Nie po to tyle walczyłem, żeby teraz umrzeć

– Według lekarza nie da się już nic zrobić. Prawdopodobnie zostaje opieka paliatywna. Walczę, ale zdaję sobie sprawę, że jedną nogą stoję nad grobem – mówi szermierz Jacek Gaworski.

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Szermierz Jacek Gaworski walczy z czerniakiem Archiwum prywatne / Archiwum Jacka Gaworskiego / Szermierz Jacek Gaworski walczy z czerniakiem.
Gaworski to medalista mistrzostw świata i Europy w szermierce na wózkach oraz srebrny medalista igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro. Sportowiec od lat walczy ze stwardnieniem rozsianym i nowotworem rdzenia kręgowego.

– Wydawało mi się, że gorzej już być nie może. A jednak… Zdiagnozowano u mnie czerniaka błon śluzowych. Znów wszystko sprzedajemy, by mieć na badania i leczenie. Będę walczył do ostatniego dnia – zapewnia nas Gaworski.

Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Jakie są rokowania?

Jacek Gaworski, szermierz, srebrny medalista igrzysk paraolimpijskich z Rio: Onkolog powiedział wprost, że nie da się już nic zrobić. Czerniak błon śluzowych to podobno najgorsza odmiana. W czwartek idę na badanie PET [nieinwazyjne badanie diagnostyczne - przyp.red.], które wykaże, czy są przerzuty. Jeśli tak, pozostaje opieka paliatywna. A jeśli nie, będziemy szukać kliniki, która mnie zoperuje, ale wtedy zostanę bez połowy twarzy. Nie szkodzi, bylebym żył. Pisaliśmy już w kwestii ewentualnej operacji do placówek w Bazylei i Berlinie. Szukamy też opcji w kraju. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że jedną nogą jestem po tamtej stronie.

ZOBACZ WIDEO: Ojciec zgubił dziecko na plaży. Niewiarygodne, co zrobił później

Napisał pan w mediach społecznościowych, że stracił wzrok w prawym oku.

W ostatnim roku mój stan zdrowia coraz bardziej się pogarszał. Zacząłem chudnąć i słabnąć. Lekarze twierdzili, że w organizmie dzieje się coś złego, ale nie potrafili znaleźć przyczyny. Aż guz zaatakował gałkę oczną. Pewnego dnia po przebudzeniu słabo widziałem na prawe oko, było jakby załzawione. Na diagnostykę w ramach NFZ miałem czekać trzy, cztery miesiące, więc poszedłem prywatnie. Nowotwór odciął dopływ krwi do oka, które obumierało. W nocy dostałem 40-stopniowej gorączki, zaczęła się sepsa. Natychmiast trafiłem na SOR, a następnie na stół operacyjny. Miałem zapaść i musieli mnie reanimować. Organizm był wycieńczony, serce nie dawało rady. Usunięto mi część oka, wstawiono protezę. Niestety choroba zaatakowała też lewe oko. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że całkowicie stracę wzrok.

Co się działo po operacji?

W operowanym oku zrobił się stan zapalny, więc przyjmowałem zastrzyki w gałkę oczną. W dodatku zaczęły się krwawienia z nosa. Było coraz gorzej, w końcu przyjęto mnie do szpitala. Lekarka powiedziała, że mam w nosie "duży kalafior". "Musimy pobrać wycinek, bo nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej".

Elżbieta Gaworska, żona Jacka: Codziennie wydzwaniałam, czy nie ma wyników z histopatologii, aż usłyszałam od doktora: "Proszę przyjechać jutro rano".  Nie mógł znaleźć odpowiedniego klucza do gabinetu. Rzuciłam, że któryś na pewno pasuje, skoro tyle ich ma, ale nie odwzajemnił uśmiechu. Jego mina mówiła: "Kobieto, nie wiesz, co cię zaraz czeka". A potem powiedział, że to czerniak i to jeden z najbardziej zjadliwych. Osunęłam się na fotel.

Jacek: Doktor mówił i mówił, a potem poprosiliśmy, by wszystko powtórzył, bo nic do nas nie docierało. Był bardzo zaangażowany. Poszedł sprawdzić, kiedy możemy zrobić pierwsze badania. A my usiedliśmy na korytarzu. Na przemian płakaliśmy i się śmialiśmy. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatów. Stwardnienie rozsiane, nowotwór rdzenia i czerniak nosogardła – przecież to jest po prostu niemożliwe. Czuję się, jakby ktoś na górze testował, ile jeszcze wytrzymam.

Jak duży jest guz?

Jacek: W lutym zmiana miała sześć milimetrów, dziś to 4,5 cm. Naszym zdaniem okuliści zlekceważyli wynik PET. Potem trafiliśmy do innej kliniki, gdzie lekarze zrobili wycinek. Miesiąc czekaliśmy na wynik. Jest w nas dużo żalu, bo straciliśmy mnóstwo czasu, który przy czerniaku jest najważniejszy.

Elżbieta: W systemie nie jesteś człowiekiem, tylko numerem. Za PET zapłaciliśmy pięć tysięcy z własnej kieszeni, teraz znów nas to czeka. Gdybyśmy szli zgodnie z systemem i nie robili badań prywatnie, nie bylibyśmy pewnie nawet w połowie diagnostyki. Poruszałam niebo i ziemię, żeby ratować męża, i nadal będę to robić. Ale pierwszy raz czuję, że mogę go stracić.

Potraficie wskazać najtrudniejszy moment?

Elżbieta: Ja nie zapomnę rozmowy z lekarzem.

- Naprawdę nie da się już zrobić zbyt wiele.

- Jak to nie?! Przecież medycyna poszła do przodu!

- Ale to najgorsza odmiana czerniaka.

Przerwałam mu, bo nie chciałam tego słuchać. Od kilku dni czytam wszystko na temat choroby. Jeśli rak zaatakował twarzoczaszkę i nie ma przerzutów, pojawi się światełko w tunelu. Przekopujemy internet, dopytujemy znajomych. Już teraz wykonujemy badania, które mogą być potrzebne przed operacją. Nie poddam się, choćbym miała sprzedać jakąś część swojego ciała.

Jacek: Pozbyliśmy się naszego starego citroena. Dostaliśmy za niego dziewięć tysięcy. Ela spieniężyła całą biżuterię i wyprzedaje wszystko, co ma jakąkolwiek wartość, nawet ubrania. Zostawiliśmy tylko obrączki ślubne. Kiedy zachorowałem na stwardnienie rozsiane i bardzo potrzebowaliśmy pieniędzy, już raz je sprzedaliśmy. Nie powtórzymy tego, są dla nas zbyt cenne.

Elżbieta: Przez ostatni rok wydaliśmy badania i leczenie kilkadziesiąt tysięcy.

Jacek Gaworski z żoną Elżbietą (fot. Archiwum prywatne). Jacek Gaworski z żoną Elżbietą (fot. Archiwum prywatne).

Choroba mocno wpływa na pana codzienne funkcjonowanie?

Jacek: Coraz bardziej brakuje mi sił. Pamięta pan, jak opowiadaliśmy, że sport bardzo pomaga mi walczyć z chorobami? Teraz się o tym przekonujemy. Przez lata motywacją była dla mnie perspektywa startu na igrzyskach paraolimpijskich. Stanowiły silny bodziec. Teraz tych bodźców brakuje. Szermierka naprawdę trzymała mnie przy życiu.

Elżbieta: Tak jakby mózg dostał informację, że nie ma już po co walczyć. Marzę, żeby Jacek nie cierpiał, a jednocześnie – żeby żył. Liczy się dla nas każdy dzień. Jeśli nie możemy pokonać choroby, chcemy być razem jak najdłużej.

Kiedy dowiedzą się państwo, czy są przerzuty?

Elżbieta: Podobno na opis badania PET czeka się 7-14 dni. Wezmę lekarzy na litość i może wybłagam, byśmy wiedzieli wcześniej.

Jacek: Jestem załamany, bo wiem, że wszystko spada na żonę. Sama jest po ciężkich operacjach, zmaga się z nowotworem. Przez moje choroby Ela mocno podupadła na zdrowiu, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Staram się przy niej trzymać, ale ostatnio bardzo często płaczemy razem. Choruję już kilkanaście lat, a nie widać końca. Najbardziej boję się myśli, że Ela zostanie sama.

Elżbieta: Powiedziałam mężowi: Jacek, jak umrzesz, to cię zabiję. Kazałam mu obiecać, że mnie nie zostawi. Obiecał. A ja mu wierzę.

Jacek: Nie po to tyle walczyłem, żeby teraz umrzeć.

***

Chcesz pomóc Jackowi Gaworskiemu? W TYM MIEJSCU znajdziesz zrzutkę charytatywną dla szermierza. 

Czytaj także: "Zostałem oszukany. Okradziono mnie z igrzysk".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×