Chad le Clos. Pływak, którego nie znokautował nowotworowy cios

Przed wyjazdem do Rio de Janeiro dowiedział się o nowotworze obojga rodziców. Chad le Clos nie zrezygnował z występu na igrzyskach w Kraju Kawy i "wypływał" na ich oczach dwa medale olimpijskie.

Małgorzata Boluk
Małgorzata Boluk
AFP / GABRIEL BOUYS / AFP

Urodził się w Durbanie. Chad le Clos swoją przygodę z basenem rozpoczął, gdy skończył siedem lat. Reprezentant RPA regularnie uczestniczył także w treningach piłki nożnej, ale w nastoletnim wieku uświadomił sobie, że to pływaniu chce poświęcić życie. Mały sentyment do futbolu jednak pozostał. W każdy czwartek zbiera się z przyjaciółmi i gra na PlayStation w FIFĘ.

"Spójrz na niego, on jest piękny"

Igrzyska w Londynie przyniosły mu międzynarodową sławę. Chad le Clos po fantastycznym finiszu w finale na dwieście metrów stylem motylkowym pokonał legendarnego Michaela Phelpsa i świętował pierwszy w karierze olimpijski medal. Zadowolenia nie krył także jego ojciec, a zarazem najlepszy przyjaciel i mentor. "Niewiarygodne, niewiarygodne, niewiarygodne. Spójrz na niego, on jest piękny, kocham cię", krzyczał do prezenterki BBC tato sportowca. Pływak zaimponował światu nie tylko fantastyczną formą, ale też niesamowitą skromnością. Po spektakularnym zwycięstwie poinformował na Twitterze, że rywalizacja z amerykańskim rekordzistą to dla niego ogromny zaszczyt. - Jesteś wielki - napisał do pokonanego Michaela Phelpsa. Jak w takim razie nazwać człowieka, który po informacji o raku ukochanej matki zdobywa medal?

Nowotworowy cios

Sześć lat temu rodzinie z RPA przyszło stoczyć pierwszą nierówną walkę z rakiem. Zaniepokojona swoim zdrowiem Geraldine le Clos skonsultowała się z lekarzem, a ten skierował ją na specjalistyczne badania. "Ma pani nowotwór piersi", usłyszała. Słowa onkologa brzmiały jak wyrok. Syn o niczym jeszcze nie wiedział. Był na rodziców wściekły, ale później zrozumiał, że nikt nie chciał go martwić przed występem w Igrzyskach Wspólnoty Narodów. Matka pływaka przeszła operację i rozpoczęła chemioterapię. Wczesne stadium śmiertelnej choroby pozwalało z umiarkowanym optymizmem spojrzeć w przyszłość. Kobieta nie zamierzała żegnać się ze światem. Los dał jej to, za co umierający człowiek oddałby wszystko co ma, i jeszcze się zapożyczył - drugie życie. Po miesiącach cierpień doszło do całkowitej remisji. Koszmar jednak powrócił. Ze zdwojoną siłą.

Tylko nie ojciec

Rodzina Le Closów dostała od życia kolejny policzek. Matka sportowca ze względu na nawrót choroby nowotworowej musiała przejść w maju tego roku przez podwójną mastektomię. Nieustannie trwał przy niej mąż, u którego... zdiagnozowano raka prostaty. Bert le Clos kilka tygodni przed wyjazdem syna do Rio de Janeiro poddał się operacji. Ojciec i najlepszy przyjaciel pływaka w ciągu kilku miesięcy schudł aż trzydzieści kilogramów. Małżeństwo nie chciało jednak oglądać występów swojego dziecka w telewizji i honorowo poleciało za nim do Kraju Kawy. Reprezentant RPA wywalczył na ich oczach dwa olimpijskie srebra - jedno na dystansie dwustu metrów stylem dowolnym, a drugie na sto metrów motylkiem. Smakowały jak złoto.

ZOBACZ WIDEO "Halo, tu Rio": miasto Boga czy bez Boga? (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×