Był nadzieją MU, ale wpadł w szpony hazardu. Przehulał 8 mln funtów, jest bankrutem

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Gillespie zadzwonił do Kevina Keegana, wtedy dyrektora Newcastle, opowiedział mu o wszystkim. Były znakomity piłkarz załatwił mu podwyżkę w klubie - wcześniej niż miał przewidziane w kontrakcie - żeby tylko jakoś odbił się od dna. - Wiedziałem, że mam kłopoty. Zarabiałem 1400 funtów tygodniowo i nie potrafiłem zaoszczędzić nawet pensa. Co gorsze, na rynek wchodzili bukmacherzy telefoniczni i internetowi. Już nie musiałem ruszać się z domu - mówił.

Cios od Shearera

- Całe moje życie od siedemnastego roku życia było spiralą zmierzającą do bankructwa. Pochodziłem ze skromnie żyjącej rodziny i kiedy zacząłem zarabiać większe pieniądze, odbiło mi. Za pierwszy kontrakt w Man Utd dostałem 20 tys. funtów za sam podpis. Czułem się jak król - mówił.

Opowiadał, że w Newcastle (grał tam w latach 1995-1998) nikogo nie znał, mieszkał w hotelu, więc z nudów zaprzyjaźnił się ze wszystkimi bukmacherami w okolicy. Potem doszły zakłady przez telefon. Dzwonił tak często, że pracowniczki Ladbrokes poznawały go po głosie. Stawiał na każdy wyścig, wydawał wszystkie pieniądze, zadłużał się w banku. W Blackburn (występował w tym klubie w latach 1998-2003) zarabiał już 5,5 tys. funtów tygodniowo. Nie zostało mu właściwie nic, dzisiaj ma mieszkanie w bloku w Bangor.
Reprezentant Irlandii Północnej podczas meczu z Polską w 2005 roku. Nad nim - Tomasz Rząsa (fot. newspix.pl) Reprezentant Irlandii Północnej podczas meczu z Polską w 2005 roku. Nad nim - Tomasz Rząsa (fot. newspix.pl)
- Grałem w jednym zespole młodzieżowym MU z Beckhamem, Scholesem i Garym Nevillem. Miałem otwartą drogę, żeby zostać wielkim piłkarzem i to naprawdę bogatym. Wszystko zmarnowałem. Potrafiłem, dosłownie, cały dzień siedzieć na telefonie i obstawiać. Cokolwiek: konie, piłka nożna, krykiet. Teraz wiem, że w tej grze jest tylko jeden wygrany: bukmacher - mówił Gillespie.

Stracił, jak wyjaśniał, nie tylko na hazardzie. Również na fałszywych znajomych, a także niekorzystnych inwestycjach w nieruchomości i produkcje telewizyjne. Do łatki "hulaki" dochodziły głośne bijatyki. W 2007 roku pobił się z Georgem McCartneyem, kolegą z kadry Irlandii Północnej, i to na lotnisku, kiedy czekali na samolot po przegranym 1:2 meczu z Islandią (Gillespie wpakował w nim gola samobójczego). Inni kadrowicze szybko ich rozdzielili.

Inaczej zakończyła się dla niego bójka z Alanem Shearerem. Na imprezie w Dublinie w 1997 roku doszło do pyskówki z reprezentantem Anglii. Coś sobie zaczęli wypominać, obaj byli pijani. Gillespie chciał wyprowadził cios pierwszy, ale nie trafił. Kontra przeciwnika była na tyle celna, że Irlandczyk wylądował w szpitalu z rozbitą głową. Następnego dnia spotkali się i... śmiali z całej historii, ale tabloidy miały używanie. Do walki doszło bowiem na ruchliwej ulicy w niedzielne popołudnie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Howard Webb porzucił żonę dla 37-letniej Niemki

Czy piłkarz powinien mieć możliwość zawierania zakładów u bukmacherów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×