Tomasz Kozłowski rozstał się z Asseco Resovią. "Nie chciałem być kojarzony tylko z jednym klubem"

Tomasz Kozłowski to agent, który reprezentuje między innymi Bartłomieja Lemańskiego, Michała Filipa i Aleksandra Śliwkę. To także były rozgrywający, marketing manager i team manager Asseco Resovii. Z końcem roku zakończył on współpracę z klubem.

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart

WP SportoweFakty: Liczył pan, ile lat był związany z Resovią?

Tomasz Kozłowski: Mamy już 2017 rok, więc w sumie będzie to piętnaście. Sześć lat jako zawodnik, sześć jako pracownik klubu, a ostatnie trzy lata to już tylko współpraca. Do Resovii w 2002 roku ściągnął mnie Marek Karbarz. To on wtedy był odpowiedzialny za budowę "nowej Resovii". To były czasy, gdzie po latach "chudych" startowaliśmy od II ligi. Mieliśmy za zadanie awansować do wyższej ligi z każdym kolejnym sezonem. I to nam się udało, bo już za dwa lata byliśmy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pamiętam, że na swojej pozycji rywalizowałem wtedy z Markiem Wilkiem, a potem ze Sławkiem Gerymskim. Największym sukcesem było dla mnie piąte miejsce w sezonie 2007/2008.

Grał pan wtedy w pamiętnym meczu z AZS-em Olsztyn.

- Tak, to była walka o czwórkę. Drużynę prowadził już Andrzej Kowal po odejściu trenera Sucha. Nie pamiętam już dokładnie, ale chyba w decydującym meczu prowadziliśmy w Olsztynie w tie-breaku. Szkoda, że wtedy się nie udało. Może byśmy wtedy medalu nie zdobyli, ale jednak byłaby to strefa medalowa.

Po skończonej karierze zawodniczej został pan w klubie i dalej pracował dla Asseco Resovii?

- Dokładnie. Pamiętam ten moment jak dziś, gdzie pojechaliśmy na wyjazdowy mecz Pucharu CEV - to było chyba Challenge Cup - do słoweńskiego Mariboru. Pojechał wtedy z nami również Bartek Górski, który zaczął pomagać przy organizacji klubu. To wtedy wykonałem pierwszy ruch i poinformowałem Bartka, że z końcem sezonu chcę zawiesić buty na kołku. I tak po sezonie otrzymałem propozycję pracy w Resovii od nieżyjącego już świętej pamięci Adama Rusinka. Pierwszy rok pracowałem w dziale marketingu, a w następnych latach już przy drużynie jako team manager. Przeżyłem lata Ljubo Travicy oraz trzy sezony u boku Andrzeja Kowala. To był wspaniały czas, bo oprócz zdobytych medali, zdobyłem wiele kontaktów z wieloma menedżerami, zawodnikami oraz klubami. Po skończonym sezonie 2012/2013 przestałem być pracownikiem klubu i założyłem swoją firmę menedżerską. Klub wiedząc, że mam duże doświadczenie i wiedzę w wyszukiwaniu talentów siatkarskich, złożył mi propozycję współpracy menedżerskiej.

ZOBACZ WIDEO Rafał Kot: decyzja Łukasza Kruczka zabolała Maćka
Na czym polegała pańska współpraca z Asseco Resovią w ostatnim czasie?

- Moja współpraca tak jak wcześniej wspomniałem polegała na pozyskiwaniu młodych i utalentowanych zawodników, nawet z czasów, kiedy chodzili oni do szkoły średniej. Po drugie na monitoringu młodych zawodników, którzy byli już związani umowami z Resovią. Po trzecie na dokładnym przeglądzie lig zagranicznych. Ten przegląd lig prowadziłem wtedy przy współpracy z Mieszkiem Gogolem, który był już jednym z asystentów Andrzeja Kowala. Skupialiśmy się na ligach francuskiej, belgijskiej, niemieckiej, ale może także trochę na czeskiej i słowackiej. Wszystkie te rozgrywki są oczywiście słabsze niż PlusLiga. Najbardziej ceniłem sobie jednak monitoring całej akademickiej ligi amerykańskiej, czyli NCAA.

Kto był pana najbliższym współpracownikiem w klubie?

- Bartek Górski. To pod jego skrzydłami zaczynałem pracę w klubie po skończonym graniu. On przyszedł z Asseco Poland z wieloma pomysłami na organizację klubu i muszę przyznać, że współpraca z nim należała do bardzo ciekawych. Natomiast ostatnie lata to współpraca również z Markiem Pankiem - poprzednim prezesem klubu, który można powiedzieć, że był moim przełożonym. Raz w miesiącu umawialiśmy się na spotkania w siedzibie Asseco Poland i tam przedstawiałem raporty mojej działalności.

Dlaczego pana drogi z klubem się rozeszły?

- Przede wszystkim już na początku współpracy umówiliśmy się, że umowa będzie trwała trzy, maksymalnie cztery lata. Za moich czasów udało się pozyskać około dwudziestu utalentowanych zawodników na każdej z pozycji. Mam tu na myśli chłopaków z Podkarpacia, a więc między innymi z AKS-u Rzeszów, jak i z całej Polski. Jak patrzę na te nazwiska, to wiem, że można byłoby stworzyć z nich fajny zespół w PlusLidze, który walczyłby spokojnie w środku tabeli. Poza tym, pojawiły się drobne różnice pod względem pomysłu wprowadzania młodych zawodników do drużyny, ich rozwoju sportowego oraz sposobu wypożyczania. Ale przede wszystkim nie chciałem być kojarzony tylko i wyłącznie z jednym klubem. Mówiąc wprost, zakończenie współpracy to moja przemyślana decyzja. Dlatego korzystając z okazji dziękuję za wszystko całej organizacji Asseco Resovii. Dziękuję także wszystkim kibicom. Dużo zawdzięczam także trenerom AKS-u Rzeszów. Miałem bardzo dobry kontakt z Arturem Łozą, Jackiem Podporą, Jerzym Wietechą i Grzegorzem Wiszem. Wielu moich klientów pochodzi z tego klubu. I nie mógłbym zapomnieć o Wojtku Szczuckim i całym klubie Metro Warszawa. To stamtąd pochodzą między innymi Bartek Lemański, Paweł Halaba i Karol Rawiak. Od pierwszego stycznia jestem niezależnym menedżerem. Argument, że pracuję tylko dla Asseco Resovii, będzie już nieaktualny.

Rozstajecie się z klubem w zgodzie?

- Oczywiście. Rozstajemy się w super atmosferze.

Jak często ze wspólnego scoutingu pana i Michała Gogola korzystała Asseco Resovia?

- Często. Patrząc na obecny sezon to jest kilka nazwisk w składzie Resovii. Na przykład Thomas Jaeschke.

To był wasz pomysł?

- Tak. Byłem na Final Four w Chicago, kiedy Uniwersytet Loyola zdobywał mistrzostwo NCAA. Wtedy bardzo spodobał mi się Jaeschke. W tym Final Four uczestniczył także Aaron Russell z Penn State. Był też James Shaw ze Stanford, który teraz gra we włoskiej Padwie i Taylor Sander z Brigham Young University. Te cztery nazwiska najbardziej zapadły mi w pamięci i one pojawiły się na biurku w Resovii. Cieszę się, że udało się jednego z nich pozyskać do klubu.

Inni?

- Thibault Rossard. Był obserwowany przez nas od dobrych trzech lat. Rozwijał się w ekipie Toulouse. W ostatnim sezonie grając w Arago de Sete stał się jednym z najlepszych zawodników ligi francuskiej. Do tego dochodziły powołania do reprezentacji. Już wtedy wiedzieliśmy, że może być gotowy i pasować do Resovii. Na tym właśnie polega scouting. Resovia jako drużyna gra o najwyższe cele, więc zawodnik sprowadzany do Rzeszowa musi być przygotowany do rywalizacji. Rossard po tylu latach gry w lidze francuskiej był gotowy do przyjazdu do Rzeszowa.

Tak samo było z Marko Ivoviciem, który też wybił się we Francji.

- Też był obserwowany. On akurat grał w Paris Volley. Liga francuska to w ogóle taka lepsza nasza I liga. Dla zawodników, którzy wyróżniają się, Ligue 1 jest ostatnim przystankiem w drodze do PlusLigi. Inny przykład - Jan Hadrava. Ostatnie lata spędził w Nantes. Jest kilka ciekawych nazwisk już nawet w tym sezonie we Francji, bo cały czas śledzę te rozgrywki. Niektórzy gracze za dwa lub trzy lata będą spokojnie mogli rywalizować w PlusLidze. Niestety nie ujawnię nazwisk, zachowam tę informację dla siebie. Mogę jedynie zdradzić, że rocznik 95 i młodsi to szczególnie ciekawi gracze. U nas w PlusLidze w tym wieku jest Olek Śliwka, Artur Szalpuk czy Dominik Depowski.

Czy I liga w Polsce jest zaniedbana?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×