Zbigniew Bartman: Wiele emocji we mnie odżyło

Zbigniew Bartman po ponad roku przerwy ponownie pojawił się w częstochowskiej Hali Polonia. Przyjmujący reprezentacji Polski stanął już jednak po drugiej stronie barykady i grając w barwach stołecznej Politechniki napsuł sporo krwi swoim byłym kolegom. - W piątek, gdy weszliśmy tutaj na halę na popołudniowy trening, to wiele emocji we mnie odżyło - wspomina 23-latek.

Adrian Heluszka
Adrian Heluszka

Sobotnie Akademickie derby mogły się podobać kibicom, którzy licznie wypełnili Halę Polonia. Wszystkie sety rozstrzygały się bowiem w końcówkach, a na boisku wielokrotnie iskrzyło, w czym także zasługa arbitrów, a w szczególności Andrzeja Lemka, który w sobotę po raz ostatni w karierze stanął na sędziowskim słupku. - O to chyba chodziło. Po to kibice przyszli i wypełnili Halę Polonia, aby zobaczyć dobre widowisko i wiele emocji . Cieszymy się, że zapewniliśmy kibicom ciekawy pojedynek. Szkoda tylko, że sędzia główny tak się podsumował na koniec kariery, bo to były jego indywidualne decyzje. Mam nadzieję, że ktoś mu sprezentuje kasetę z tego meczu i nigdy o nim nie zapomni - grzmiał po meczu Zbigniew Bartman, który był zdecydowanie najjaśniejszą postacią w szeregach stołecznego zespołu.

Dla Bartmana mecz w Częstochowie miał szczególny charakter. Reprezentant Polski po ponad roku przerwy powrócił bowiem pod Jasną Górę, gdzie z powodzeniem występował przed dwoma laty i grał pierwsze skrzypce w ówczesnym zespole prowadzonym jeszcze przez Radosława Panasa. Jak sam twierdzi, łezka zakręciła mu się w oku. - Czułem się rewelacyjnie. Chciałbym przede wszystkim podziękować wspaniałym częstochowskim kibicom za miłe przyjęcie, bo przyznam, że nie spodziewałem się tego. W piątek, gdy weszliśmy tutaj na halę na popołudniowy trening, to wiele emocji we mnie odżyło. Pojawił się sentyment i troszeczkę dziwnie było pojawić się w tej hali w innej roli, niż dotychczas na niej występowałem. Takie jest jednak życie i mam nadzieję, że może będzie mi jeszcze kiedyś dane wystąpić tutaj w takiej roli, do której byłem przyzwyczajony - dodaje.

Choć Bartman tylko przez rok reprezentował barwy częstochowskiej ekipy, to ma z tego okresu wiele wspaniałych wspomnień. Na pierwszy plan wybijają się zwłaszcza pojedynki z Ligi Mistrzów, w której Akademicy skazywani na pożarcie awansowali do ćwierćfinału kosztem możnej i naszpikowanej gwiazdami Copry Piacenza. Ten dwumecz na długo zapadł w pamięci kibiców. - Również o tym meczu myślałem przed rozpoczęciem tego spotkania i dlatego byłem pewien, że będzie to dobry mecz, bo mecze z dużą dozą emocji, energii i żywiołowości są tutaj w Częstochowie czymś normalnym i wiedziałem, że tym razem będzie podobnie - podkreślał Bartman - To był wspaniały rok pod względem sportowym, a pod innymi względami, bardziej pozasportowymi był jeszcze lepszy. Miasto Częstochowa i ludzi tutaj mieszkających zapamiętałem, jako bardzo otwartych i przyjaznych, którzy za swoimi ludźmi stoją zawsze do samego końca - dodaje po chwili.

Warszawianie w tym sezonie sprawili już wiele niespodzianek, pokonując chociażby przed tygodniem zespół z Kędzierzyna-Koźla. Mieszanka rutyny z młodością pod wodzą Radosława Panasa z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w tegorocznych rozgrywkach. - Na pewno stać nas na awans do czołowej szóstki. Taki jest nasz cel i chcemy go zrealizować. Jeśli, to się uda, to dalej będziemy myśleć, co z tym fantem zrobić. Oczywiście żartobliwie mówiąc o fancie - kończy Zbigniew Bartman.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×