczas meczu ligowego.

Podobne doświadczenia ma Sebastian Rumniak. - Miasto rzekomo uratowało klub. Miało nam na przykład opłacać składki zdrowotne. Parę tygodni temu otrzymałem rachunek ze szpitala za udzielenie mi pomocy po meczu rozegranym 16 kwietnia 2016 roku we Wrocławiu, podczas którego doznałem urazu. Zostałem poinformowany, że nie jestem ubezpieczony i muszę uiścić opłatę. Czysta amatorszczyzna - ocenia.

Ściągnęli armatę, zapomnieli o amunicji

Na początku poprzedniego sezonu do opolskiego klubu trafił Chorwat Nikola Kedzo. Jego przyjście ogłoszono transferowym hitem. Rosły szczypiornista (203 cm wzrostu) miał być główną armatą zespołu. Wytrzymał do listopada.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×