Maratony pełne legend. Niezwykłe wydarzenia podczas królewskiego dystansu

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
W 1952 roku publiczność w Helsinkach była świadkiem niezapomnianych wyczynów Emila Zapotka. Wspaniały czeski długodystansowiec triumfował kolejno na 5 kilometrów, na 10 kilometrów, aż wreszcie także w maratonie. Do dziś nie znalazł się nikt, kto byłby w stanie powtórzyć wyniki Zatopka, a patrząc na postępującą specjalizację nietrudno o stwierdzenie, że może już nigdy nie być zawodnika, który zdoła się pochwalić takim wyczynem. Sposób poruszania się Czecha mógł zaskakiwać - biegał pozornie chaotycznie, brzydko stylowo, ale raz po raz okazywało się, że niesamowicie skutecznie.

Zatopek żegnał się ze sportem, gdy w 1960 roku w Rzymie narodziła się jedna z największych legend w dziejach lekkoatletyki. Maraton rozpoczął się wieczorem, gdyż piekielnie prażące słońce skutecznie uniemożliwiło bieganie w dzień. Po starcie sensacją stało się wypatrzenie przez widzów sportowca biegnącego boso, którym był Etiopczyk Bikila Abebe. Całkowicie nieznany zawodnik okazał się herosem maratonu i sensacyjnym zwycięzcą. Do reprezentacji kraju został włączony w ostatniej chwili i nie zdołano przygotować dla niego odpowiednich butów, więc Abebe uznał, że woli wystąpić bez żadnego obuwia, gdyż tak zwykle trenował. Decydujący atak przypuścił 2 kilometry przed metą, gdy już po zapadnięciu zmroku mijał pomnik zabrany przez Włochów z Etiopii jeszcze przed II wojną światową. Dla Abebe było to nie tylko nawiązanie do ojczyzny, ale i punkt orientacyjny, z którego w pełni skorzystał. Cztery lata później obronił tytuł mistrza olimpijskiego, choć niewiele przed igrzyskami wycięto mu wyrostek robaczkowy. Dalsze losy wielkiego biegacza były już jednak smutne - Bikila Abebe miał wypadek samochodowy i został sparaliżowany od pasa w dół. W 1973 roku zmarł mając zaledwie 41 lat.

Do osiągnięć Etiopczyka nawiązał Waldemar Cierpinski, reprezentant NRD polskiego pochodzenia. Tak samo jak Abebe zdołał on nie tylko zdobyć mistrzostwo olimpijskie w maratonie (jego triumf w Montrealu odebrano jako niespodziankę), ale i obronić tytuł po czterech latach w Moskwie. Wielu spodziewało się, że Cierpinski wygra po raz trzeci także w Los Angeles, ale nie było to możliwe z powodów politycznych - państwa bloku wschodniego zbojkotowały igrzyska rozgrywane w Stanach Zjednoczonych i wybitny maratończyk nie miał szansy na skompletowanie swoistego hat-tricka.

Powszechnie znana jest historia królewskiego dystansu z 2004 roku - losy Vanderleia de Limy zostały przypomniane światu niedawno, gdy Brazylijczyk, którego na drodze do triumfu w Atenach zatrzymał niezrównoważony kibic, zapalił znicz olimpijski w Rio de Janeiro. W pamięci fanów równie mocno zapadły losy Samuela Wanjiru, złotego medalisty z Pekinu. W stolicy Chin triumfował jako 22-latek i miał się stać królem maratonu na wiele sezonów. Zaledwie trzy lata później Wanjiru wypadł jednak z balkonu swojego domu i poniósł śmierć na miejscu. Kenijczyk został wówczas przyłapany na zdradzie przez żonę (a przynajmniej przez jedną z trzech kobiet deklarujących zawarcie z nim małżeństwa), która następnie zamknęła pokój z parą na klucz. Co było dalej i dlaczego Wanjiru wypadł z balkonu nigdy do końca nie wyjaśniono - mówiono zarówno o wypadku podczas próby wydostania się z zamknięcia, o samobójstwie, jak i o głośnej w 2015 roku teorii morderstwa.

Biegi maratońskie jak żadne inne w wyjątkowy sposób zapisują się w pamięci. Mają na to wpływ i sam długi dystans i losy zwycięzców, nierzadko wyróżniających się spośród innych utytułowanych sportowców. Niewykluczone, że także zaplanowany na niedzielę na godzinę 14:30 polskiego czasu maraton w Rio de Janeiro zapewni zwycięzcy sportową nieśmiertelność, a kibicom przyniesie emocje, które będą wspominać latami.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×