Ukraiński szachista pomaga w reaktywacji zapomnianego radzieckiego imperium

Przez kilkadziesiąt lat Związek Radziecki stawiał na szachy, by pokazać potęgę intelektu człowieka sowieckiego. Obecnie upadłe imperium próbuje podnieść Siergiej Karjakin. By tego dokonać, musi pokonać geniusza szachów, Magnusa Carlsena.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
PAP/EPA / JUSTIN LANE
Pod koniec ósmej partii Magnus Carlsen sprawiał wrażenie, jakby nie wytrzymywał ciśnienia. Nie wziął też udziału w konferencji prasowej. Nigdy nie umiał przegrywać. Legenda głosi, że kiedyś przegrał partię towarzyską z przypadkowym zawodnikiem. Nie pozwolił mu wstać od stołu, dopóki nie ograł go kilka razy. Tym razem zwycięstwo Siergieja Karjakina musiało być szokujące nie tylko dla niego, ale też dla większości obserwatorów zgromadzonych w sali starego targu rybnego na ulicy Fulton na Manhattanie. Carlsen, współczesny geniusz, cud natury, musi odrabiać straty z pogardzanym pupilkiem Kremla.

Rosja wierzy w swojego nowego bohatera. Bohatera symbolicznego, bo politycznego. W czasie wojny ukraińsko-rosyjskiej, takich ludzi Putin potrzebuje najbardziej. Karjakin to Ukrainiec urodzony w Symferopolu.

Kiedy Sergiej Karjakin umieścił na Instagramie koszulkę z wizerunkiem Władimira Putina i poparł aneksję Krymu rozwiał wszystkie wątpliwości. Żeby było jasne, Kreml finansuje jego trening. I to chyba podstawowa przyczyna przemiany zawodnika. W swojej ojczyźnie na pomoc finansową liczyć nie mógł. A dla Rosjan szachy to coś więcej niż gra. Przykład Karjakina może pokazać, że naród rosyjski odzyskał kontrolę nad intelektem.

Gra polityczna

- Już w przeszłości władzom Związku Radzieckiego bardzo zależało na szachach jako grze niezwykle prestiżowej. Pokazywały one potęgę umysłu człowieka sowieckiego - przyznaje Stefan Gawlikowski, autor książki "Arcymistrzowie", znawca tematu.

ZOBACZ WIDEO Przerwana kariera Cezarego Wilka. "Złość miesza się ze smutkiem"

Rosjanie uwielbiają szachy. Przed rewolucją październikową, była to gra elit, wyższych sfer. Ale bolszewicy przejmując kraj, wzięli go razem z grą. Choćby Lenin był wielkim entuzjastą szachów. Od kiedy w 1937 mistrzem świata został przebywający na emigracji Aleksandr Alechin, Rosjanie stracili tytuł tylko raz.

Przez lata gra była postrzegana jako wojna wschodu z zachodem. Było to tak ważne, że mecze radzieckich mistrzów nadzorowali ludzie z KGB. Gdy arcymistrz Mark Tajmanow przegrał 0:6 z Bobbym Fischerem, niejaki pułkownik Baturiński przeprowadził specjalne śledztwo. Szachiście zarzucono, że nie ma możliwości by przegrał aż tak wysoko z Amerykaninem bez żadnego politycznego podtekstu. Nagle okazało się, że Tajmanow przewiózł do kraju nielegalną kopię książki Sołżenicyna. Stracił stypendium, dostał zakaz wyjazdów zagranicznych, a nawet znalazł się na liście osób, których nazwiska nie wolno było wspominać w prasie.

Dramat szachisty trwał na szczęście chwilę i zakończył się, gdy Bent Larsen, duński arcymistrz, przegrał z Fisherem również 0:6. Rosyjskie władze dopuściły do siebie myśl, że geniusz mógł się urodzić nie tylko poza ich krajem, i co gorsza, w Stanach Zjednoczonych.

Poza jednym przypadkiem Fischera, lata powojenne to totalna dominacja ZSRR, która trwała aż do upadku imperium i potem, już pod flagą rosyjską, aż do 2007 roku. Potem szachiści masowo wyjeżdżali z kraju, żeby zarabiać na zachodzie.

W dawnych czasach ulubieńcem Kremla był Anatolij Karpow. Zwłaszcza po ucieczce z kraju Wiktora Korcznoja. Władze ZSRR wspierały młodego zawodnika również w starciach z Garrim Kasparowem. Choć obaj reprezentowali barwy ZSRR, ten drugi był postrzegany jako zawodnik prozachodni.

Do ich najgłośniejszego starcia doszło w latach 1984-85. Karpow prowadził nawet 5:0 (grano do 6 zwycięstw), ale w pewnym momencie Kasparow zaczął go dochodzić. Przy stanie 5:3 rezydent FIDE przerwał mecz, gdyż "jeden z zawodników nie jest zdolny do dalszej gry".

Czy była tam ingerencja Moskwy? Tak sugerowało wiele zachodnich gazet. Teraz temat wraca. Zachód obawia się tej demonstracji potęgi Rosjan. W mediach pojawiło się wiele sugestii, że jego rywala, Carlsena, wspomaga Microsoft. Amerykański gigant ma zapewnić Norwegowi ochronę przed rosyjskimi hakerami.

Fenomen z Norwegii

Norwegowi... jak dziwnie to brzmi w świecie szachów. Przecież Norwegowie nie grają w szachy. Ostatnim poważnym szachistą z tego kraju, był Simen Agdestein, który jednocześnie grał w reprezentacji Norwegii w piłce nożnej (kontuzja spowodowała, że wycofał się z futbolu i poświęcił szachom), a niedawno został dziennikarzem i napisał biografię Carlsena. Norwegia nie ma żadnych poważnych tradycji szachowych. A jednak nagle kraj oszalał na punkcie młodego, przystojnego chłopaka.

Nowy mistrz wyniósł szachy na niespotykany dotąd poziom. Zajmuje się modelingiem (na czym zresztą zarabia "sześciocyfrowo"), jest niesamowicie popularny. W 2013 roku został nawet wybrany sportowcem roku w Norwegii. Dla niego dwa kanały telewizyjne w Norwegii na żywo transmitują mecz. A przypomnijmy, że partie trwają po 5-6 godzin.

- To przypomina nieco najlepsze czasy Małysza w Polsce. Można powiedzieć, że w Norwegii panuje "carlsenomania" - mówi Radosław Wojtaszek, polski arcymistrz, który swego czasu pokonał Carlsena. Było to 3. w historii, i jedyne po wojnie, zwycięstwo polskiego szachisty nad aktualnym mistrzem świata (wcześniej byli to Akiba Rubinstein i Ksawery Tartakower, członkowie fantastycznej polskiej reprezentacji szachowej z lat międzywojennych)

- No cóż, zdarza się, że numer 20 wygra z numerem 1. Ale trzeba powiedzieć, że dziś Carlsen to już jeden z najlepszych zawodników w historii gry. Umieściłbym go w jednym rzędzie obok Fischera i Kasparowa - mówi Wojtaszek.

Ale Carlsen to nie tylko celebryta, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, czy fantastyczny szachista.

- Zmienił grę. Wydawało się że szachy umierają. Gdy do gry weszły komputery, gra zaczęła przypominać konkurs przygotowań. Kto lepiej przeanalizuje przeciwnika, raczej wygra. Bardzo często wszystko ograniczało się do dobrego początku. Lepiej zaczniesz, masz ogromną szansę na wygraną. Carlsen dał szachom świeżość i ludzką twarz. Nie rzuca się na początek. Reaguje na zdarzenia. Jest zwolennikiem czystej gry - mówi Wojtaszek.

Carlsen podczas gry wygląda jakby partia zupełnie go nie interesowała. Rozgląda się po sali, jest czasem nieco apatyczny.

- To pozory. Jeśli zdobędzie przewagę, powoli ją powiększa, osacza przeciwnika - przyznaje Wojtaszek.

Norweg jest fenomenem. Trzecim w historii najmłodszym arcymistrzem świata. Został nim mając 13 lat. (najmłodszym był... Siergiej Karjakin, ale z czasem gdzieś przepadł. I dopiero się odnalazł).

Może nie ma tak spektakularnej historii, jak wielu jego niezwykłych poprzedników. Jose Raul Capablanca jako 4-latek grał z dorosłymi i wygrywał. Kasparow jako 6-latek przyglądał się rodzicom grającym w szachy i wskazał im dobre rozwiązanie, choć nigdy nikt nie uczył go grać. Samuel Rzeszewski jako 7-letni chłopiec wygrywał symultany z dorosłymi.

Ale to żadna reguła. Bobby Fischer zaczął na poważnie grać w szachy mając 11 lat. A kilka lat później już był arcymistrzem. A Carlsen? Właśnie mając lat 13 rozegrał dwie partie szachów błyskawicznych z Kasparowem. Jedną zremisował, drugą przegrał, ale co ważniejsze, zachwycił mistrza. Rosjanin zdecydował się pomóc. Nie wiadomo na ile "trenował" Norwega, ale na pewno dawał mu sporo wskazówek. To kolejny podtekst tej walki. Uczeń Kasparowa, który jest zaprzysięgłym wrogiem Kremla.

Po 9 partiach Karjakin sensacyjnie prowadzi 5:4. To wynik, dla którego świat szachów nie znajduje zrozumienia. Mecz trwa do 30 listopada.

Kto zostanie mistrzem świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×