To będzie duża przewaga Polaków w finale z Włochami? "Oni robią różnicę"

- Uważam, że mamy dużą przewagę na środku. Do złamania jest Daniele Lavia, choć na pewno nie będzie to łatwe. Możemy też zaskoczyć Włochów atakami Śliwki z szóstej strefy - mówi przed finałem ME Daniel Pliński.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Daniel Pliński WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Daniel Pliński
Po raz pierwszy od 2009 roku polscy siatkarze zagrają o złoto mistrzostw Starego Kontynentu. W czwartkowym półfinale Biało-Czerwoni pokonali 3:1 Słowenię, drużynę która w czterech poprzednich edycjach ME zatrzaskiwała przed nimi drzwi do finału. Tym razem wreszcie udało się zrewanżować za wcześniejsze porażki, choć nasz zespół musiał się mocno natrudzić, by tego dokonać.

- Nie sądziłem, że Słoweńcy aż tak bardzo się nam postawią - przyznaje Pliński, członek ekipy, która czternaście lat temu sięgnęła po jedyne w historii polskiej siatkówki złoto ME. - Rywale grali na wielkim ryzyku w zagrywce i kiedy trafiali, mieliśmy problemy. Wytrzymaliśmy jednak zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Mieliśmy w drużynie więcej indywidualności, chociażby świetnie dysponowanego Leona, i dlatego wygraliśmy.

Zdaniem wielokrotnego reprezentanta Polski, a obecnie trenera PSG Stali Nysa, dla czwartkowego zwycięstwa ważna była cierpliwość trenera Nikoli Grbicia, który po słabym pierwszym secie i nieudanym początku drugiego nie zdecydował się na zmiany i zostawił Leona na boisku. - Wilfredo dał nam później bardzo dużo w ataku, a w czwartej partii złamał Słoweńców zagrywką. Decyzja, żeby zostawić go na boisku, była kluczowa - zaznacza Pliński.

Pochwały kieruje również pod adresem rozgrywającego Marcina Janusza. - Pokazywał wysoką jakość. Widać u niego dużą pewność siebie, którą zyskał dzięki Grbiciowi - zauważa.

Wicemistrz świata z 2006 roku zwraca też uwagę na bardzo dobrą postawę Polaków w obronie: - Nasz system gry w defensywie funkcjonuje doskonale. Nie było dla nas straconych piłek, Aleksander Śliwka podbijał nawet więcej niż mógł. A genialny był nie tylko w obronie, ale też w "brzydkich" akcjach. Dobrze, że polska reprezentacja ma w swoich szeregach tak znakomitego specjalistę od "brudnej" gry.

Z występu Śliwki w półfinale ze Słowenią chyba nawet bardziej niż jego spektakularne zagrania zapadną w pamięć dyskusje, które toczył z sędzią Igorem Porvaznikiem. Słowak podjął kilka kontrowersyjnych decyzji i nie wystrzegł się błędów, które zirytowały naszych siatkarzy.

Po jednej z pomyłek Porvaznika Śliwka zapewniał go, że kiedy po spotkaniu obejrzy powtórkę, będzie się czuł winny. W innej sytuacji starał się mu tłumaczyć, że nie może karać polskiego zespołu za błędy, które sam popełnił.

- Arbiter zrobił kilka takich głupot, że w głowie się nie mieści. W jednej akcji pokazał już ręką na stronę Słoweńców, uznając zagranie Śliwki za piłkę rzuconą i przyznając punkt naszym rywalom, a potem szybko tę rękę schował. Absurd - komentuje Pliński. I dodaje, że Śliwka postępował mądrze, próbując wywrzeć presję na sędzim. - On musi czuć, że jest częścią widowiska, musi brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

W drugim półfinale, w którym Włosi pokonali Francuzów 3:0, sędziowie też podejmowali niezrozumiałe dla trenera PSG Stali Nysa decyzje. Na przykład przy ostatniej piłce tego spotkania.

- Przy meczbolu dla Włochów, było wtedy 24:23, Earvin N'Gapeth zaserwował w okolice linii końcowej. Francuzi nie mogli tego sprawdzić, bo nie mieli już challenge'u. Ale jakim problemem było dla pani sędzi z Serbii, żeby sama o ten challenge poprosiła? Przecież regulamin na to pozwalał. Nie rozumiem tej sytuacji - mówi Pliński.

Oby w finałowym meczu, w którym Polacy zagrają właśnie z Włochami, poziom sędziowania był już zdecydowanie lepszy. Dobra praca arbitrów w starciu, które zapowiada się na niezwykle zacięte i emocjonujące, będzie bardzo potrzebna.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką: Jak wyglądają w kadrze nostalgiczne momenty? Zobacz drogę Polaków do półfinału ME

Jak Pliński ocenia szanse Biało-Czerwonych na pokonanie gospodarzy mistrzostw i wygranie całego turnieju? - Według mnie finał nie ma zdecydowanego faworyta. Będzie dla nas bardzo trudny, bo o ile we wcześniejszej fazie turnieju Włosi mieli swoje problemy, o tyle w półfinale pokazali już wielką klasę i całkowicie zdominowali Francuzów, czym mnie zaskoczyli. Widać, że tworzą kolektyw i mają w drużynie świetną atmosferę.

- W sobotę o zwycięstwie zadecyduje kilka akcji, końcówki setów, indywidualności, miniserie punktowe, trafione mocne serwisy w kluczowych fragmentach. Ani my raczej niczym nie zaskoczymy Włochów, ani oni nas. Choć uważam, że my mamy do tego większe możliwości: do tej pory Śliwka bardzo rzadko atakował z szóstej strefy, a przecież potrafi robić to świetnie. Gdyby Janusz częściej grał "pajpa" z Olkiem, mogłaby to być niespodzianka dla przeciwników - ocenia były reprezentant Polski.

Według mistrza Europy sprzed 14 lat sposobem na wygranie z drużyną trenera Ferdinando De Giorgiego może być "złamanie" Daniele'a Lavii. - Uważam, że da się to zrobić. Jeśli złamiemy go blokiem lub zagrywką, zyskamy przewagę, bo De Giorgi nie ma na jego pozycji zmiennika na tym samym poziomie. Ale nie będzie łatwo. W półfinale rozgrywający Simone Gianelli znakomicie Lavię "zbudował". Włoski przyjmujący bez wątpienia zyskał dzięki temu występowi dużo pewności siebie.

Inna ścieżka do złota dla Polski może prowadzić przez środek siatki. - Uważam, że tutaj mamy dużą przewagę nad Włochami. Nasza para środkowych nakrywa czapką wszystkie inne pary środkowych na tych mistrzostwach. Jakub Kochanowski i Norbert Huber robią w tym turnieju różnicę - ocenia Pliński.

Finał mistrzostw Europy 2023 zostanie rozegrany w sobotę w Rzymie. Początek meczu o godzinie 21.

Czytaj także:
Grbić to powiedział Leonowi po półfinale ME. "Zobaczyłem coś przełomowego"
Kompromitacja federacji w półfinale? "Nie wierzyłem"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×