W ciągu doby jedyne, co możesz zmienić, to głowa - rozmowa z Piotrem Hainem, środkowym Indykpolu AZS Olsztyn

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Medale już rozdane, a emocjonująca walka o piąte miejsce w polskiej lidze trwa nadal, bo olsztynianie doprowadzili do remisu. - Podeszliśmy inaczej mentalnie do czwartego meczu - mówił Piotr Hain.

W tym artykule dowiesz się o:

Ola Piskorska: Spodziewaliście się, że walka o piąte miejsce będzie aż tak zacięta, że potrzebny będzie piąty mecz do jej rozstrzygnięcia?

Piotr Hain: Przed wszystkim spodziewaliśmy się pojedynku z Czarnymi, a nie z Politechniką. Ale jak już się okazało, że to będzie zespół z Warszawy, to byliśmy pewni, że czeka nas ciężka i zacięta rywalizacja, walka o każdą piłkę i każdego seta. No i to się sprawdziło, od pierwszego meczu były same pięciosetówki, dopiero w czwartym spotkaniu udało nam się uniknąć tie-breaka. Z chłopakami z Warszawy żartowaliśmy sobie, że może w piątym meczu w Olsztynie odpuścimy pierwsze cztery sety i po prostu zagramy tylko tego piątego, do piętnastu. W lidze z Politechniką u siebie wygraliśmy, a właściwie wygrał nam mecz Matti Oivanen, ale w rewanżu to my gładko polegliśmy i nie było co zbierać. I ten remis to był dobry prognostyk naszej obecnej walki o piąte miejsce. Ale teraz wszystko, co było, już się nie liczy, a przed nami ostatni, najważniejszy mecz sezonu. I myślę, tak jak Kuba Bednaruk, że to jest sprawiedliwe rozwiązanie biorąc pod uwagę potencjał i możliwości obu drużyn. Kto wygra piąty mecz - wygra wszystko.

Piotr Hain liczy na zwycięstwo w decydującym meczu o piąte miejsce
Piotr Hain liczy na zwycięstwo w decydującym meczu o piąte miejsce

Co poprawiliście w swojej grze w ciągu 24 godzin, że po porażce wygraliście i to pierwszy raz w tej rywalizacji bez piątego seta?

- Oczywiście sportowo i fizycznie człowiek czy zespół nie są w stanie nic zmienić w ciągu doby. Jedyne, co można zmienić, to głowa i to właśnie zrobiliśmy - podeszliśmy inaczej mentalnie do tego czwartego spotkania. Postanowiliśmy wyjść i cieszyć się grą i dlatego ten mecz wyglądał zupełnie inaczej w naszym wykonaniu niż poprzedni. Zagraliśmy na luzie, z fantazją, bez presji, która nas przedtem sparaliżowała i to przyniosło efekty.

Poza korzystnym wynikiem ty osobiście masz chyba większą satysfakcję po drugim meczu w Warszawie, bo pograłeś sobie, a w pierwszym przez całe pięć setów dostałeś zaledwie dwie piłki?

- Zdecydowanie tak! Nawet gdybyśmy wygrali pierwszy mecz to nie czułbym się po nim dobrze, bo miałem zbyt mało udziału w grze. Oczywiście, ja tu nie zgłaszam żadnych pretensji do Maćka Dobrowolskiego, który jest dobrym, doświadczonym rozgrywającym i ma swoją koncepcję, którą realizuje. Ja mu w pełni ufam, tak jak wszyscy na boisku, więc tylko dawałem mu znać, że jestem gotowy, a on sobie grę układał według swojej filozofii, akurat w tamtym meczu z mniejszym moim udziałem. A w drugim wyglądało to już zupełnie inaczej, my, środkowi dostaliśmy trochę więcej piłek, a to zawsze zwiększa przyjemność, którą czerpię z gry.

Dwa ostatnie sezony w Olsztynie kończyliście na ostatnim miejscu, pewnie tym bardziej teraz cieszysz się z dojścia tak wysoko i walki o piąte miejsce?

- Jak najbardziej, granie o czapkę śliwek to nie jest nic przyjemnego ani ciekawego. Oczywiście, jak gramy mecz to chcemy wygrać, ale o dziewiąte miejsce… Wtedy tak czy inaczej sezon jest już stracony i przegrany, zajęcie dziewiątego miejsca nic już zmieni. Nie mieliśmy z tego żadnej satysfakcji ani frajdy, muszę przyznać. A w tym roku zrobiliśmy dużo ważnych kroków naprzód, najpierw jeden awansując do ósemki, kolejny wygrywając drugą rundę play-off, a teraz mam wielką nadzieję, że zrobimy trzeci krok, wygrywając rywalizację o piąte miejsce. Gdyby to nam się udało, to będziemy mogli uznać ten sezon za niezwykle udany. Z dwunastu drużyn będziemy tuż za wielką czwórką, to jest sukces.

Przedłużyłeś ostatnio kontrakt z olsztyńskim klubem. Czy wpływ na twoją decyzję miał też właśnie fakt, że ten sezon jest znacznie bardziej udany niż poprzedni?

- Nie da się ukryć, że jeżeli kolejny raz z rzędu byłoby to miejsce na szarym końcu ligi, jedenaste czy dwunaste, to na pewno dłużej bym się zastanawiał. Choć nie mówię, że i tak bym nie został w Olsztynie. Ale mam poczucie, że ten klub i ten zespół idą w dobrym kierunku, wszyscy chcemy, żeby kolejne sezony były jeszcze lepsze, dlatego z pełnym przekonaniem zostaję, bez długich namysłów. Ale ważne były też inne czynniki. Może nie jestem już bardzo młodym zawodnikiem, ale nadal w takim wieku, że najważniejsze jest granie. Powinienem jak najwięcej grać, rozwijać się i udowadniać nieustannie wszystkim swoją wartość, pokazując się w meczach. Samym treningiem, nawet z najlepszymi, nigdy nie zdobędę potrzebnych umiejętności, doświadczenia czy tak potrzebnego obycia boiskowego. Oczywiście, w Olsztynie też nie mam żadnej gwarancji bycia w szóstce, bo wszystko trzeba sobie wywalczyć pracą na treningach, ale mam na pewno większe szanse niż w bogatszych zespołach ze ścisłej czołówki.

Spodziewałeś się powołania do kadry przez Stephane Antigę?

- Powołanie to coś, o czym każdy z nas marzy codziennie i ja też marzyłem. Cieszę się bardzo, że nowy trener docenił moją postawę na boisku, moją grę w tym sezonie i dał mi szansę. Mam świadomość, że nie jestem w ścisłej kadrze, ale bardzo się cieszę, że w ogóle w niej jestem.

Na kwalifikacje do mistrzostw Europy jednak nie pojedziesz, masz jakieś problemy ze zdrowiem czy taka była decyzja Antigi?

- Jestem zdrowy, to trener podjął taką decyzję kierując się względami sportowymi. Wszyscy doskonale wiedzą, ty i ja również, że są w Polsce środkowi lepsi ode mnie, z większym doświadczeniem i medalami mistrzostw kraju, mają też większe obycie na arenie międzynarodowej. Dlatego nie jestem zdziwiony, że w kwalifikacjach nie wezmę udziału, ale mam nadzieję, że wszystko przede mną. Podchodzę do tego bardzo spokojnie, z dystansem i czekam na szansę pokazania swoich możliwości nowemu trenerowi na zgrupowaniu. Na pewno ja wykorzystam najlepiej jak potrafię.

Tego samego dnia, co wasz drugi mecz w Warszawie, zakończyły się rywalizacje o złoty i brązowy medal PlusLugi. Jak oceniasz ostateczne rezultaty?

- Już na początku sezonu mówiłem w wywiadach, że dla mnie faworytami do medali są Skra oraz Resovia. Od pierwszych meczów nowy zespół w Bełchatowie bardzo dobrze się zapowiadał, fajnie grali. Z biegiem sezonu bardzo rozegrał się Jastrzębski, mieli tę swoją passę zwycięstw i zacząłem się zastanawiać, czy aby nie oni zagrają w finale, ale jednak Skra okazała się lepsza. Dla mnie oni zostali w pełni zasłużenie mistrzami Polski, bo ich siatkówka wyglądała przez cały sezon najlepiej i najstabilniej. Jeżeli miałbym wybierać, który zespół PlusLigi chciałbym oglądać w telewizji, to w tym sezonie najchętniej właśnie Skrę Bełchatów.

rozmawiała Ola Piskorska

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
avatar
art87
30.04.2014
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
gratulacje dla red. Oli Piskorskiej za wywiad. Znakomicie sie go czyta. Kolejny dowod na to, ze kazdy wywiad ze sportowcem moze byc ciekawy trzeba "tylko" znac się na tym sporcie i umiec stawia Czytaj całość