Był pracowity, skromny i lubiany. Po tym wypadku aż wszystko zapiszczało

Artur Pawlak był uznawany za utalentowanego młodzieżowca, który może w trakcie swojej kariery wiele osiągnąć. Z roku na rok robił coraz większe postępy. Wszystko zatrzymał tragiczny wypadek w 1993 roku. Gdyby żył, obchodziłby właśnie 49. urodziny.

Mateusz Kmiecik
Mateusz Kmiecik
Kadr z nagrania z upadkiem Artura Pawlaka YouTube / 1972jarass / Kadr z nagrania z upadkiem Artura Pawlaka
Urodził się 13 lutego 1974 roku w Koninie, ale pierwsze żużlowe kroki i licencję zdobył w Falubazie Zielona Góra. Test na żużlowca zdał w 1990 roku i jeszcze w tym samym sezonie zadebiutował w ówczesnej 1. lidze, czyli obecnej PGE Ekstralidze. Wystartował w dwóch biegach, ale nie zdołał zdobyć żadnego punktu dla swojej drużyny. Koledzy z zespołu mówili, że był spokojny, ale ze świetnym poczuciem humoru.

W podobnym czasie przygodę z żużlem rozpoczynał Piotr Protasiewicz. - Jak przyszedłem do szkółki, to Artur już miał licencję, dobijał się do pierwszego składu. Razem stawialiśmy pierwsze żużlowe kroki, rywalizowaliśmy też o miejsce w drużynie, ale zawsze w bardzo przyjacielskiej atmosferze. Byliśmy kolegami, razem chodziliśmy na imprezy, jeszcze z Piotrkiem Kuźniakiem. To były wspaniałe czasy - wspominał w rozmowie z gazetalubuska.pl legendarny żużlowiec.

Artur Pawlak już w następnym sezonie pojawiał się na ligowych torach zdecydowanie częściej. Pod taśmą stanął 21 razy. Nie zdołał wygrać żadnego biegu, ale zdobył 14 punktów i trzy bonusy, co przełożyło się na średnią 0,809. Wraz ze swoim zespołem zdobył tytuł Drużynowych Mistrzów Polski. Na swojej szyi, wspólnie z Andrzejem Zarzeckim oraz Tomaszem Krukiem zawiesił także brązowy medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych.

ZOBACZ Andriej Kudriaszow szczerze o chorobie i najbliższej przyszłości. Zobacz całą rozmowę!

Rok 1992 dla zawodnika urodzonego w Koninie był bardzo podobny do wcześniejszego. W lidze zdobywał średnio 0,8 punktu na bieg, zajął wysokie, czwarte miejsce w finale Srebrnego Kasku, a wraz z Zarzeckim i Protasiewiczem ponownie stanął na najniższym podium MMPPK. Nie da się ukryć, że w Pawlaku widziano solidnego zawodnika, który może w przyszłości sporo osiągnąć. - Przede wszystkim był bardzo pracowity, skromny i lubiany. Wszystko to pomagało w tym, żeby iść w dobrą stronę - mówi w rozmowie z naszym portalem Andrzej Huszcza.

Cały czas pamięta on drużynę z początku lat 90. - Różnica wiekowa między nami była. To była taka banda młodych i fajnych chłopaków. Dogadywaliśmy się bez problemu - wspomina wielokrotny medalista DMP. - Pamiętam, że kupiłem od niego taki fajny rower trekkingowy, bo on gdzieś tam nimi handlował. Do dzisiaj ten rower mam i jak z kimś rozmawiam, to zawsze wspominam, że ten rower kupiłem od Arka Pawlaka - opowiada Indywidualny Mistrz Polski z 1982 roku.

Sezon 1993 zapowiadał się dla Pawlaka znakomicie. Bardzo dobrze prezentował się w rozgrywkach ligowych, regularnie punktując na zdecydowanie wyższym poziomie niż w poprzednich latach. Zdobywał średnio blisko 1,5 punktu na bieg. W Grudziądzu wraz z partnerami zajął drugą lokatę w finale Mistrzostw Polski Par Klubowych. - Ja jeździłem z Piotrkiem Protasiewiczem, a on był rezerwowym. To już była taka ekipa inna. Ja taki stary, a oni tacy młodzi - wraca do tamtych lat nasz rozmówca.

Wszystko zostało przerwane 6 czerwca 1993 roku, w trakcie meczu towarzyskiego w Zielonej Górze, gdzie miejscowi mierzyli się z Polonią Piła. W 4. wyścigu ówczesny 19-latek praktycznie od startu gonił Grigorija Charczenkę. Na wejściu w pierwszy łuk ostatniego okrążenia Polak zahaczył o tylne koło przeciwnika, przewrócił się, uderzył głową o tor, a po chwili z całym impetem wpadł w drewnianą bandę. Przetransportowano go do szpitala z poważnym urazem pnia mózgu. 15 dni później umarł.

Świadkiem tragicznego wypadku był Andrzej Huszcza, który cały czas doskonale pamięta tamte wydarzenia. - Byłem na tym meczu. To był sparing u nas z Piłą. Widziałem ten wypadek na własne oczy. To był pierwszy wiraż ostatniego okrążenia. Artur uderzył w bandę i aż wszystko zapiszczało, a ona u nas była wtedy jeszcze bardzo mocna i drewniana. Od razu miałem wrażenie, że wydarzyło się coś strasznego i niestety tak było - mówi były żużlowiec.

Artur Pawlak bez wątpienia miał talent do jazdy na żużlu, a jego pracowitość i zawziętość mogła mu pozwolić zajść bardzo daleko. Niestety, nigdy nie przekonamy się, jak potoczyłaby się jego kariera dalej. Gdyby żył, w poniedziałek obchodziłby właśnie 49. urodziny.

Czytaj także:
Żużel. Zaskakujące połączenie Kacpra Gomólskiego. Prezes Startu komentuje
Przewidział problemy polskiej federacji. Teraz radzi działaczom, jak wyjść z kłopotu. "Wojna nie zwalnia od myślenia"

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×