Wygrały warcaby. Takiego zainteresowania jeszcze nie było

Potężne zainteresowanie meczem o MŚ kobiet w warcabach, ale ministerstwa podobno nie zaciekawił. - Nie przyjęli nawet zaproszenia - mówi nam Damian Reszka, prezes Polskiego Związku Warcabowego.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski
Natalia Sadowska, Damian Reszka Materiały prasowe / Paweł Suchecki, Polski Związek Warcabowy / Na zdjęciu: Natalia Sadowska, Damian Reszka
To jest najlepszy czas warcabów w Polsce. Mecz o mistrzostwo świata pomiędzy Natalią Sadowską a Tamarą Tansykkużyną w pierwszym dniu przyciągnął kilkuset oglądających. Ale już w ostatnim, decydujące momenty śledziło blisko dziewięć tysięcy widzów. Mecz trwał aż 9 dni i codziennie były pobijane rekordy oglądalności.

Ostatecznie po sześciu dogrywkach wygrała Tamara Tansykkużyna, sięgając po mistrzostwo świata. Damian Reszka mówi nam wprost: wygrały warcaby.

Bartosz Zimkowski, WP SportoweFakty: złoty czas warcabów? 

Damian Reszka, prezes Polskiego Związku Warcabów: Powiem szczerze, że w najśmielszych snach nie spodziewałem się takiego zainteresowania. Tym bardziej końcowy efekt jest dla mnie niesamowitym sukcesem, nad którym teraz trzeba pracować.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James z Legii Warszawa

Blisko 9 tys. obserwujących w szczytowym momencie. Codziennie rosła wam frekwencja i jeszcze dzień, a może pękłoby i 10 tys.

Faktycznie, niewiele zabrakło. Cieszę się przede wszystkim, że był tak pozytywny odbiór wśród widzów. Były setki komentarzy z bardzo przychylnymi opiniami. Myślę, że warcabowi kibice są teraz wygłodniali.

A może z ministerstwa sportu ktoś oglądał mecz?

Tego nie wiem, ale wiem, że oglądali mecz przedstawiciele różnych władz czy też oświaty. Mogę zdradzić, że w najbliższym czasie będziemy rozmawiali na temat tego, żeby warcaby pojawiły się w niektórych szkołach.

O to ministerstwo nie pytam bez powodu. Od kilku lat nie ma dofinansowania. Gdzie jest kłopot?

Pierwszy problem pojawił się w kształcie ustawy o sporcie z 2010 roku. Tam zostało napisane, że daną dyscypliną może być związek sportowy pod warunkiem przynależności albo bycia rozpoznawalnym przez MKOl. My jesteśmy pod skrzydłami MKOl-u, ale inne organizacje, które są rozpoznawane przez MKOl, np. SportAccord [Globalne Stowarzyszenie Międzynarodowych Federacji Sportowych - przyp.red.], nie bezpośrednio. Można powiedzieć, że to z automatu wykluczało nas z budżetu. Ustawa została wyegzekwowana w 2016 roku i wtedy kurek rządowych pieniędzy zakręcił się dla nas.

Szansa pojawiła się w 2019 roku, gdy w ustawie pojawiła się aktualizacja. Napisano w niej, że federacja, do której my przynależymy, nie musi być członkiem - bądź być rozpoznawana - przez MKOl, jeżeli dana dyscyplina jest popularna, promuje właściwe wartości dla sportu i przeciwdziała antydopingowi. My oczywiście jesteśmy członkiem WADA [Światowa Agencja Antydopingowa - przyp.red.]. Spełniamy zatem wszystkie warunki i teraz tylko, albo też aż, subiektywna decyzja należy do ministerstwa sportu, żeby nas przywrócić w łaski budżetowe. Ja jako prezes Polskiego Związku Warcabowego nie odpuszczę dopóki tak się nie stanie.

Pan jest dopiero niecały miesiąc prezesem Polskiego Związku Warcabowego. Czy poprzedni zarząd rozmawiał z ministerstwem?

Według mojej wiedzy były wysłane pisma, ale nie doczekaliśmy się żadnych konstruktywnych odpowiedzi. Co więcej, byliśmy często deprecjonowani jako warcaby. Na spotkaniach padały sugestie: "połączcie się z szachami". To tak jakby Polski Związek Piłki Nożnej miał się połączyć z Polskim Związkiem Piłki Ręcznej. To wydaje się przecież absurdalne. Dlatego gorąco liczę na zrozumienie, wyrozumiałość i kompetencje ze strony ministerstwa, na które po prostu zasługujemy jako warcabiści.

Jakie były wcześniejsze dotacje z ministerstwa?

Wsparcie oscylowało rocznie między 30 a 70 tys. złotych. Mając aspiracje do tego, żeby warcaby rosły w Polsce, chcielibyśmy, żeby te kwoty były wyższe. Ale nawet takie byłyby istotnym zastrzykiem finansowym, biorąc pod uwagę to, że w ostatnich latach musieliśmy radzić sobie bez tych pieniędzy. Pokazaliśmy przy okazji meczu o mistrzostwo świata kobiet, że potrafimy profesjonalnie przygotować takie wydarzenie.

Trudno było zorganizować ten mecz?

Nie było łatwo znaleźć sponsorów. Musieliśmy też uzasadniać, że jesteśmy sportem zawodowym. Ministerstwo nie chciało nam pomóc i nie przyjęło nawet zaproszenia na mecz. Byłoby miło, gdyby teraz się otworzyli na dialog.

Pan osobiście komentował wszystkie mecze. 

Jak sobie dzisiaj podliczałem, to wszystkie transmisje przez 1,5 tygodnia trwały 90 godzin, czyli prawie cztery dni ciągłego komentowania. Energia, która się udzielała od widzów, gości, których zapraszałem czy samych zawodniczek, sprawiała, że zmęczenie pojawiło się właściwie po ostatnim dniu.

Sam mecz zakończył się, można powiedzieć, nagle. 

Nie spodziewaliśmy się kombinacji, która była jednoruchową - oddanie trzech pionów, a w zamian wzięcie pięciu. To zawsze wygląda pozornie prosto, ale to było dosyć szokujące rozstrzygnięcie. Tego dnia dziewczyny grały już prawie 12 godzin, więc zmęczenie musiało dawać się we znaki. Tamara zwyciężyła w tym pojedynku i mam nadzieję, że Natalia szybko podniesie się. Będzie miała na to szansę już w końcówce czerwca, gdy zostaną rozegrane mistrzostwa świata w Tallinie.

Tak nie patrząc już na sam wynik, to mogę powiedzieć, że wygrały warcaby. Pomimo tego, że Natalia przegrała, to jest zwyciężczynią całej tej sytuacji.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×