Wycinek z życia: Facundo Conte - szlakiem wyznaczonym przez ojca na szczyty

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Na podbój Serie A

Czynienie coraz większych postępów zaowocowało dla siatkarza przenosinami do najwyższej klasy rozgrywkowej na Półwyspie Apenińskim. Co więcej, od razu trafił on do drużyny walczącej o tytuły nie tylko na krajowym, ale także europejskim podwórku. Była nią Lube Banca Macerata. Facundo poradził sobie w nowym środowisku co najmniej nieźle, najczęściej wychodząc na boisko w podstawowej "szóstce". Mocno odczuł jednak przeskok o jedną klasę rozgrywkową przede wszystkim w przyjęciu. W porównaniu do poprzedniego roku jego średnia skuteczność w tym elemencie poważnie spadła, na poziom 28,3 procent. Nadal jednak bardzo dobrze spisywał się w ofensywie, choć nie zdobywał w pojedynkę tak wielu punktów (8,8 pkt/mecz, 49 proc. skuteczności w ataku). Nie wygrał ze swoją drużyną ani scudetto, ani Pucharu Włoch. Na pocieszenie pozostał mu triumf w Pucharze Challenge. Pomimo tego, że Argentyńczyk został w sezonie 2010/2011 najlepiej atakującym Serie A, jego przygoda z Maceratą trwała zaledwie rok. Zdecydował się na pozostanie we Włoszech, ale u kolejnego pracodawcy nie zagościł zbyt długo.

W koszulce ekipy Energy Resources San Giustino rozegrał zaledwie siedem meczów ligowych. Na początku grudnia 2011 roku zdecydował się bowiem na rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Atmosfera panująca w drużynie była wówczas daleka od ideału, na co wpływ miały nieudany początek sezonu w jej wykonaniu. Gdy Conte się z nią rozstawał, zajmowała ona trzecie od końca, 12. miejsce w tabeli, z dorobkiem zaledwie 5 punktów.

Sam przyjmujący swoich lotów jednak nie obniżył, dzięki czemu nie pozostał długo na bezrobociu. Już parę dni później był zawodnikiem zespołu Acqua Paradiso Monza Brianza, do którego był przymierzany jeszcze przed startem rozgrywek. - Negocjacje były długie i skomplikowane, ale w końcu udało nam się zrealizować ten transfer. Przybycie Facundo da naszemu trenerowi nowe możliwości taktycznie i podniesie poziom drużyny. Jesteśmy dumni, że możemy przedstawić [i]naszym fanom jednego z najbardziej rozchwytywanych siatkarzy w Europie[/i] - mówił tuż po podpisaniu kontraktu z zawodnikiem dyrektor sportowy ekipy z Monzy, Enrico Marchioni. Włodarze klubu mogli być ze swojego posunięcia zadowoleni także po zakończeniu sezonu. Drużyna, zgodnie zresztą z powszechnymi oczekiwaniami, nie awansowała do fazy półfinałowej, lecz sam Conte prezentował w niej oczekiwany poziom, przede wszystkim poprawiając się w przyjęciu. Po pięciu latach spędzonych na Półwyspie Apenińskim argentyński gracz podjął jednak decyzję, że pora na zmianę otoczenia. - Dla mnie Italia to drugi dom. Spędziłem tam ładnych kilka lat grając, więc zawsze będzie ona blisko memu sercu - opowiadał. Następnym przystankiem na jego siatkarskiej mapie był rosyjski Krasnodar.

Niełatwa sztuka komunikacji

Spory wpływ na decyzję Facundo o wyjeździe do Rosji miał fakt, że w żeńskiej drużynie z Krasnodaru, noszącej podobnie jak męska nazwę Dinamo, występowała wówczas jego dziewczyna, Helena Havelkova. Pomimo upragnionego zamieszkiwania w końcu blisko siebie, w jednym mieście, para nadal nie miała jednak zbyt dużo czasu, by móc się nawzajem dopingować na swoich meczach. - Było o to bardzo ciężko, ponieważ terminarz gier ekip męskiej i żeńskiej się najczęściej ze sobą pokrywał - ujawniał Conte.

Pierwsze miesiące w Superlidze okazały się dla Argentyńczyka całkiem udane. Szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu zamieszkania, a za swoje kolejne występy zbierał wiele ciepłych słów. Wraz z innym siatkarzem z Ameryki Południowej, brazylijskim rozgrywającym Marlonem stanowił o obliczu Dinama. - Naprawdę lubię ligę rosyjską, jest obecnie bardzo wymagająca. Stawia się w niej bardziej na grę siłową, więc muszę mocniej popracować nad fizycznością i siłą. Wraz z Marlonem ćwiczymy jednak także trudną grę kombinacyjną - relacjonował przyjmujący.

Trenerem ekipy z Krasnodaru był wówczas jego rodak, Javier Weber. O ile jego porozumiewanie się z zawodnikami przebiegało raczej bezproblemowo, o tyle Conte był zaskoczony umiejętnościami językowymi, a właściwie ich brakiem, wśród przeciętnych obywateli rosyjskich. - Szkoleniowiec porozumiewał się z nami po angielsku, ale również próbował mówić po rosyjsku. Znał podstawowe zwroty siatkarskie w tym języku. Zadziwił mnie jednak fakt, że bardzo niewielu Rosjan porozumiewa się po angielsku. Miałem przez to utrudniony proces komunikowania się w życiu codziennym, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko uczyć się rosyjskiego. Poznałem trochę tego języka dzięki kolegom z drużyny - wyznawał Conte. Do nauki motywowała go po części także jedna z jego pozasportowych pasji. - Lubię chodzić do kina na komedie oraz filmy akcji, takie jak "Iron Man" czy "The Avengers", ale niemożliwym było dla mnie zrozumienie wersji z dubbingiem - dodawał.

Do skrótowego opisania pobytu Argentyńczyka w Superlidze bardzo mocno pasuje jednak popularne określenie "miłe złego początki". W grudniu 2012 roku, podczas jednego z meczów w Pucharze Rosji, nabawił się on urazu, który wykluczył go z gry na parę miesięcy. Na tym właściwie sezon się dla niego zakończył. Z czasem zawodnik podjął dwie bardzo ważne decyzje: o poddaniu się operacji kontuzjowanego prawego barku oraz kolejnej zmianie pracodawcy.
Zatrudnienie argentyńskiego przyjmującego przez PGE Skrę Bełchatów okazało się strzałem w dziesiątkę Zatrudnienie argentyńskiego przyjmującego przez PGE Skrę Bełchatów okazało się strzałem w dziesiątkę
Cierpliwość na wagę złota

Kolejny klub chcący zatrudnić przyjmującego z Argentyny musiał zdawać sobie sprawę, że taki ruch wiąże się z koniecznością okazania wyrozumiałości. Rehabilitacja po zabiegu, jakiemu się on poddał, trwała bowiem parę miesięcy. Oznaczało to, że na korzystanie z jego usług w początkowej fazie sezonu nie było co liczyć. Perspektywa oczekiwania na powrót reprezentanta Albicelestes nie odstraszyła jednak działaczy PGE Skry Bełchatów, którzy obok Conte ściągnęli także Nicolasa Uriarte. - Gdyby Nicolas postanowił nie przyjść do klubu z Bełchatowa, moja decyzja byłaby prawdopodobnie inna. Decyzję podjęliśmy wspólnie. Na mój wybór wpłynął również Miguel Angel Falasca. To ważne, aby utrzymywać kontakt z ludźmi z twojego kraju, bo świat nie kończy się na siatkówce - komentował wprost sam zainteresowany.

Do gry na pełnym wymiarze czasowym Conte wrócił 27 listopada 2013, w meczu przeciwko Lotosowi Trefl Gdańsk. Przez kilka pierwszych spotkań często bywało tak, że walczył bardziej sam ze sobą, o odzyskanie blasku, jaki bił od jego boiskowej postawy przed kontuzją. Przebieg procesu odzyskiwania formy znacząco ułatwiła mu obecność Uriarte. - Grałem z nim już tak wiele razy, że mogę powiedzieć, iż znam go i wiem, jak się zachowuje na boisku. Pomaga mi wejść do zespołu - podkreślał Argentyńczyk.

Jako że z transferem Conte do PlusLigi wiązane były od początku bardzo duże nadzieje, wiele osób zdążyło go już przyporządkować do kategorii transferów nieudanych. Facundo, owszem, nie błyszczał przez dużą część sezonu, ale jak się później okazało, pokazał wszystkim niedowiarkom, jak wiele znaczy w sporcie cierpliwość. Najwyższą dyspozycję osiągnął w najlepszym do tego możliwym momencie, czyli na mecze półfinałowe i finałowe. Jego rewelacyjna postawa w ogromnym stopniu przyczyniła się do tego, że zarówno Jastrzębski Węgiel, jak i Asseco Resovia Rzeszów nie miały wiele do powiedzenia w najważniejszych meczach sezonu. Skra zakończyła ligę ze złotymi medalami na szyi, a Conte został wybrany przez naszą redakcję do szóstki sezonu.

W Bełchatowie siatkarz czuje się prawie jak u siebie w domu. Przed miesiącem rozpoczął swój drugi sezon w barwach miejscowego klubu, prezentując na jego starcie imponującą formę, podobnie jak zresztą cała drużyna. - To, że Bełchatów jest takim małym miasteczkiem ma wiele plusów. Nie ma za dużo rozpraszaczy, można spokojnie się skupić na treningu. Mieszkamy wszyscy blisko klubu, więc nie ma problemu z poruszaniem się, nie trzeba dojeżdżać długo. Atmosfera w drużynie jest znakomita. Trudno oczekiwać czegoś więcej. Tworzymy bardzo fajną grupę ludzi - wyliczał Conte.

Jedyne, co nie przypadło Argentyńczykowi do gustu, to obowiązujący obecnie terminarz rozgrywek. - W ogóle mi się on nie podoba. Nie jesteśmy maszynami. Większość z nas brała udział w mistrzostwach świata, więc całe lato spędziła ze swoimi reprezentacjami. Teraz w lidze gramy dwa mecze na tydzień. Staramy się stosować rotację i przykładać dużą uwagę do regeneracji. Jesteśmy bardzo zmęczeni, a trzeba kontrolować nasze organizmy tak, by wytrzymać cały sezon. Musimy więc umiejętnie, mądrze skupiać się na kilka aspektach jednocześnie - komentował.

Czy Facundo Conte to najlepszy zawodnik na pozycji przyjmującego w PlusLidze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×