Siatkówka. Grał w jednej drużynie z Bartoszem Kurkiem. Dziś jeździ 40-tonową ciężarówką i ma pięć tytułów mistrza Anglii

- Londyńska ulica jest w ciągłym ruchu. Mnóstwo nieuważnych pieszych, rowerzystów, skuterów, teraz jeszcze hulajnogi. Trzeba mieć oczy dookoła głowy i trochę szczęścia - mówi Bartosz Kisielewicz, siatkarz IBB Polonii Londyn i zawodowy kierowca.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Bartosz Kisielewicz, rozgrywający i kapitan IBB Polonii Londyn, 5-krotny mistrza Anglii w siatkówce Materiały prasowe / Steve Smith/IBB Polonia Londyn / Bartosz Kisielewicz, rozgrywający i kapitan IBB Polonii Londyn, 5-krotny mistrza Anglii w siatkówce
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Niewielu Polaków może o sobie powiedzieć: Jestem pięciokrotnym mistrzem Anglii. Ty możesz. Jak ci się to udało?

Bartosz Kisielewicz, rozgrywający i kapitan IBB Polonii Londyn, klubowego mistrza Anglii w siatkówce: Osiem lat temu miałem szczęście trafić do IBB Polonii Londyn, a to klub, który rokrocznie walczy o mistrzostwo i cały czas się rozwija, zarówno sportowo, jak i organizacyjnie. W angielskiej lidze siatkówki nasza drużyna dominuje. Jest kilka zespołów, które są w stanie z nami powalczyć. Głównie uniwersyteckich, w których występują zawodnicy z całego świata, łączący studia z graniem w siatkówkę. Zdarzały się sezony, w których rywale byli na tyle mocni, że wygrywali z nami w walce o tytuł. Jednak w ostatnich pięciu latach nie zostaliśmy mistrzami tylko raz.

Wasz klub nazywa się Polonia, ale w składzie macie tylko dwóch polskich graczy.

W poprzednim sezonie poza mną był jeszcze Mateusz Podborączyński. Najwięcej mieliśmy w drużynie Anglików - siedmiu. Poza tym dwóch Brazylijczyków, w tym słynnego Gibę, Szkota, Francuza, Bułgara, Australijczyka i Litwina. W kolejnym polskich graczy pewnie też będzie dwóch, może trzech. Kilka lat grało ich pięciu, sześciu, ale potem poziom poszedł w górę, wymagania wobec zawodników wzrosły. A im lepszy polski gracz, tym trudniej przekonać go do gry w Anglii.

ZOBACZ WIDEO: Siatkówka. Polska - Niemcy. Nowakowski po dziwnym meczu. "Kartony zamiast kibiców na trybunach"

W Polsce nie odnosiłeś takich sukcesów jak w Anglii.

Nie, choć udało mi się zagrać kilka spotkań w Pluslidze. W Stali Nysa, której jestem wychowankiem. W sezonie 2004/2005 klub przeżywał problemy finansowe, musiał stawiać na juniorów. Po spadku zostałem w Nysie, przez dwa sezony byłem drugim rozgrywającym. Potem poszedłem na wypożyczenie do Legnicy, następnie do Wałbrzycha, ale w końcu wróciłem do Stali i zostałem kolejne trzy lata.

Byłeś w klubie w tym samym czasie co Bartosz Kurek i jego ojciec Adam.

Tak, z Bartkiem graliśmy razem w juniorach, razem chodziliśmy też do szkoły. Nie do jednej klasy, bo jestem od niego dwa lata starszy. Dość dobrze się znamy. Teraz nie mamy regularnego kontaktu, ale czasem się spotykamy, na przykład gdy przyjeżdżamy do domu na święta. Nysa nie jest dużym miastem, duży jest za to Bartek, więc łatwo go zauważyć. Pamiętam, że spotkaliśmy się kilka lat temu, gdy IBB Polonia debiutowała w europejskich pucharach. Graliśmy w Pucharze Challenge z węgierskim Kaposvarem, ale tak się złożyło, że domowy mecz rozgrywaliśmy w Bełchatowie. Bartek był na tym spotkaniu, potem sobie pogadaliśmy.

Mówisz o Nysie, wspominałeś o innych klubach w Polsce, a jak trafiłeś do Londynu?

Przez ostatnie sezony w Stali byłem rezerwowym, wchodziłem tylko na zmiany. Nie widziałem dla siebie miejsca w Nysie. Uznałem, że nie ma sensu szukać klubu, w który byłby wypłacalny i oferował mi miejsce w pierwszym składzie. Zwłaszcza, że w tamtym czasie pierwszoligowe kluby raz płaciły, a raz nie. Postanowiłem zakończyć karierę i pojechałem do pracy do Londynu. Tam okazało się, że mieszkam blisko hali, w której trenuje Polonia Londyn. Poszedłem na trening, spodobałem się trenerowi i już zostałem. W pierwszym roku nie grałem w meczach ligowych, bo pracowałem przy przeprowadzkach i weekendy miałem zajęte. Potem zmieniłem pracę i już mogłem grać. W moim pierwszym sezonie, 2012/2013, rzutem na taśmę zdobyliśmy mistrzostwo Anglii. Wtedy po raz pierwszy ludzie o nas usłyszeli.

Dziś masz pięć w dorobku pięć tytułów mistrzowskich, ale w rubryce zawód nie wpisujesz "siatkarz".

Nie, od 2015 roku jestem zawodowym kierowcą. Osiem lat temu zrobiłem prawo jazdy na ciężarówki. Mogę jeździć "dużym zestawem" - czternastokołową ciężarówką z naczepą. Mam uprawnienia C + E. Jak masz tylko C, możesz kierować pojazdem do osiemnastu ton, to jakieś 70-80 procent pojazdów, jakie prowadzę. Litera E uprawnia cię do jazdy cięższymi zestawami. Najcięższy, jaki prowadziłem, ważył 40 ton. Nie mam jeszcze "papierów" na cysternę, ale chcę je zrobić. Pewnie już bym się o to starał, gdyby nie koronawirus. Z powodu pandemii zawieszono kursy i jeszcze ich nie wznowiono.

Bartosz Kisielewicz, 5-krotny mistrz Anglii w barwach IBB Polonii Londyn i zawodowy kierowca (fot. archiwum prywatne) Bartosz Kisielewicz, 5-krotny mistrz Anglii w barwach IBB Polonii Londyn i zawodowy kierowca (fot. archiwum prywatne)
Co najczęściej przewozisz?

Moja firma współpracuje z galeriami handlowymi, więc zwykle są to towary do tych galerii. Do 15 czerwca były one zamknięte, więc nie pracowałem. Dostawałem od rządu 80 procent pensji jako "postojowe". Jak otworzyli centra handlowe, wróciłem do pracy. A co wożę? Zwykłe rzeczy. Ubrania, mrożonki, produkty spożywcze.

Długo się przestawiałeś na jazdę lewą stroną jezdni?

Nie. W auto wsiadłem pierwszego dnia po przyjeździe do Anglii. Ze zmianą strony jezdni poszło szybko, za to potrzebowałem trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do innej organizacji ruchu. No i do samego Londynu, bo ruch uliczny jest w tym mieście specyficzny.

Czyli jaki?

Bardzo dużo się dzieje, zwłaszcza w centrum. Mnóstwo pieszych, którzy nie uważają, rowerzystów, skuterów, teraz doszły jeszcze hulajnogi. Trzeba cały czas uważać, mieć oczy dookoła głowy i trochę szczęścia. Ale daję radę. Myślę, że jak zacznę jeździć cysternami, zrobi się trudniej.

Bartosz Kisielewicz, 5-krotny mistrz Anglii w barwach IBB Polonii Londyn i zawodowy kierowca (fot. archiwum prywatne) Bartosz Kisielewicz, 5-krotny mistrz Anglii w barwach IBB Polonii Londyn i zawodowy kierowca (fot. archiwum prywatne)
Czym się różni jazda cysterną od jazdy inną ciężarówką?

Cysterna jest trochę niższa. I bardziej niebezpieczna, w końcu wiezie się łatwopalną ciecz. Samo wylanie paliwa na stacji wiąże się z szeregiem procedur, które trzeba dobrze znać. Trzeba też wiedzieć jak działać, gdy pojawi się zagrożenie. Niebezpieczeństwo jest większe, ale też więcej płacą.

Ty masz za sobą jakieś groźne wydarzenia na drodze?

Na szczęście nie, choć widziałem kilka fatalnych wypadków z udziałem ciężarówek. Jak rozpędzone 18 ton wpada na rowerzystę, niewiele z niego zostaje. Ręce i nogi są powykręcane w każdą stronę. Dlatego musimy bardzo uważać. Nawet, jak kierowca nie jest winny wypadkowi, takie zdarzenie zostaje z nim do końca życia. Na kursach uczą nas, żeby zwracać szczególną uwagę właśnie na rowerzystów, bo oni żadnych kursów nie kończą, prawa jazdy też nie muszą robić. Musisz być przygotowany, że osoba na rowerze może zrobić wszystko, pojechać w każdym kierunku. A jak jeszcze ma słuchawki na uszach, to jest już całkowicie nieprzewidywalna.

Jak wygląda twój standardowy dzień pracy?

Pobudkę mam bardzo wcześnie, bo o czwartej rano. Pracuję od ośmiu do dziesięciu godzin dziennie. Potem odbieram syna ze szkoły, w domu jesteśmy zwykle między czternastą a piętnastą. Po obiedzie idziemy z synem i córką do parku, gramy w piłkę, robimy jakieś ćwiczenia. Jak o 20 nie mam treningu, a teraz ich nie mam, to wieczorem idę spać razem z dzieciakami. Jak trenujemy, wracam około 23. Czasu na sen nie zostaje zbyt dużo. Wiele osób pyta mnie, jak wytrzymuję ten rytm. Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. Cieszę się, że jestem na tyle zdrowy, że wciąż mogę trenować. Nic mnie nie boli, nie mam kontuzji. Teraz brakuje mi siatkówki, spotkań z kolegami z zespołu na treningach, rywalizacji. Cieszę się, że niedługo wracamy do zajęć. Mamy wznowić treningi na początku sierpnia.

Mieszkasz w Anglii już prawie 10 lat. Myślisz o powrocie do Polski?

Na razie nie. Może kiedyś, na spokojną emeryturę. Za to myślimy z żoną o wyprowadzce z Londynu i kupnie domu nad morzem. Bardzo podoba się nam w Bournemouth, mamy tam znajomych. Ale to pewnie dopiero za kilka lat.

Jak zostawisz Londyn, zostawisz też Polonię?

Niestety. Przeprowadzka pewnie będzie dla mnie oznaczać koniec kariery. Jednak zdążyłem się nauczyć, że życie nie lubi zgadzać się z naszymi planami. Na razie mieszkam w Londynie i gram dla Polonii. Celuję w kolejne mistrzostwo Anglii, chcielibyśmy też zakwalifikować się do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

Rok temu w eliminacjach wpadliście na chorwacką Mladost Zagreb i nie mieliście wiele do powiedzenia.

Odbiliśmy się od ściany. Nie pomógł nawet Giba, który wtedy z nami grał. Choć gra w jednej drużynie z Gibą była dla nas wielkim przeżyciem. Jak się dowiedziałem, że dołączy do Polonii, nie mogłem w to uwierzyć. Dużo nas nauczył, zwłaszcza jeśli chodzi o stronę mentalną. Ale mimo wszystko na grę z takim rywalem, jak Mladost, nie byliśmy gotowi. W tym roku klub zamierza sprowadzić trzech graczy specjalnie na eliminacje. Potrzebujemy dobrych i doświadczonych zawodników, żeby nie skończyło się tak, jak poprzednio.
Bartosz Kisielewicz (pierwszy z prawej) w czasie meczu ligowego IBB Polonii Londyn (fot. Steve Smith/IBB Polonia Londyn) Bartosz Kisielewicz (pierwszy z prawej) w czasie meczu ligowego IBB Polonii Londyn (fot. Steve Smith/IBB Polonia Londyn)
Czytaj także: Przetrwali i chcą zaatakować. Tak radzi sobie polski mistrz Anglii w czasie pandemii COVID-19 Reprezentacja nie chciała grać między sobą. Karol Kłos zdradza przyczynę [WYWIAD]
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×