Nigdy nie zdobył punktu, miał dziwne wypadki. Oto najgorszy kierowca w historii F1
Taki Inoue liczy na powrót do Formuły 1. 53-letni Japończyk chciałby zastąpić Nico Rosberga, który niedawno zakończył karierę. Poznajcie zawodnika, który w latach 90. został okrzyknięty "najgorszym kierowcą w historii królowej sportów motorowych".
W jednym szeregu z tymi sportowcami można stawiać byłego zawodnika Formuły 1, Takiego Inoue. Na pewno z tego powodu się nie obrazi.
Nie wie, czym jest wyprzedzanie
- Jestem najgorszym kierowcą w historii F1 - mówi z dumą (!) o sobie Japończyk, który w latach 90. ubiegłego wieku brał udział w 18 wyścigach. Nie zdobył w nich ani jednego punktu. W zawodach, które udało mu się ukończyć, zawsze był dublowany. - Nigdy nie udało mi się nawet wyprzedzić innego bolidu. A w kwalifikacjach traciłem około pięciu sekund do swojego kolegi z zespołu - przyznaje.
Były zawodnik teamów Simtek i Footwork pozostał w pamięci kibiców nie tylko ze względu na marne umiejętności, ale także ogromnego pecha. To w jego bolid wjechał samochód bezpieczeństwa, gdy był odholowywany w Monaco. I to jego potrąciła karetka, gdy podczas GP Węgier próbował gasić pożar swojej maszyny.
@takiinoue もうやってられないっていう感じなのだろう! pic.twitter.com/y0y4XSVEKY
— 干し芋 (@hoshiimogp) 24 czerwca 2016
Inoue do dziś nie ma pojęcia, jak to możliwe, że ktoś taki jak on dostał się do królowej sportów motorowych. - Miałem chyba trochę szczęścia, bo znalazłem się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Moja wiedza na temat F1 była wówczas niewielka. W pierwszym wyścigu nie wiedziałem nawet, co to jest pit stop, bo w innych seriach wyścigów po prostu tego nie miałem - wyjaśnia w wywiadach.
Zawstydzająca pomyłka w Anglii
W dzisiejszych czasach kierowcy Formuły 1 zaczynają przygodę ze sportami motorowymi od wyścigów gokartów w bardzo młodym wieku. Inoue nigdy tego nie doświadczył. - Przyznam szczerze, że po raz pierwszy bolid F1 zobaczyłem, gdy miałem 15 lat. To była maszyna Jamesa Hunta na obrazku znalezionym w popularnej gumie balonowej. Pytałem "Co to jest?" Ludzie odpowiadali: "Formuła 1, dla Japończyka coś nieosiągalnego". Te ostatnie słowo przyjąłem jako wyzwanie i od tego momentu robiłem wszystko, żeby dostał się do F1- wspomina.
Przygodę ze sportami motorowymi Inoue zaczynał w 1985 roku w serii Fuji Freshman. Początki miał bardzo trudne. - Źle wspominam te czasy. Większość kierowców miała już wielkie doświadczenie w wyścigach. Dla nich byłem jak zwykły dzieciak - przyznaje. Dwa lata później Japończyk postanowił zrobić kolejny krok. Wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie liczył, że dostanie się do Formuły Ford i przybliży do wymarzonej F1.
- To była moja pierwsza podróż samolotem. Pierwszy wyjazd poza Japonię. Nie byłem najlepiej przygotowany. Mój angielski był bardzo słaby. Gdy wylądowałem na Heathrow, w biurze obsługi klienta powiedziałem: "Chcę być kierowcą wyścigowym. Gdzie powinienem pojechać?" Pani z okienka powiedział, że w Newmarket jest tor, więc wziąłem taksówkę i pojechałem - opowiada.
To był październik, było zimno i ciemno. Gdy Inoue dojechał na miejsce, spotkała go niemiła niespodzianka. - Okazało się, że tor w Newmarket jest torem nie dla wyścigów samochodowych, lecz dla... konnych! To była katastrofa - stwierdza.
Japończyk po dwóch tygodniach musiał wracać do kraju z powodu problemów wizowych. Gdy w końcu udało mu się załatwić papierkowe sprawy, zamieszkał w Norfolk, gdzie uczył się jazdy w Jim Russell Racing School, a w międzyczasie dorabiał jako kelner. - Później w końcu dostałem się do Formuły Ford. Nabrałem trochę doświadczenia i po sezonie poleciałem do Japonii, aby rozpocząć przygotowania do startów w Brytyjskiej Formule 3. Straciłem przez to 20 miesięcy. Leżałem w domu, bo nie potrafiłem znaleźć sponsora. To był dla mnie trudny okres - zdradza.
Imprezy, alkohol i debiut w F1
Po długich poszukiwaniach Inoue znalazł miejsce w Japońskiej Formule 3. Początki miał słabe, ale z czasem zaczął jeździć coraz lepiej i osiągać dobre rezultaty. W 1992 roku kilka razy był czwarty. - Trzeba jednak przyznać, że miałem sporo szczęścia. Zazwyczaj byłem wysoko, gdy moi rywale odpadali z rywalizacji z powodu problemów technicznych - tłumaczy.
W 1994 roku sportowiec z Azji wrócił na Stary Kontynent, aby ścigać się w Europejskiej Formule 3. W swoim debiutanckim sezonie nie zdobył ani jednego punktu, ale zaczął być zauważany. Pod koniec roku dostał propozycję przetestowania bolidu F1. Po 20 okrążeniach w Barcelonie dostał angaż w teamie Simtek.
- W tym czasie sporo imprezowałem i piłem. Ciągle byłem na kacu. Nie żałuję tego. Dzisiaj kierowcy F1 to nudziarze, muszą ciągle grać profesjonalistów. Ja wówczas piłem, bo byłem przerażony. Bolidy były potwornie szybkie! Dla mnie za szybkie - nie ukrywa.
Taki Inoue, Simtek-Ford. Japanese GP, Suzuka, 1994. #F1 pic.twitter.com/J5A349a7LU
— F1 in the 1990's (@1990sF1) 5 kwietnia 2014
W Formule 1 Inoue zadebiutował 6 listopada 1994 roku na torze Suzuka w Japonii. - To był koszmar, którego nie lubię wspominać. Źle czułem samochód. Miałem problemy z biegami. Na trzecim okrążeniu uderzyłem w ścianę alei serwisowej. W sumie dobrze się stało, że odpadłem tak wcześnie, bo wtedy nawet nie widziałem, co to jest pit stop, nie miałem pojęcia o oponach - przyznaje.
NA KOLEJNEJ STRONIE PRZECZYTASZ O DWÓCH DZIWNYCH WYPADKACH INOUE ORAZ DOWIESZ SIĘ, DLACZEGO ODMÓWIŁ ŚCIGANIA SIĘ W INDYCAR I CO ROBI NA SPORTOWEJ EMERYTURZE.