Puchary korzystne tylko dla EHF. Masowe rezygnacje

Pandemia koronawirusa mocno zachwiała środowiskiem sportu, także piłki ręcznej. EHF zamiast pomóc klubom, poszła na skróty i jeszcze zwiększyła koszty. Efekt: masowe rezygnacje, które wcześniej nie miały miejsca, m.in. w Niemczech i Serbii.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
piłka do szczypiorniaka WP SportoweFakty / Michał Domnik / Na zdjęciu: piłka do szczypiorniaka
O nieopłacalności gry w europejskich pucharach pod egidą EHF wiadomo było już od dłuższego czasu. W czasie pandemii koronawirusa sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Kluby mocno ucierpiały, część sponsorów, przede wszystkim tych mniejszych, po prostu się wycofało, chcąc ratować własne firmy. Na te sygnały federacja wydaje się być głucha.

- Kiedy EHF zacznie poważnie traktować kluby i przynajmniej zwracać koszty udziału w tych rozgrywkach? To jest jedyny europejski związek, do którego na okrągło trzeba dopłacać - od pytania i zarazem apelu do władz zaczął Witold Kulesza, prezes klubu z Lubina.

- Jest COVID i wszystkie kluby zaczynają liczyć pieniądze. Górnik Zabrze potrafił się wycofać z pucharów, podobnie Gwardia Opole (więcej o tym tutaj). A te kluby mają po jednej drużynie. A ja mam na utrzymaniu dwie (męski i żeński zespół) - przyznał.

ZOBACZ WIDEO: Kolarstwo. Tour de Pologne pierwszym wyścigiem etapowym w sezonie. "Zgłaszają się wielkie nazwiska!"

- Na udział w europejskich rozgrywkach, jeżeli przebrnęłoby się przez eliminacje, trzeba szykować 600-700 tys. zł. Dlaczego wszyscy chcą startować w pucharach w piłce nożnej? Bo nawet na pierwszej rundzie zarabia się pieniądze. A my ciągle mamy do tego dopłacać? - zapytał retorycznie prezes Miedziowych.

Kulesza podał przy tym bardzo konkretny przykład. - Wysłałem już pismo, dlaczego ciągle do Polski przyjeżdżają sędziowie, którzy mają do pokonania 3 tys. km i więcej. My musimy zapłacić im wynagrodzenie, opłacać ich dojazdy do lotnisk z miejsca zamieszkania, przeloty. A to nie wszystko. Najpierw z góry trzeba wpłacić niemałą kaucję. Prawie 100 tys. opłat na dzień dobry - wyliczył.

- Zaciągam przede wszystkim zobowiązanie wobec zawodniczek i zawodników. Chcę wypełnić je w 100 proc. Przeliczyłem, ile to może kosztować. Chcemy być stabilnym klubem. Jest to nadzwyczajny wydatek. My dziś walczymy o umowy sponsorskie - dodał.

- Nie jest tak, że czuję niechęć do europejskich pucharów. Ale trzeba coś zrobić, zmienić ten skostniały system finansowania rozgrywek. Klubom ma się opłacać startować - słusznie podkreślił prezes.

- Jest też drugi powód. Skąd mamy wiedzieć, że na mecze będzie mogła wejść publiczność? Te spotkania rzeczywiście cieszą się u nas dużym zainteresowaniem. Wszyscy straszą drugą falą, skąd więc wiadomo, że będziemy mogli w ogóle zagrać? Nagle każą nam grać przy pustych trybunach i jeszcze płacić takie ciężkie pieniądze. Podejrzewam, że większość klubów, które zrezygnowały, miały takie właśnie uzasadnienie - ocenił.

Ten ostatni aspekt, zdaniem Kuleszy, ostatecznie przechylił szalę. - Gdybym miał zagwarantowane, że hala będzie się mogła u nas zapełnić, to zrobiłbym to dla naszych kibiców. Gdzieś bym się tam sprężył, ale teraz, przy takiej niepewnej sytuacji, nie chcę ryzykować. Kiedyś opłaty były wnoszone etapowo. Za pierwszą rundę ileś tam euro, za drugą też. Teraz trzeba wyłożyć naprawdę dużo więcej pieniędzy - podsumował działacz Zagłębia.

Zobacz także:
--> Magdalena Stanulewicz odchodzi z Boden

Czy kluby powinny zacząć nagminnie bojkotować grę w europejskich pucharach?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×