Jestem do dyspozycji trenera Nawrockiego - rozmowa z Pauliną Maj-Erwardt, nową libero Chemika Police
- Na razie koncentrujemy się na jednym sezonie. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w przyszłości. Wiadomo, że ze współpracy zadowolona powinnam być ja i klub, więc czas pokaże jak potoczą się dalej moje losy.
Czy istnieje w pani sytuacji temat powrotu do reprezentacji? Kontaktował się z panią selekcjoner Jacek Nawrocki?
- Oczywiście rozmawiałam z trenerem. Jesteśmy w stałym kontakcie i jestem do jego dyspozycji, o czym on doskonale wie. Wcześniej troszeczkę wykluczyły mnie sprawy rodzinne, ale teraz jestem w gotowości i jeżeli selekcjoner uzna, że będę mu potrzebna to na pewno stawię się na wezwanie i będę dziewczynom pomagać w osiągnięciu jak najlepszych rezultatów.- Od początku sezonu reprezentacyjnego mieliśmy ustalone z trenerem, że jeżeli miałabym się pojawić, to na drugą część, więc teraz czekam po prostu na jego decyzję. Jestem otwarta na powołanie, więc z mojej strony nie ma problemu.
Oglądała pani na pewno mecze reprezentacji Polski w Baku. Czy ta obecna kadra może być zalążkiem wielkiej drużyny i powrotu do tych najlepszych tradycji naszej żeńskiej siatkówki w wydaniu reprezentacyjnym?
Wróćmy jeszcze na moment do ligowej siatkówki. W minionych dwóch latach Chemik zdominował rozgrywki. Teraz na horyzoncie pojawił się bardzo mocny personalnie Impel Wrocław. Czy właśnie między tymi dwoma zespołami rozstrzygnąć może się walka o tytuł mistrza Polski?
- Sprawa jest otwarta. Warto wspomnieć, że przed poprzednim sezonem nikt nie stawiał na to, że Muszynianka zdobędzie medal, a tak się właśnie stało. Sam skład o sile jeszcze nie stanowi. Decydujące jest to, jak w trakcie sezonu tworzy się zespół i czy jest w stanie grać o te najwyższe cele. Chemik potencjalnie ma większe szanse, tak samo Impel i Atom. To są zespoły, które dysponują silnym, wyrównanym 14-osobowym składem.Zastanawiała się pani jak wyglądać będzie gra po tej drugiej stronie? Chemik broni tytułu i jest drużyną, której każdy chce zrobić krzywdę.
- Ja na pewno tak do tego nie podchodzę. Oczywiście liderowi jest zawsze najtrudniej, bo łatwiej wtedy spaść i w przypadku niepowodzenia krytyka będzie bezlitosna. Zespoły, które potencjalnie nic nie muszą, mają teoretycznie łatwiej, bo co zdobędą, będzie ich. Jeśli się nie uda, nikt nie będzie wytykał im, że są słabsze. Dlatego na pewno ciężko gra się w zespole, który jest liderem. Presja jest wtedy nieporównywalnie większa. Ja lubię jednak wyzwać, lubię grać pod presją i jeszcze bardziej mnie to nakręca.
W Krakowie rozmawiał Marcin Olczyk.