Dramatyczna sytuacja w Bałtyku. Polską olimpijkę uratowała jedna umiejętność

Wakacje, Hel, godz. 9 rano, jakieś dziesięć lat temu. Agata Korc, olimpijka, mistrzyni i rekordzistka Polski w pływaniu, wypoczywa na plaży ze znajomymi. Upał. Postanawia wejść do wody, aby się schłodzić. Ta decyzja na zawsze zmienia jej życie.

Dawid Góra
Dawid Góra
Agata Korc Instagram / Na zdjęciu: Agata Korc
Dwudziestokilkulatka zakłada okulary. Powoli wchodzi do zadziwiająco ciepłego Bałtyku. Bezwietrzna pogoda. Wskakuje, aby porządnie się ochłodzić.

Głowa nad wodą. Jedno spojrzenie przed siebie. Płynie kraulem.

Na co dzień trenuje dwa razy dziennie. Przepłynięcie nawet szesnastu kilometrów nie stanowi dla niej problemu. Niedawno na igrzyskach olimpijskich w Pekinie zajęła siedemnaste miejsce poprawiając rekord Polski w stylu dowolnym na 50 m.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski

Ale teraz nie myśli o sporcie. Chce oczyścić umysł. Woda to dla niej nie tylko miejsce pracy, ale także coś w rodzaju naturalnego środowiska. Tylko w niej potrafi naprawdę się zrelaksować.

Po kilkudziesięciu sekundach w Bałtyku czuje się świetnie. Przerywa kraula. Odwraca się, aby spojrzeć na brzeg.

Nagle zamiera. Po chwili serce bije szybciej. Nie spodziewała się, że odpłynęła tak daleko. Plażę widać niewyraźnie. Jest jakieś 300 metrów od niej.

Nie słyszy plażowiczów i znajomych. Wokół niej martwa cisza poszarpana dźwiękiem przewalających się niewielkich fal.

"Co będzie, jeśli porwie mnie prąd morski? Co będzie, jeśli złapie mnie skurcz? A jak zasłabnę, popełnię jeden mały błąd?" - przez głowę przelatują kolejne pytania.

Serce bije coraz szybciej. Napinają się mięśnie. Spłyca oddech.

Panika.

Agata nie wie, co robić. Czuje się coraz słabsza. Ale z gonitwy myśli wyławia jedną - uspokój się!

Jakby automatycznie przewraca się na plecy. Trudno jej rozluźnić mięśnie, ale udaje się wziąć kilka głębszych oddechów. Broda podniesiona, ręce i nogi lekko rozchylone. Oddechy przeponą.

Ciało utrzymuje się na wodzie. Odpoczywa. Oczy patrzą na błękitne niebo. Zamyka powieki.

Dryfuje.

Teraz łatwiej zebrać myśli. Oddech powoli się uspokaja, a ciało rozluźnia.

"Agata, jesteś mistrzynią Polki, reprezentowałaś kraj na igrzyskach, masz na koncie kilka rekordów. Przecież tu nie utoniesz. Weź się w garść" - myśli dodają otuchy.

To jest ten moment. Odwraca się na brzuch. Przechodzi do kraula.

Przepływa kilkadziesiąt metrów. Ale w jednej chwili strach zanieczyszcza umysł. Mięsnie znów odmawiają posłuszeństwo. Oddech spłyca się błyskawicznie.

Ale teraz już wie, co robić.

Agata odwraca się na plecy. Broda do góry, ręce i nogi w bok. Coraz spokojniejsze oddechy.

Dryfowanie pozwala jej znów zebrać myśli i spojrzeć na sytuację trzeźwym okiem. Teraz nie potrzebuje już tyle czasu, co poprzednio. Kilkanaście sekund, obrót, kraul.

Dopłynięcie do brzegu zajmuje jej kilka chwil. Z wody wychodzi blada. Zmęczona pada na piasek. Jeszcze nie rozumie, co się stało, choć wyrzuty sumienia powoli zaczynają kiełkować.

Najprostsze, co może pomóc

- Na brzegu poczułam ogromną ulgę, ale wyrzuty sumienia sprawiały, że nie rozumiałam, jak mogłam doprowadzić do tak niebezpiecznej sytuacji. Szczególnie jako profesjonalistka. Po chwili opowiedziałam o wszystkim znajomym. Nie zdawali sobie sprawy z tego, co przeżyłam. Z zewnątrz na pewno nie wyglądałam na osobę potrzebującą pomocy. Szczególnie, że niewiele mogli dostrzec, byłam daleko od brzegu. Ta sytuacja działa się jednak przede wszystkim w mojej głowie. Część znajomych była przerażona. Pozostali to zbagatelizowali. Mówili: "Jesteś mistrzynią, olimpijką, przecież nic się nie stało". Ale ja doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tragedia była blisko. Tamtego dnia nie weszłam już do wody. Przez kilka kolejnych dni, nawet zanurzając się tylko do ramion, czułam olbrzymi dyskomfort. Na szczęście nie miało to wpływu na moją karierę. Odczucie dyskomfortu nie atakowało mnie w basenie - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty Agata Korc.

Dziś ma 36 lat, karierę sportsmenki zostawiła za sobą. Założyła Fundację "Bezpiecznie do brzegu". Działa na rzecz zminimalizowania liczby utonięć w Polsce.

- Woda to żywioł. To pierwszy wniosek, który wyciągnęłam z całej sytuacji. Zawsze trzeba mieć do niej respekt, niezależnie od tego, jak dobrze czujemy się pływając. Do dziś, nawet na małym jeziorku, nie zapuszczam się w rejony daleko od brzegu. A nawet jeśli, zawsze mam ze sobą bojkę ratowniczą. Znam swoje umiejętności pływackie, ale na własnej skórze doświadczyłam sytuacji, która mogła mnie pokonać w moim niemal naturalnym środowisku - zaznacza Korc.

Najważniejszym wnioskiem, jaki pływaczka wyciągnęła ze zdarzenia sprzed dziesięciu lat, jest jednak przydatność umiejętności dryfowania. Właśnie rozpoczyna kampanię, która ma zwiększyć świadomość wśród Polaków w tym zakresie.

- Jestem przekonana, że gdyby ludzie mieli świadomość i umiejętność dryfowania, śmiertelnych wypadków byłoby znacznie mniej. Nasza akcja jest przede wszystkim uświadamiająca. Dryfowanie pomaga opanować stres, panikę i zmęczenie. Działa nawet w przypadkach skurczu mięśnia. Druga sprawa to jednak konieczność umiejętnego wykonywania tego sposobu na samoratownie. Jako trenerka pływania wiem, że wiele osób ma problem z położeniem się na plecach na wodzie. Odczuwają dyskomfort, nie wiedzą, że ciało przecież unosi się na powierzchni. Musi jednak być w pełni rozluźnione. Trzeba też przyjąć odpowiednią pozycję. Kiedy się nauczymy tych prostych zasad, dryfowanie nie będzie sprawiać nam żadnego problemu - wyjaśnia.

Dryfowania dobrze się nauczyć pod okiem instruktora albo z asekuracją bojki na płytszej wodzie. Najważniejsze to uświadomić sobie, jak się rozluźniać, uspokajać - choć w panice to bardzo trudne. Należy doprowadzić do sytuacji, kiedy nie walczymy o utrzymanie się na wodzie. To daje nam chwilę namysłu, logicznego myślenia, które pozwala bezpiecznie dopłynąć na brzeg. Po rozluźnieniu mięśni, trzeba odchylić brodę, żeby móc spokojnie pływać. Usta powinny być jak najdalej od tafli wody. Odchylona broda sprawia, że prostuje się kręgosłup. Wtedy wystarczy lekko poruszać nogami, a ciało prawie bezwiednie utrzymuje się na wodzie. Dobrze jest też delikatnie rozłożyć ręce i rozchylić nogi, żeby zwiększyć powierzchnię nośną ciała.

W wielu przypadkach to wystarczy, aby uniknąć śmierci.

Dryfuję, nie tonę

Każdego roku, na świecie tonie co najmniej 236 tyś. osób (ok. 2,5 mln w ciągu ostatniej dekady), z czego ponad połowę stanowią osoby poniżej trzydziestego roku życia. Mężczyźni toną średnio dwa razy częściej niż kobiety. Według WHO, utonięcie to trzecia najczęstsza przyczyna nieumyślnej śmierci na świecie.

W Polsce toną głównie osoby dorosłe, które przeceniają swoje umiejętności. Ponad osiemdziesiąt pięć proc. utonięć to statystyki dotyczące mężczyzn. Polskie dane wskazują, że do utonięć najczęściej dochodzi w jeziorach i rzekach. W ubiegłym roku utonęło w Polsce 408 osób. W czerwcu 2022 roku w polskich wodach życie straciło osiemdziesiąt siedem osób.
Polska zajmuje dziewiąte miejsce w Unii Europejskiej pod względem liczby utonięć.

28 kwietnia 2021 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych przyjęła Rezolucję w sprawie zapobiegania utonięciom. ONZ podkreśla, że utonięciom można zapobiec poprzez kształtowanie umiejętności pływania, szkolenia ratownicze, zarządzanie ryzykiem powodziowym i inne, a także opracowanie programów zapobiegania utonięciom - zgodnie z wytycznymi World Health Organization (WHO).

25 lipca obchodzimy Światowy Dzień Zapobiegania Utonięciom. W Polsce, koordynatorem tych działań jest Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe reprezentujące International Life Saving Federation (ILS) oraz World Health Organization.

Tego dnia Fundacja "Bezpiecznie do brzegu" oraz "Pływacki Patrol" rozpoczyna akcję "Dryfuję, nie tonę" i namawia instruktorów pływania w całej Polsce, aby przeprowadzili ze swoimi podopiecznymi prostą piętnastominutową lekcję dryfowania. Polega na trzech ćwiczeniach: samego dryfowania i dwóch przejść - z pozycji pionowej na plecy i odwrotnie.

- To niezwykle ważne. Ja już wiem, jak skuteczny jest ten sposób na uratowanie własnego życia. Teraz chcemy, aby dowiedzieli się o nim inni - podsumowuje Agata Korc.

Dawid Góra, dziennikarz WP SportoweFakty

Scena jak z filmu nad polskim morzem. Tak matka uratowała swoje dziecko >>
Tyle zarabiają ratownicy wodni. Dziennikarz WP ujawnia kwotę >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×