Mocna wypowiedź Zarzyckiego po przegranych ME. "Krach polskiej siatkówki"

Złoty medalista IO, mistrz świata, były selekcjoner Biało-Czerwonych jest przerażony tym, co się stało w tym roku. Obawia się o to, że naszych zawodników zabraknie w Rio de Janeiro.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
PAP/EPA / Vassil Donev / PAP/EPA / Vassil Donev

Porażka ze Słowenią odbiła się głośnym echem nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Siatkarscy mistrzowie świata odpadli już w facie ćwierćfinałowej Euro. Tego nikt się nie spodziewał. A kibicom nie śniło się to nawet w najczarniejszych koszmarach.

WP SportoweFakty: Przeanalizował już pan mecz Polska-Słowenia? Zna pan przyczynę naszej porażki?

Zbigniew Zarzycki: A to był jakiś mecz?

Rozumiem, że przyjął pan taktykę, aby jak najszybciej zapomnieć o przegranych mistrzostwach Europy?

- Gdyby się tak dało... Niestety, cały czas nie mogę zrozumieć, co się wydarzyło w Sofii. Mistrzowie świata przegrywają ze Słowenią. Zespołem, który zajmuje miejsce pod koniec czwartej dziesiątki światowego rankingu. To się nie mieści w głowie.

A może to żadne zaskoczenie? Przecież większość ludzi związanych z siatkówką powtarzało, że te ME tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia. Nie są ważne.

- Nie ogarniam tego, co słyszałem w mediach przed turniejem. Może już za stary jestem. Jak to impreza rangi mistrzowskiej może być mniej ważna? Albo jesteśmy zawodowcami i podchodzimy poważnie do każdego meczu, albo zmieńmy zawód. Jest tyle pięknych zajęć na świecie.

Brak medalu LŚ, brak awansu na igrzyska olimpijskie z Pucharu Świata, ćwierćfinał mistrzostw Europy. Jak oceni pan sezon 2015?

- Krach polskiej siatkówki.

Nie za mocno?

- Jesteśmy mistrzami świata, a tak de facto przegraliśmy wszystkie imprezy w tym roku. To nie jest krach? To co? Oczywiście, trzeba przyznać, że podczas Pucharu Świata udało się wywalczyć medal i globalnie nasza gra w Japonii źle nie wyglądała. Doceniam. Jednak to za mało. Liczą się fakty. A te mówią jasno: polscy siatkarze mogą spisać rok 2015 na straty.

Wspomniał pan Japonię. Naprawdę graliśmy tam dobrze, zabrakło nam nieco szczęścia. Co się stało, że kilkanaście dni później zaprezentowaliśmy w Bułgarii tak słabą formę?

- Przypomnę rok 2012. Wygrywamy Ligę Światową, prawie bezpośrednio jedziemy na igrzyska do Londynu i zbieramy baty. Jeden z naszych środkowych tłumaczył się wtedy, że wioska olimpijska była ulokowana dość daleko od hali. Stąd problemy. Żenujące. Jak widać jesteśmy specjalistami w traceniu formy w ciągu kilkunastu dni.

Zmęczenie? Może to spowodowało taki stan?

- Niech mi pan przypomni, czy Włosi też byli w Japonii? Osiągnęli sukces? A teraz podczas ME grają jak z nut. Czyżby oni nie czuli zmęczenia? Wracając do Polaków. Tak, tłumaczenie utratą sił fizycznych słyszałem z różnych stron. Moim zdaniem skoro zawodnik jest zmęczony kilkunastoma meczami w ciągu miesiąca, to nie nadaje się do profesjonalnego sportu. Jeżeli ktoś nie czuł się na siłach, to powinien po powrocie z Pucharu Świata iść do selekcjonera i powiedzieć: trenerze, nie dam rady. Jadę do domu, niech pan powoła kogoś na moje miejsce. Czysta sytuacja. Przecież podobno mamy rezerwy. Nie byłoby więc problemów, aby ktoś nowy wskoczył do zespołu. Mnie martwi coś innego. Od pierwszego meczu ME w Warnie widziałem, że coś jest nie tak. Graliśmy przeciętnie, a na dodatek siatkarze zachowywali się, jakby byli na wakacjach.

Co pan ma na myśli?

- Nie widział pan tych uśmieszków, rozluźnienia? Mecz ze Słowenią, gramy na styku, idzie gość na zagrywkę, posyła leciutko piłkę w siatkę. Schodzi na ławkę rezerwowych z uśmiechem na twarzy. Siada, żartuje z kolegą, który dwie minuty wcześniej zrobił to samo. No ludzie! Gdybym był na miejscu Stephane'a Antigi, to by mnie szlag trafił. Serce by mi nie wytrzymało.

Po raz czwarty przeżywamy traumę. Najpierw sukces z nowym trenerem, po kilku miesiącach zimny prysznic. Przegrywamy kolejne turnieje. Tak było w przypadku Raula Lozano, Daniela Castellaniego, Andrei Anastasiego. Wydawało się, że u Antigi będzie inaczej.

- Może do pięciu razy sztuka?

Sugeruje pan, że trzeba zwolnić Francuza?

- Nie, spokojnie. Żartowałem. Tak naprawdę nie wiem, co się stało, że przegraliśmy w tym roku wszystko. Nie jestem blisko zespołu, brakuje mi elementarnej wiedzy na temat przygotowań. Oczekiwałbym teraz od Polskiego Związku Piłki Siatkowej pilnego spotkania z selekcjonerami. Przecież nie tylko Stephane odpowiada za wyniki. Rola Philippe'a Blaina jest też bardzo ważna. Niech trenerzy przygotują analizę, przedstawią wniosku, zaproponują zmiany na przyszłość. Nawet z takiej porażki można wynieść pozytywy.

Wyobraża pan sobie igrzyska w Rio de Janeiro bez polskich siatkarzy?

- Powoli oswajam się z myślą, że tak może być! Naprawdę mam wielkie obawy przed styczniowym turniejem kwalifikacyjnym, który odbędzie się w Berlinie. Przecież to będą mistrzostwa Europy, z tą różnicą, że nie będziemy mieli outsiderów w grupie. Tam od pierwszego spotkania będziemy walczyli z potęgami.

My też jesteśmy siatkarską potęgą.

- Niech pan jeszcze raz spojrzy na wynik mistrzostw Europy, a potem powtórzy to zdanie.

Rozmawiał Marek Bobakowski



Czy zgadzasz się ze Zbigniewem Zarzyckim, że mamy do czynienia z "krachem polskiej siatkówki"?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×