Dagur Sigurdsson: Choroba zmienia priorytety
Po złocie mistrzostw Europy i brązowym medalu igrzysk w Rio Dagur Sigurdsson sensacyjnie rozstał się z reprezentacją Niemiec. Objął stery w Japonii, która marzy, by na kolejnych igrzyskach, w Tokio, Islandczyk znów poprowadził swój zespół do medalu.
Inne aktywności - to może być biznes, uprawianie sztuki czy inna kreatywna działalność - naprawdę pomaga w stawianiu się lepszym trenerem i bogatszym człowiekiem. Sprawia, że mózg odpoczywa, ale jednocześnie rozwija się w innych dziedzinach. Niektórzy wolą pójść na wykład, ja z kolei na koncert czy festiwal. To mnie inspiruje - różne kultury, style w jednym miejscu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: chwile grozy podczas wyprawy na K2. Bus nad przepaściąTo przystopowanie było podyktowane czymś szczególnym?
Tak. To wiąże się też z moim odejściem z reprezentacji Niemiec. Złożyło się na to wiele czynników, ale głównym jest choroba mojego ojca. Cierpi na Alzheimera, stąd chęć powrotu do ojczyzny, by spędzać z nim możliwie jak najwięcej czasu. Każdy rok wiele dla mnie znaczy.
To możliwe, trenując Japonię?
Tak, mieszkam na Islandii i dolatuję do Japonii na treningi i zgrupowania. Mogę poświęcić mu dużo czasu.
W Japonii wyznaczyli panu jasny cel: igrzyska w Tokio w 2020 roku.
2020 to dla nas wszystkich ważna data, ale ten zespół ma przyszłość poza nią. Nie myślimy obsesyjnie tylko o tych trzech tygodniach, to nie będzie koniec tej ekipy i trzeba o tym pamiętać. Są turnieje przed, jak rozpoczynające się zaraz mistrzostwa w Niemczech i Danii, będą turnieje po. Chcemy naprawdę zmienić coś w japońskim świecie piłki ręcznej na lepsze.
Dlaczego tę misję powierzyli akurat panu?
Jeszcze jako zawodnik grałem w Hiroszimie; porozumiewam się po japońsku. W perspektywie są igrzyska, więc to pewnie najważniejszy powód, dlaczego w Japonii tak postawili teraz na handball i ściągnęli mnie do siebie. Myślę, że chcieli mieć doświadczonego trenera, a ja byłem najbardziej doświadczonym trenerem, mającym już znajomość japońskiej szkoły i kultury gry. Nie ma takich wielu na rynku.
Coś pana zdziwiło po przyjeździe?
Gdy objąłem zespół - nie. Grałem tam przecież jako zawodnik (w latach 2000-03 w zespole Wakunaga Hiroshima - red.) i żyłem tam całe trzy lata. Wtedy jednak wiele rzeczy zaskakiwało mnie czy rodzinę: kuchnia, muzyka, zwyczaje - wszystko. To bardzo ekscytująca kultura, polubiłem ją. To też jeden z powodów, dlaczego zdecydowałem się tu wrócić.
Teraz już wiedziałem dokładnie, czego się spodziewać. Wiedziałem też od strony sportowej, że jest tu ogrom pracy do wykonania, stąd długoterminowy kontrakt, do igrzysk. Chcę rozwijać i wspierać piłkę ręczną w Japonii.
Język to duża bariera w azjatyckich krajach, mało kto zna go dobrze.
Za dużym słowem by było, gdybym powiedział, że znam ten język. Tak, komunikuję się z zespołem po japońsku, staram się mówić jak najwięcej po japońsku, ale wciąż się uczę. To na pewno pomaga w prowadzeniu reprezentacji.
Będzie pan chciał zeuropeizować grę Japończyków? Dla nas – egzotyczną.
Nie sądzę. Myślę, że złapałem i zachowałem dużo japońskiego stylu gry wewnątrz drużyny, oczywiście stawiam też swój stempel na zespole, ale nadal mogą grać z dużą swobodą, wolnością, więc określiłbym to jako mix mojej wizji piłki ręcznej z japońską. Niemożliwym byłoby przecież uczynienie z tego zespołu kopii chociażby niemieckiej ekipy, którą ostatnio prowadziłem. Tu wszystko jest inne: warunki fizyczne zawodników, ich nastawienie, zmęczenie sezonem, kultura, system. Chcemy wykreować swój własny styl.
Na turnieju w Opolu widzieliśmy wasze atuty: szybkość, mobilność, zespołowość.
Tak, Japończycy są znakomitymi graczami zespołowymi i - co ważne - też po prosu dobrymi ludźmi i kolegami. Świat piłki ręcznej w Japonii jest bardzo mały, to tylko 10 zespołów, które właściwie się nie zmieniają. Więc mierzą się ciągle ci sami zawodnicy, te same zespoły. Zawodnicy są jednak bardzo zdyscyplinowani, pracują i trenują ciężko i stąd nasz progres.
Nie brakuje wam indywidualności? Tylko trzech zawodników przebiło się do Europy.
Czasem tak. Byłyby przydatne, żeby w ten sposób zaskoczyć przeciwnika czy przejąć kontrolę nad grą, ale koniec końców i tak jestem zadowolony z tego, jak mój zespół wygląda i kto się w nim znajduje.
NA DRUGIEJ STRONIE DAGUR SIGURDSSON OPOWIADA O REALIACH PIŁKI RĘCZNEJ W JAPONII, STARTUJĄCYCH MISTRZOSTWACH ŚWIATA I SWOICH POPRZEDNICH SUKCESACH.