Emocjonujący tryptyk rywalizacji ZAKSY z PGE Skrą. Pora na czwarte starcie
- Dobrze, że wyszedł nam taki mecz przed decydującymi starciami w Pucharze Polski. To zwycięstwo nie może tylko uśpić naszej czujności - podkreślał po starciu w Bełchatowie Philippe Blain. Wówczas jeszcze nie wiedział, że kolejny raz prowadzony przez niego zespół zmierzy się z ZAKSĄ zaledwie osiem dni później.
Do trzech razy sztuka
Tym razem obie ekipy spotkały się na neutralnym gruncie, w Hali Stulecia we Wrocławiu, tworząc składu finałowego meczu Pucharu Polski (15 stycznia). Podobnie jak w Bełchatowie, klub z Kędzierzyna-Koźla dominował w dwóch pierwszych setach. Inauguracyjnego wygrał 29:27, a w drugim prowadził 24:18. Wówczas wydarzyła się katastrofa.
ZAKSA nie wykorzystała sześciu kolejnych piłek setowych. Na tablicy świetlnej pojawił się wynik 24:24, który po paru minutach zmienił się jeszcze bardziej na niekorzyść aktualnych mistrzów Polski. PGE Skra sensacyjnie wróciła z dalekiej podróży, zwyciężając 27:25.
- Z jednej strony podczas 10-minutowej przerwy byliśmy na siebie źli, ale z drugiej próbowaliśmy zachować spokój. Powiedzieliśmy sobie "walczymy dalej, jest 1:1, losy meczu są ciągle otwarte" - mówił Kevin Tillie po zakończeniu widowiska. Był wtedy w znakomitym humorze.
Kędzierzynianie błyskawicznie otrząsnęli się bowiem po otrzymaniu bolesnego ciosu. W kolejnych dwóch partiach rozwiali wszelkie wątpliwości, kto był tego dnia lepszą drużyną. Jednym z ojców ich triumfu 3:1 okazał się Dawid Konarski, który dzień wcześniej, po półfinałowym meczu z Jastrzębskim, leżał pod kroplówką. Nie w pełni zdrowy zapracował przy okazji na miano najlepszego gracza turnieju finałowego.
Nieco ponad trzy miesiące od tego wydarzenia okaże się, czy obie drużyny podzielą się zdobytymi tytułami w sezonie 2016/2017, czy też ZAKSA zakończy go z dubletem.