Żużel. Polacy niepotrzebnie zaryzykowali. "Na szczęście zwycięzców się nie sądzi"

Polacy ostatecznie wytrzymali presję i po sześciu latach znów sięgnęli po drużynowe mistrzostwo świata na żużlu. Emocje były do samego końca, bo nasza drużyna sama skomplikowała sobie zadanie. Wszystko przez zmianę w ostatniej serii zawodów.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Janusz Kołodziej WP SportoweFakty / Michał Krupa / Janusz Kołodziej
Trener reprezentacji Polski Rafał Dobrucki pod sam koniec turnieju postanowił dość mocno zaryzykować i zamiast solidnego Patryka Dudka postanowił dać szansę Januszowi Kołodziejowi. Manewr od początku wydawał się dziwny, bo choć Kołodziej uchodzi za specjalistę za jazdę po zewnętrznej części toru i mógł wykorzystać czwarte pole startowe, to jednak ważniejsze było to, że w sobotę w ogóle nie startował, a przez 16 biegów przyglądał się swoim kolegom z boku. Trudno było się spodziewać, że nagle zdoła ograć rywali, którzy lepiej orientowali się w warunkach torowych.

Ostatecznie Kołodziej nie zdołał zdobyć choćby punktu, a na trzy wyścigi przed końcem Polacy traci do Wielkiej Brytanii dwa punkty.

- Nie ma co mieć pretensji do Kołodzieja, bo jego zwycięstwo w tym biegu byłoby czymś w rodzaju cudu. Miał potwornie trudne zadanie, nie był w meczu, a nagle miał decydować o ostatecznym wyścigu. Czułem, że to może się nie udać, ale na szczęście zwycięzców się nie sądzi, a teraz nie ma to już żadnego znaczenia. Dobrze się stało, że w 17. wyścigu punkty stracił Daniel Bewley, który też nie został chyba zbyt dobrze wykorzystany przez menedżerów kadry - komentuje były selekcjoner reprezentacji, Marek Cieślak.

Można się zastanawiać, czy dodatkowe ryzyko było potrzebne, skoro do tamtego czasu Dudek spisywał się zgodnie z oczekiwaniami i jechał solidne zawody. Duży wpływ na taką decyzję miał zapewne nieudany start z czwartego pola Dudka w 15. biegu.

- Ogólnie jednak trzeba powiedzieć, że Polacy pojechali znakomite zawody i każdy z nich spisał się zgodnie z oczekiwaniami. Taki bieg był w tym roku bardzo potrzebny Maciejowi Janowskiemu i bardzo się cieszę, że to właśnie on przypieczętował ten triumf. Ostatni bieg oglądałem już z większym spokojem, bo czułem, że nawet jeśli będzie potrzebny bieg dodatkowy, to Zmarzlik poradziłby sobie z jednym z Brytyjczyków - dodaje.

Siedmiokrotny zwycięzca Drużynowego Pucharu Świata po raz pierwszy od lat oglądał tę imprezę w telewizji i bardzo mocno przeżywał rywalizację swoich byłych podopiecznych. Podobnie jak za jego czasów, losy złotego medalu znów decydowały się w ostatnim wyścigu.

- DPŚ to najlepsza impreza żużlowa na świecie i po sobotnim turnieju chyba nikt nie powinien mieć do tego żadnych wątpliwości. Byliśmy głupi, że daliśmy zamienić te zawody na Speedway of Nations i teraz powinniśmy robić wszystko, by przywrócić drużynowe mistrzostwa świata w tej formule. To gwarancja gigantycznych emocji, bo cztery czołowe reprezentacje prezentują wyrównany poziom i każda z nich może wygrać. Tym bardziej cieszy zwycięstwo Polaków, bo nie było o to łatwo. Każdy z zawodników wykonał znakomitą pracę - dodaje Cieślak.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Thomsen, Dobrucki, Cieślak

Czytaj więcej:
Zmarzlik podpadł władzom Grand Prix
Tak Polacy cieszyli się z mistrzostwa

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Rafał Dobrucki zrobił dobrze, że zmienił w 17. wyścigu Patryka Dudka na Janusza Kołodzieja?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×