"Zawołaj mnie jak Stoch będzie skakał". Początek obecnego sezonu nawiązaniem do ery Adama Małysza

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / COS/Paweł Skraba / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Materiały prasowe / COS/Paweł Skraba / Na zdjęciu: Kamil Stoch
zdjęcie autora artykułu

Jak na razie w obecnym sezonie Pucharu Świata widać ogromną dysproporcję między Kamilem Stochem, a resztą kadry. Polscy kibice mogą więc sobie przypomnieć czasy, kiedy skakał Adam Małysz. Wówczas również mieliśmy przepaść.

W tym artykule dowiesz się o:

"Zawołaj mnie jak Małysz będzie skakał". Takie stwierdzenie padało w wielu polskich domach w latach świetności Adama Małysza. Sporo kibiców oglądało skoki narciarskie tylko dla Orła z Wisły i jego walki z najgroźniejszymi konkurentami. Na innych reprezentantów Polski mało kto zwracał uwagę. Począwszy od sezonu 2000/2001, a zakończywszy na sezonie 2009/2010 Małysz wyprzedzał drugiego najlepszego kadrowicza w "generalce" PŚ o co najmniej 17 miejsc.

Prawdziwy rekord mogliśmy dostrzec w sezonie 2001/2002. Wówczas Małysz sięgnął drugi raz z rzędu po Kryształową Kulę za wygranie Pucharu Świata. Następnego Polaka w klasyfikacji końcowej trzeba było szukać długo. Aż w końcu na 49. miejscu znalazł się Robert Mateja. Kolosalna różnica.

Sporo zmieniły lata 2010-2011, kiedy na salony odważnym krokiem wszedł Kamil Stoch. W klasyfikacji generalnej zajął 10. miejsce, będąc sklasyfikowanym siedem pozycji za Małyszem, który kończył wtedy karierę.

ZOBACZ WIDEO: Były skoczek komentuje słowa oburzonego Małysza. "Dzisiaj kombinezony są na limicie"

Minęło dziesięć lat, a Kamil Stoch nadal dźwiga ciężar polskich skoków narciarskich na swoich barkach. Na początku sezonu 2021/2022 jest to na tyle widoczne, że aż rzucają się porównania do czasów Małyszomanii. Stoch nie jest co prawda bardzo wysoko w klasyfikacji generalnej (11. miejsce), ale skacze zdecydowanie najlepiej spośród Polaków. Następny z reprezentantów Polski - Piotr Żyła - jest sklasyfikowany siedemnaście pozycji niżej od Stocha.

Gdy dokładniej spojrzymy w statystyki, to widzimy w niej czarno na białym, jak Stoch uciekł reszcie Polaków. W ostatnich sezonach kroku dotrzymywali mu Piotr Żyła i Dawid Kubacki, minionej zimy świetnie skakał także Andrzej Stękała. Teraz w bitwie o najwyższe laury Stoch został sam. Do tej pory zgromadził 216 punktów w "generalce" PŚ. Cała reprezentacja Polski w konkursach indywidualnych wywalczyła 344 punkty. Trzykrotny mistrz olimpijski zdobył zatem w pojedynkę 63 proc. punktów całej naszej kadry.

Nikt też spośród podopiecznych Doleżala poza Stochem nie wchodził do czołowej dziesiątki konkursów, a 34-latek dokonywał tego czterokrotnie. Ponadto w Klingenthal wskoczył na najniższy stopień podium.

Dorobek punktowy Stocha mógł być jeszcze wyższy, ale trzykrotnemu mistrzowi olimpijskiemu dwa razy podwinęła się noga i nie wchodził wówczas do drugiej serii. Opuścił także niedzielny konkurs w Klingenthal z powodu zapalenia zatok.

Jeśli sytuacja w polskiej kadrze nie ulegnie zmianie, to sformułowanie: "Zawołaj mnie jak Stoch będzie skakał" może być używane coraz częściej z nawiązaniem do ery Adama Małysza. Teraz przed nami Turniej Czterech Skoczni, a Stoch zazwyczaj skacze w tej prestiżowej imprezie znakomicie. Kto wie, być może dysproporcja między Polakami w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata jeszcze bardziej się powiększy.

Czytaj także: Trzy niewiadome na Turniej Czterech Skoczni. Były skoczek ma pomysł ws. Dawida Kubackiego "Sytuacja zmieniła się o 180 stopni". Był kłopot przed igrzyskami, ale PZN znalazł rozwiązanie

Źródło artykułu: