Klęska Veszprem. Pick Szeged dopadł faworytów
Sensacja w finale mistrzostw Węgier. Pick Szeged obronił cztery bramki przewagi z pierwszego meczu i po raz pierwszy od 12 lat przełamał dominację Veszprem. Dla hegemona ten wynik to dopełnienie fatalnego sezonu.
Pick nie przestraszył się czerwonej ściany kibiców, grał bezkompromisowo i zmierzał po mistrzostwo - w 40. minucie prowadził 19:17. Na parkiecie było naprawdę gorąco, spotkania nie dokończył Timuzsin Schuch, mnożyły się faule, ale Madziarzy mieli swoją wielką świętą wojnę, nieporównywalną poziomem do naszego podwórka.
Końcówka była wręcz fenomenalna. Veszprem zaczęło się odgryzać, Kent Robin Tonnesen robił, co w jego mocy i na tablicy pojawił się wynik 26:24. Od mistrzostwo dzieliły ich tylko dwa gole. Odpowiadał bardzo pewny siebie Richard Bodo, rzut Dragana Gajicia z czystej pozycji obronił Marin Sego, a na trzy minuty przed końcem Dmitrij Żytnikow zmniejszył różnicę do jednego trafienia.
Veszprem podjęło ostatnią, rozpaczliwą próbę. Skutek przyniósł czas wzięty przez Ljubo Vranjesa, na kilkadziesiąt sekund przed końcem doprowadzili do stanu 29:26. Do końca zostało 15 sekund, Juan Carlos Pastor zaprosił zawodników na rozmowę. Wydawało się, że poradzą sobie i spokojnie dowiozą wynik, ale Bodo zgubił piłkę i Blaz Blagotinsek ruszył z kontrą. Słoweniec został osaczony, może był nawet faulowany, oddał rzut z daleka. Niecelny. Pick rozpoczął świętowanie, a kibice Veszprem ronili łzy. To jeden z najgorszych sezonów węgierskiego hegemona w jego najnowszej historii. A trener Pastor, wielki taktyk, triumfował.
Telekom Veszprem - MOL-Pick Szeged 29:26 (14:17)
Najwięcej bramek: dla Veszprem - Kent Robin Tonnesen, Dejan Manaskow - po 5, Petar Nenadić 4; dla Picku - Richard Bodo 7, Stas Skube, Mario Sostarić - po 4
W dwumeczu: 58:57 dla Picku