Tajner: Nie traktuję tego w kategorii walki na śmierć i życie

- Zachęcała mnie najbliższa rodzina i przyjaciele. Ja się zastanawiałem, bo wiem, że kampania, a potem ewentualna praca poselska, są bardzo angażujące - wyznaje nam Apoloniusz Tajner, były szef sportów zimowych.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Apoloniusz Tajner Expa/Newspix.pl / Rafał Rusek/Press Focus / Na zdjęciu: Apoloniusz Tajner
Jako trener skoków odnosił wielkie sukcesy z Adamem Małyszem, później przez ponad 16 lat kierował Polskim Związkiem Narciarskim. Teraz będzie startował w jesiennych wyborach parlamentarnych - znajdzie się na listach Koalicji Obywatelskiej jako niezależny kandydat.

W rozmowie z WP SportoweFakty Apoloniusz Tajner mówi o tym, co skłoniło go do kandydowania, dlaczego teraz czuje się bardziej gotowy niż w 2004 roku, gdy startował do Parlamentu Europejskiego i jak widzi swoją ewentualną pracę poselską.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Co pana skłoniło do tego, żeby podjąć drugą w swoim życiu próbę wejścia do polityki?

Apoloniusz Tajner, były prezes Polskiego Związku Narciarskiego, niezależny kandydat w wyborach parlamentarnych 2023 z listy Koalicji Obywatelskiej: Chciałbym pomóc w rozwoju sportu dzieci i młodzieży. Uważam, że choć nie stoi on na złym poziomie, to na pewno można go poprawić. Nie zmieniać, poprawić. Uznałem, że mogę przyczynić się do tej poprawy poprzez pracę w sejmowej komisji sportu. A żeby trafić do komisji, muszę najpierw zostać posłem. Zatem w moim przypadku wejście do polityki nie jest celem samym w sobie, a środkiem do celu.

Na posiedzeniach komisji sportu niejednokrotnie występowałem jako gość, jednak jako jej członek będę miał zdecydowanie większą moc sprawczą. Mam nadzieję, że będę mógł tam wykorzystać doświadczenie zdobyte w ciągu wielu lat pracy w sporcie zimowym, w tym w czasie kierowania Polskim Związkiem Narciarskim, jak również będąc wiceprezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #5. Konrad Bukowiecki: Kończyłem karierę kilkadziesiąt razy

Decyzję o kandydowaniu podjął pan bez wahania czy jednak wątpliwości były?

Zdecydowałem się w ostatniej chwili.

Czyli tuż przed spotkaniem z Donaldem Tuskiem w Ustroniu, na którym ogłoszono pański start?

Tak. Jakieś dwa dni przed nim.

Co ostatecznie zaważyło?

Zachęcała mnie najbliższa rodzina i przyjaciele, którzy byli bardzo pozytywnie nastawieni do mojego kandydowania. Ja się zastanawiałem, bo wiem, że kampania, a potem ewentualna praca poselska, są bardzo angażujące. Po drugie musiałem dobrze przemyśleć, co chciałbym jako poseł zrobić. Przemyślałem, uznałem, że chcę zrobić coś dobrego dla sportu dzieci i młodzieży w Polsce i dlatego postanowiłem kandydować. Nie była to decyzja umotywowana politycznie, choć swój osąd obecnej sytuacji w kraju mam i uważam, że nadszedł czas na zmianę.

Sam zgłosił pan chęć kandydowania, czy ktoś to panu zaproponował?

Zaproponowano mi. Będę startował z listy Koalicji Obywatelskiej, ale jako kandydat bezpartyjny.

W kampanii czeka pana dużo pracy, zwłaszcza że startuje pan w trudnym dla Koalicji Obywatelskiej okręgu. W wyborach parlamentarnych w 2019 roku KO w okręgu bielskim zdobyło trochę ponad 27 proc. głosów, Prawo i Sprawiedliwość ponad 47 proc.

Nie traktuję tego startu w kategoriach walki na śmierć i życie. Mam po prostu nadzieję, że wyborcy będą na mnie patrzeć jak na fachowca, który chce zrobić coś dobrego. W sporcie dzieci i młodzieży chciałbym przede wszystkim poszerzyć bazę. Sprawić, żebyśmy wyławiali więcej talentów trenujących w klubach wiejskich czy z małych miasteczek. Poprawić sytuację w małych klubikach, które nieustannie borykają się z dużymi problemami. Mam pomysł na wzmocnienie tej bazy i jeżeli zostanę wybrany, będę go forsował. Jego istotą nie jest wcale zwiększenie finansowania dla małych klubów, a organizacja. Chciałbym również wspierać samorządy. Jednak na rozmowę o szczegółach moich pomysłów przyjdzie jeszcze czas.

Pana pierwsze podejście do polityki to wybory do europarlamentu w 2004 roku. Wtedy startował pan z list Polskiego Stronnictwa Ludowego i nie został pan europosłem.

Po tamtej próbie myślałem, że kandydowanie w wyborach nie jest dla mnie. Minęło jednak 19 lat i teraz czuję się dużo bardziej gotowy, żeby kandydować. Wtedy byłem po prostu trenerem skoków. Dziś mam za sobą 16 lat kierowania PZN, działalność w Polskim Komitecie Olimpijskim. Wiem, jak prowadzi się rozmowy biznesowe, ze sponsorami, mam dużo szersze kontakty, i dużo większe doświadczenie. Czuję się dobrze przygotowany do pełnienia funkcji publicznej i zajmowania się w tej roli tym, na czym się znam.

Szefowanie PZN to też w jakimś stopniu była polityka?

Nie. Przez te ponad 16 lat nigdy nie spotkałem się z żadnymi naciskami politycznymi. Politycy nie wtrącali się do działalności związków sportowych, chyba że ktoś sam tego chciał. Uważam, że sport musi być apolityczny. On wymaga spokoju, uczciwych względem siebie i dobrze skonsolidowanych grup. I cieszę się, że politycy na co dzień, pomijając najważniejsze wydarzenia czy wielkie sukcesy, zostawiają sport w spokoju.

Pańscy konkurenci do miejsca w parlamencie mogą mówić, że teraz chce pan rozwijać sport dzieci i młodzieży, a jako prezes PZN nie wychował pan następców Kamila Stocha czy Dawida Kubackiego i siłę naszej kadry skoczków narciarskich wciąż stanowią zawodnicy grubo po trzydziestce.

Akurat krytyki dotyczącej mojej działalności w skokach narciarskich ani trochę się nie boję. Już od 18 lat prowadzimy świetnie funkcjonujący program młodzieżowy. Począwszy od siedmiolatków, w każdej grupie wiekowej mamy w tej chwili bardzo zdolnych zawodników. Owszem, nasi "chorąży", Stoch, Kubacki i Żyła, mają powyżej 30 lat, ale coraz bardziej widoczni są ci, którzy będą ich zastępować.

Aleksander Zniszczoł w wieku 29 lat zaczyna pokazywać stabilizację na wysokim poziomie, a przypomnę, że u Kubackiego ta stabilizacja nastąpiła niewiele wcześniej, bo w wieku 28 lat. Wraca Klemens Murańka, w którego wciąż wierzę. Są młodzi - Kacper Juroszek czy Jan Habdas już są na "ogonie" naszych liderów. Jest 16-letni Kacper Tomasiak. Oni wszyscy wzięli się z dobrego systemu szkolenia. Systemu, który w tej chwili według mnie zabezpiecza nam najwyższy światowy poziom skoków narciarskich co najmniej na kolejnych 15 lat. A może i na więcej, bo kiedy patrzę na poziom uzdolnienia naszych 12-13 latków, serce rośnie. Sytuacja jest dobra.

Na spotkaniu w Ustroniu powiedział pan: "Tolerancja, wzajemne zrozumienie, uczciwość, rzetelność, szczerość. To mnie wychowywało. Chciałbym przywrócić właściwe definicje tym słowom". Czy to oznacza, że obecnie te słowa nie mają pańskim zdaniem tych właściwych definicji?

Powiem tak: jestem zdezorientowany słysząc takie słowa. Co one w tej chwili znaczą? Widzimy przecież, co się dzieje. Nie za bardzo podoba mi się kierunek, w którym zmierzamy.

Jaki to pańskim zdaniem kierunek?

Odniosę się tutaj do fundamentalnej rzeczy, jaką jest nasze członkostwo w Unii Europejskiej. Jeżeli jest ono przez kogokolwiek podważane, to ja się z tym absolutnie nie zgadzam. To nasza przyszłość i nasza siła. Jestem niezależnym kandydatem, który chce działać w sporcie. Do poszczególnych problemów, którymi żyje nasz świat polityczny, nie chciałbym się odnosić. Jeśli wejdę do parlamentu, będę osobą starającą się przekonywać do swoich racji w kwestiach związanych właśnie ze sportem. Nie zamierzam wchodzić na tereny, na których nigdy nie byłem. Ostra polityczna walka nie jest dla mnie i mnie nie interesuje. Jednocześnie chcę zaznaczyć, że zamierzam być lojalny wobec osób, z którymi podjąłem się współpracy. Tego wymaga ode mnie moje poczucie uczciwości.

Słuchając Donalda Tuska w czasie takich wystąpień, jak to w Ustroniu, czuje pan, że przewodniczący Platformy Obywatelskiej reprezentuje bliskie panu wartości?

Muszę powiedzieć, że pan Tusk w czasie swoich wystąpień mówi przystępnym językiem i uważam, że jego słowa trafiają do ludzi. Jednak powtórzę, że działając w sporcie doceniałem to, że politycy pozwalają nam robić to, na czym się znamy, nie zaburzają nam naszej pracy. Jaka opcja by nie rządziła, zawsze tak było i bardzo mnie to cieszyło. Gdyby postępowali inaczej, spowodowałoby to zamieszanie, niepewność i odbiło się na wynikach sportowych.

Od piątkowego wieczoru wiele razy usłyszał pan słowa: Po co ci to?

Tak. Ale usłyszałem też wiele ciepłych słów, w tym od ludzi, z którymi od dawna nie miałem kontaktu oraz od tych, których znam tylko z nazwiska. Mam bardzo dużo poparcia.

Rozmawiał Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Małysz ujawnił, o co Żyła przegrał zakład. "Może i dobrze"
Żyła pokazał klasę. Organizatorzy przerwali konkurs

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×