"Rację zawsze mam ja". Taki był słynny "Kat", Hubert Jerzy Wagner

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski

Nominacja dla Wagnera na stanowisko selekcjonera była ogromnym zaskoczeniem. Tak zwane "środowisko" nie przyjęło jej dobrze. Mówiono, że jest zbyt kontrowersyjny, zbyt konfliktowy, do tego "moralnie podejrzany" i pazerny na kasę (swego czasu przeniósł się z mistrzowskiego AZS-u AWF-u do drugoligowej Skry Warszawa, bo w tym drugim klubie płacono za grę). No i niedoświadczony - miał dopiero 31 lat. Ale do roli trenera przygotowywał się od dawna. Jeszcze jako siatkarz notował wszystko w grubym zeszycie, jakby wiedząc, że kiedyś mu się to przyda.

Mordercze treningi "Kata"

Już jako selekcjoner postawił na katorżniczą pracę. Mordercze treningi miały stworzyć prawdziwą drużynę, a wypracowana wytrzymałość przesądzić o jej zwycięstwach. To ona była kluczowa. Japończycy byli od Polaków szybsi i zwinniejsi, Kubańczycy skoczniejsi, Czesi sprytniejsi, a Rosjanie silniejsi fizycznie. Ich atuty liczyły się na początku meczu, po godzinie, może dwóch. Jednak kiedy zaczynała się trzecia godzina, nie miały znaczenia. Ważne było tylko to, kto ma więcej sił.

W kadrze Wagnera zawodnicy trenowali po dziewięć godzin dziennie. Ich biegi po górach z kilkunastokilogramowymi obciążnikami przeszły do legendy. Później, już w czasie meczów bywało tak, że gdy jedna szóstka walczyła na boisku, druga trenowała w bocznej sali. Te metody zadziwiająco szybko przyniosły efekt - na mistrzostwach świata w 1974 roku Polacy zdobyli złoto. W tym samym Meksyku, z którego sześć lat wcześniej "Kat" wracał pokonany.

Po turnieju z gry w kadrze zrezygnował Stanisław Gościniak. Wybrany najlepszym graczem turnieju rozgrywający twierdził, że nie czuje się na siłach, że wycofuje się z życia sportowego. Trener był niemile zaskoczony, ale zaakceptował decyzję byłego kolegi z boiska. Niedługo potem w amerykańskiej prasie pojawiła się informacja, że Gościniak będzie grał w zawodowej drużynie z USA. Wagner uznał to za zdradę, wystąpił o dożywotnią dyskwalifikację. Okrzyknięto go wówczas "sodówiarzem" i megalomanem, zarzucano zamach na prawa obywatelskie. Ale "Kat" nie ustąpił, a władze PZPS stanęły po jego stronie.

Przestał mnie interesować jako zawodnik i jako człowiek

Wiesławowi Czai, swojemu odkryciu, Wagner też nie popuścił. Wypatrzył go w drugoligowym klubie z Częstochowy i na MŚ w Meksyku wystawiał w pierwszej szóstce. W finale z Japonią to właśnie Czaja zdobywał kluczowe punkty. Po mistrzostwach selekcjoner załatwił mu transfer do pierwszej ligi, do Hutnika Kraków. Z kolei klub postarał się, by siatkarz mógł zmienić uczelnię.

Problem był taki, że w Krakowie nikt nie patrzył na Czaję jak na gwiazdę sportu. Władze Hutnika nie zamierzały ułatwiać mu zaliczeń na uczelni, więc zawodnik wrócił do Częstochowy. - W tym samym momencie przestał mnie interesować jako zawodnik i jako człowiek. Jeśli sobie nie potrafi dać rady na studiach, jeśli wobec pierwszych niepowodzeń traci głowę, to jak poradzi sobie z atakującymi znad siatki Rosjanami, kiedy decyzję będzie musiał podjąć w ułamku sekundy? A poza tym - jaką mam gwarancję, że w sytuacji stresowej nie ucieknie mi z boiska? - tłumaczył Wagner.

Mit tyrana rósł, tak jak rosła liczba wrogów Wagnera. Nie tylko przez jego bezwzględność, ale też dlatego, że nie bał się potężniejszych od siebie. Jako pierwszy z selekcjonerów upomniał się o poważne pieniądze dla zawodników. Obiecał złoty medal na igrzyskach w Montrealu, ale nie za darmo. Mówił też, że w wyczynowym sporcie amatorstwo to mrzonka, a przecież na amatorstwie był zbudowany cały ówczesny system.

W Montrealu, bez Gościniaka i Czai, za to po tej samej treningowej katordze, obiecany złoty medal był. Jednak ogień, który płonie bardzo intensywnie, zazwyczaj szybko gaśnie. Po igrzyskach siatkarze mieli dość, a Wagner czuł się zawiedziony, że jego "twardziele" chcą odpocząć od jego reżimu. Poprosił o dymisję. Do swoich wspaniałych sukcesów już nigdy nie nawiązał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×