Żużel. Stanisław Chomski: Zmiany nie mają wiele wspólnego z duchem sportu
We wtorek władze PGE Ekstraligi zaprezentowały zmiany w systemie rozgrywek PGE Ekstraligi i 1. LŻ. Powody do zadowolenia mają kibice, bo emocji będzie jeszcze więcej. Współczuć należy zawodnikom, sztabom szkoleniowym i działaczom klubowym.
Wszystko dlatego, że poza czterozespołową fazą play-off, władze rozgrywek wymyśliły także fazę play-down, w której drużyny z miejsc 5-8 będą musiały rozegrać dodatkowe mecze, by utrzymać się w lidze.
Teoretycznie, splot nieszczęśliwych zdarzeń może sprawić, że drużyna mająca po rundzie zasadniczej kilkanaście punktów więcej od ostatniej drużyny, okaże się ostatecznie spadkowiczem. Wystarczy, by drużynę dopadł pech i kontuzje dwóch czołowych zawodników, a hierarchia może ulec całkowitej zmianie. Za jednego kontuzjowanego lidera będzie można skorzystać z zastępstwa zawodnika, ale braku kolejnego nie da się już zrekompensować.
- Może się okazać, że trzeba będzie budować szersze kadry, by czuć się w miarę bezpiecznie. Spaść będzie mógł bowiem dosłownie każdy zespół, który nie postara się o klasowego rezerwowego. Pytanie jednak, jak w takiej sytuacji pogodzić ambicje zawodników. Z perspektywy trenerów czy działaczy, te zmiany oznaczają duży ból głowy - dodaje Chomski.
Na szczęście kluby dostały rok na dostosowanie się do przedstawionych rozwiązań. Władze ligi zmiany argumentują koniecznością wyeliminowania meczów o nic. W nowej formule opłaca się walczyć o każdy ligowy punkt, bo najlepsze drużyny dostaną prawo wyboru rywala.
Zmiany oznaczają, że wszystkie kluby w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych będą kończyć sezon najwcześniej w połowie września. Dla uczestników baraży liga wydłuży się aż do początku października.
Czytaj więcej:
Zamiast wywiadu usłyszał "fu** off"
Polonia ściągnie zawodnika Fogo Unii?
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>