Był wielką gwiazdą. Do dziś żałuje, że przyjechał na imprezę do Polski
Veli-Matti Lindstroem karierę rozpoczął od mistrzostwa świata juniorów. Finowie mogli więc mieć nadzieję na kolejnego wybitnego skoczka. Przyszłość zweryfikowała jednak zawodnika z Nastoli, który doznał kontuzji w pokazowym meczu przy ul. Reymonta.
Wszyscy zdobywali złote medale mistrzostw świata juniorów. Do tego grona dołączył także Veli-Matti Lindstroem, który podczas pierwszej dla siebie imprezy tej rangi w 1999 roku musiał obejść się smakiem, zdobywając "jedynie" srebrny krążek.
Dwa lata później nie miał już sobie równych. W Karpaczu zwyciężał zarówno indywidualnie, jak i drużynowo. Choć świat skoków narciarskich usłyszał o nim nieco wcześniej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ on to zrobił. Stadiony świata!Wspaniałe chwile... i gorsze
Mimo że pierwszy sezon Pucharu Świata - 1999/2000 - był dla Lindstroema daleki od ideału, w kolejnym prezentował się już o wiele lepiej. Pierwsze zawody w Kuopio ukończył na szóstym miejscu. Za to na początku marca 2001 roku w wieku 18 lat po raz pierwszy stanął na podium.
W klasyfikacji generalnej cyklu uplasował się ostatecznie na dziewiętnastej pozycji. Kibice reprezentacji Finlandii mogli więc sądzić, że zawodnik z Nastoli w dalszej części kariery nawiąże do wcześniej wspomnianych legend. Niestety dla nich, Lindstroem spuścił nieco z tonu.
Pokazał to kolejny sezon, okraszony co prawda srebrnym medalem olimpijskim w drużynie. Na najlepszy wynik młody skoczek czekał jednak aż do weekendu w Willingen. Zajął tam trzecie miejsce za kapitalnym Svenem Hannawaldem oraz swoim rodakiem Mattim Hautamaekim.
Szału nie było też w 2003 roku. Błysk zaliczył dopiero w Planicy, gdzie ustanowił rekord życiowy. Poleciał 225,5 metra, co uplasowało go wtedy w samej czołówce najdłuższych lotów na świecie. Nadzieje dała jeszcze kampania 2003/2004 zakończona na piętnastej pozycji w klasyfikacji generalnej. Choć był to ostatni z pozytywnych akcentów.
Polskie akcenty
Dzięki wspaniałym początkom Veli-Matti Lindstroem należał do grona najbardziej rozpoznawalnych skoczków w stawce. Takie miano dało mu możliwość wystąpienia w reklamie... "Doskonałego Mleka". Część starszych kibiców zapewne pamięta jego krótki dialog z młodszym chłopcem na ekranie telewizorów.
- To była najlepsza umowa sponsorska w mojej karierze. Nauczyłem się na pamięć kilku linijek po polsku. Dzień zdjęciowy trwał od dziewiątej rano do dziesiątej wieczorem, ponieważ nie wszystkie ujęcia wyszły dobrze - mówił Lindstroem w wywiadzie dla portalu iltalehti.fi.
- Myślę, że to trafny wybór, skoki ogląda miliony widzów, ta reklama jest bardzo widoczna - mówił za to ówczesny prezes jednej z reklamowanej mleczarni Stanisław Kuciński. Wpływ na udział skoczka w projekcie miał też fakt, iż w firmie Elopak, pakującej mleko w kartoniki, pracował jego ojciec.
Niestety kolejny z polskich akcentów nie był już tak kolorowy dla niego. Podczas pierwszej dekady XXI wieku w naszym kraju miały miejsce trzy edycje pokazowego meczu piłkarskiego, w którym czołowi skoczkowie świata podejmowali Reprezentację Artystów Polskich.
W przedsięwzięciu brały udział takie persony jak Adam Małysz, Andreas Kofler, Robert Kranjec, Florian Liegl oraz właśnie Veli-Matti Lindstroem. Rywalizowała z nimi prawdziwa śmietanka polskiego showbiznesu w tym m.in. Michał Milowicz czy Marcin Dorociński.
Ostatnia edycja meczu pokazowego - w maju 2005 roku - na stadionie przy ul. Reymonta w Krakowie była fatalna dla Lindstroema. Fiński skoczek po starciu z jednym z rywali złamał nogę.
- Trochę za dużo grałem indywidualnie. To nie był mój dzień. Przepraszam kolegów, gratuluję wygranym. To jest nauka na przyszłość. Szkoda, że jeden z rywali doznał kontuzji. To miał być przecież mecz przyjaźni, a niestety ktoś w nim ucierpiał - mówił Dorociński, cytowany przez "Dziennik Polski".
Początek końca
Niestety wypadek przy ul. Reymonta zakończył karierę Fina na najwyższym poziomie. Pół roku po kontuzji dochodził do siebie, a gdy już wrócił na skocznię, był cieniem zawodnika sprzed lat. Mimo pojedynczych przebłysków Veli-Matti Lindstroem stał się po prostu zawodnikiem z dalszej części stawki.
Słabe wyniki prowadziły skoczka do Pucharu Kontynentalnego. W sezonach 2009/2010 i 2010/2011 startował właśnie w tym cyklu. Nie osiągnął jednak żadnych sukcesów.
- To wszystko mogło się potoczyć trochę lepiej, gdybym nie był wiecznie negatywnie nastawiony do swoich występów. Nienawidzę porażek, błędy denerwują mnie jak diabli. Chyba nigdy nie byłem zadowolony ze swojego występu - powiedział sam zainteresowany w wywiadzie dla iltalehti.fi.
Obecnie 41-letni Veli-Matti Lindstroem pracuje jako lider zespołu w firmie Transval. Choć nie trenuje już skoków narciarskich, znalazł sobie inną pasję. Mowa o japońskiej sztuce walki jujitsu. - To, co najbardziej podoba mi się w tym sporcie, to niesamowicie szeroki wachlarz technik - podsumował.
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Tandrevold wygrała w Oslo. Polki bez punktów
Lahti bez Kubackiego. To skocznia szczęśliwa dla Polaków
Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)