Kolega Maradony z mistrzowskiej ekipy. Zmarł w absurdalnych okolicznościach
Jose Luis Cuciuffo był jednym z największych odkryć mistrzostw świata w 1986 roku. Wiele lat później przez własną nieodpowiedzialność pozbawił się życia. Odszedł w wieku 43 lat.
Trzydzieści lat temu oczy piłkarskich kibiców były skierowane na Meksyk. To tam zorganizowano mistrzostwa świata, które do dzisiaj przez wielu są wspominane. Dla Polaków był to turniej nieudany, bo nasi piłkarze - typowani do odegrania jednej z ważniejszych na MŚ - pożegnali się z imprezą już w 1/8 finału. W dodatku na kolejny awans na mundial musieliśmy czekać aż do 2002 roku.
Najwięcej mówiło się jednak o bohaterach. Królem strzelców został Gary Lineker, a najlepszym piłkarzem wybrano Diego Maradonę. "Boski Diego" szalał, strzelał piękne bramki, a przede wszystkim poprowadził do sukcesu swoją reprezentację. W finale z Niemcami wprawdzie do siatki nie trafił, ale Argentyńczycy zwyciężyli 3:2 i to oni wznieśli Puchar Świata.W linii obrony grał wtedy Jose Luis Cuciuffo. Dla europejskich kibiców była to postać anonimowa. Co ciekawe, na mistrzostwa świata pojechał z myślą, że będzie tylko rezerwowym. W pierwszym meczu mundialu (3:1 z Koreą Południową) tak zresztą było, ale potem Carlos Bilardo dał mu szansę. Cuciuffo wskoczył do wyjściowej jedenastki i miejsca w niej już nikomu nie oddał. Grał we wszystkich kolejnych meczach aż do zwycięskiego finału.
Inteligentny i wszechstronny
"Cuchu", bo tak na niego mówili kibice i piłkarze, w drużynie narodowej rozegrał zaledwie 21 spotkań. Drogę do kadry miał bardzo trudną. Urodził się w Cordobie i wychował się w jednej z tamtejszych biednych dzielnic. Futbolu uczył się na podwórku, a potem w klubie Huracan de Cordoba.
Swoimi występami szybko zwrócił uwagę silniejszych klubów. Przełom w jego karierze nastąpił w 1982 roku, gdy trafił do Velez Sarsfield. Przez pięć lat rozegrał tam blisko dwieście spotkań, a bardzo dobrą grą w defensywie zasłużył sobie na powołanie na mistrzostwa świata w Meksyku.To właśnie cenił u niego Bilardo, selekcjoner Argentyny. Cuciuffo z jednej strony był uniwersalny, z drugiej gwarantował równy, wysoki poziom. Dla każdego trenera taki zawodnik to wielki skarb. Do tego Jose Luis był duszą towarzystwa. Każdy, kto miał okazję z nim współpracować, wspomina jego pozytywne podejście do życia.
- Cały czas żartował i był wesoły. Z nim zawsze było śmiesznie - przyznaje Ricardo Bochini, który też grał na MŚ w 1986 roku.
- Był świetnym człowiekiem i doskonałym towarzyszem pod każdym względem. Jose był w stu procentach pozytywną osobą. Zawsze uwielbiał żartować, a jego śmiech był zaraźliwy - dodaje z kolei Jose Luis Brown.
NA DRUGIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ O TYM, JAK POWITANO PIŁKARZA PO MISTRZOSTWACH ŚWIATA, A TAKŻE O KURIOZALNYM WYPADKU, KTÓRY DOPROWADZIŁ DO JEGO ŚMIERCI