Chcieli bawić się grą, zabawili się ze Skrą

Siatkarze Effectora Kielce potrafili postraszyć w Bełchatowie medalistę ubiegłego sezonu PlusLigi i przegrali z faworytem dopiero do tie-breaku.

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara

Podopieczni Miguela Falaski do spotkania z ekipą z Kielc przystępowali po bardzo ciężkim tygodniu, w którym zmagali się nie tylko z rywalami w PlusLidze i Lidze Mistrzów, ale także z poważnymi problemami zdrowotnymi. Nie mogło to nie odbić się na dyspozycji Żółto-Czarnych, choć w pierwszych dwóch setach meczu z Effectorem nie było widać żadnych niepokojących oznak. Kryzys pojawił się w trzeciej odsłonie i trwał na tyle długo, że do wyłonienia zwycięzcy potrzeby był w sobotę tie-break. Bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy byli po meczu siatkarze drużyny przyjezdnej.

- Gdyby mnie spytać przed meczem to punkt wziąłbym w ciemno. Na pewno jest się z czego cieszyć. Przyjechaliśmy na trudny teren, wygraliśmy dwa sety, brawo dla nas. Podjęliśmy walkę, to bardzo dobra wiadomość. Troszeczkę napsuliśmy faworytowi krwi, choć trzeba mieć na uwadze, że ostatnie dni siatkarze PGE Skry mieli ciężkie. Musiało to jakoś na nich wpłynąć. Wydaje mi się jednak, że na boisku to już nie miało znaczenia, liczył się tylko mecz. Chciałbym pogratulować całej naszej drużynie takiej postawy - przyznał Sławomir Jungiewicz, który był najlepszym punktującym (22) zawodnikiem tego spotkania.
Sporo sił kosztował sobotni mecz Sławomira Jungiewicza Sporo sił kosztował sobotni mecz Sławomira Jungiewicza
Zespół Dariusza Daszkiewicza przyjechał do Bełchatowa bez większych oczekiwań i jakiejkolwiek presji. Do spotkania z wiceliderem tabeli kielczanie przystępowali po dwóch kolejnych porażkach: z Asseco Resovią Rzeszów oraz Jastrzębskim Węglem i mieli świadomość, że to PGE Skra jest murowanym faworytem. Mimo po byli w stanie podyktować jej bardzo trudne warunki i dość niespodziewanie wygrać aż dwa sety. Kluczem do korzystnego rezultatu okazała się być tego dnia odwaga w polu serwisowym i ataku, która przyniosła efekt w postaci cennego ligowego punktu dla skazywanej na pożarcie drużyny.

- Myślę, że chcieliśmy iść bardziej w stronę zabawy grą, niż wywierania na sobie niepotrzebnej presji wygranej. Przyjechaliśmy do Bełchatowa pograć w siatkówkę. Wywalczyliśmy punkcik - super! - podkreślił w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty atakujący, będący w minioną sobotę jednym z najbardziej zapracowanych zawodników na parkiecie. Przeciwko Skrze Jungiewicz atakował bowiem aż 51 razy, zdobywając w ten sposób 18 oczek. Zaliczył też 3 punktowe bloki i asa serwisowego.

W najbliższy weekend Effector czeka następny trudny egzamin. Kielczanie sprawdzą, również na wyjeździe, kolejnego ligowego potentata - Lotos Trefl Gdańsk. Czy pokuszą się o kolejną niespodziankę?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×