Nie żyje były zawodnik Motoru Lublin. Miał swój udział w sukcesach zespołu

Krzysztof Góral nie żyje. Wychowanek Motoru Lublin miał 71 lat. Dla zespołu nie zdobył może wielu punktów, ale zyskał sympatię i szacunek kolegów z zespołu, działaczy i pozostałych żużlowców jako mechanik.

Konrad Mazur
Konrad Mazur
Na zdjęciu od lewej: Krzysztof Góral i Jerzy Głogowski (fot MBielak) Archiwum prywatne / Na zdjęciu od lewej: Krzysztof Góral i Jerzy Głogowski (fot. M.Bielak)
W Motorze startował sporadycznie, bo raptem w kilku spotkaniach, w latach 1972 oraz 1974-75. Kariery nie zrobił, lecz przez lata 80-te i 90-te uchodził za złotą rączkę w lubelskim parku maszyn.

- Krzysiek opowiadał mi o tym, dlaczego nigdy nie zrobił kariery. Po prostu w klubie było dużo dobrych zawodników i trudno było mu się przebić - tłumaczy jego przygodę z żużlem Jerzy Głogowski.

Były żużlowiec wspomina obecność Górala w parku maszyn. - Krzysiek, podobnie jak my, pracował w Fabryce Samochodów Ciężarowych. Jako że FSC miało opiekę nad klubem, to oddelegowano go, by zajmował się sprzętem. Gdy zaczynałem jeździć, to był on i Zbigniew Ignatow. Uczyli nas dbać o motocykle. Oni zajmowali się silnikami, a my bardziej dbaliśmy o opony, ramę itd.

ZOBACZ WIDEO: Rekordowy budżet Apatora. Ile brakuje torunianom do walki o mistrzostwo?

Mechanicy klubowi mieli w tamtym czasie ugruntowaną pozycję i ich umiejętności były dla zawodników bardzo potrzebne. - W przeszłości panowała opinia, że warsztat to serce klubu. Dwóch mechaników jeździło z drużyną na zawody. To był czas inny niż teraz. Ich rady, pomoc były dla nas niezbędne. Wtedy byłem juniorem, a każdy uśmiechał się do majstra, aby dostać najlepszy silnik. Nie można sobie było wybierać. Była więź między warsztatem a żużlowcami - wspomina tamten czas Piotr Więckowski, obecnie wiceprezes Platinum Motoru Lublin.

W parkingu panowała bardzo dobra atmosfera, bo zespół zbudowany w dużej mierze na wychowankach konsolidował się. Krzysztof Góral słynął z poczucia humoru.

- Zbyszek Ignatow był poważniejszy, a Krzysiek to był taki żartowniś, choć potrafił też nieźle zrugać. Dla młodych był wymagający, ale jednocześnie kontaktowy i komunikatywny. Wydobywał to, co zawodnik czuje na maszynie i czego potrzebuje. Doradzał jak ustawić motocykl, sprzęgło itd. - mówi Głogowski.

Anegdotę z tamtych czasów pamięta wiceprezes Motoru. - W klubie był motocykl, który był dobrze przygotowany przez Górala, choć za bardzo nikt nie był chętny by na nim jeździć, a my z Piotrkiem Włodarczykiem i Robertem Juchą, bardzo chcieliśmy na nim się ścigać. Ten kto na niego wsiadł, pierwszy wychodził spod taśmy. Swego czasu ten silnik w końcu wybuchł, może dlatego tak dobrze jechał, bo to była jego końcówka (śmiech).

Talent i umiejętności Górala miały odzwierciedlenie w sukcesach lubelskich żużlowców. Drużyna Motoru w 1989 roku wywalczyła awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, deklasując inne zespoły. - Z Krzyśkiem bardzo dobrze dogadywaliśmy się. Wiedział czego potrzebuje żużlowiec, a po poprawkach było widać efekty. Miałem wówczas najlepszy sezon w karierze, a na jego silnikach skrzydła rozwinęli chociażby Darek Śledź czy Jurek Mordel - wspomina Głogowski.

Nieżyjący już Tadeusz Supryn mówił swego czasu, że połączenie jego jako działacza, trenera Witolda Zwierzchowskiego i Krzysztofa Górala zaowocowało wyjściem lubelskiego żużla z nędzy na wyższy poziom.

- W tym sukcesie odegrał bardzo ważną rolę. Wspólnie z trenerem Zwierzchowskim i Tadeuszem Suprynem wiedzieli, kto ma potencjał i może ze sprzętu wycisnąć dobre wyniki. Dla niego grzebanie przy motocyklach, to była nie tylko praca, ale i pasja. Krzysztof był specjalistą od Jawy, choć dawał radę sobie z innymi sprzętami - stwierdza Więckowski.

Choć zajmował się motocyklami, to był w stanie zrobić też inne rzeczy. - Czasami majstrował przy samochodach. I tak np. dłubaliśmy wspólnie w jednym z samochodów Marka Kępy. Góral tak kazał mi kręcić śrubę aż urwę i tak się stało. Myślał, że tego nie zrobię. Potem lekko zaskoczony wziął sprawy w swoje ręce (śmiech). Zdarzało się, że naprawił silnik auta - wyjaśnia jeden z szefów aktualnego DMP.

Góral potrafił rozwiązywać trudne sytuacje i pomóc zawodnikowi, który tego potrzebował.

- Tak naprawdę Krzysiek uratował mi jednego razu tyłek. Mój silnik, na którym startowałem w barwach KKŻ Krosno potrzebował remontu, a ja nie miałem na czym się ścigać. Jakbym wtedy nie miał sprzętu, to zostałbym zawieszony. Pożyczył mi GM-a na których mało kto wówczas startował. Dzięki jego wskazówkom i pomocy zrobiłem w kolejnym meczu 16 punktów - tłumaczy były lider Motoru Lublin i KKŻ Krosno (więcej na ten temat możesz przeczytać w książce Moran - Na żużel nigdy nie jest za późno).

Spory talent do majsterkowania Krzysztofa Górala docenili też inni. - Przygotowywał też motocykle dla grudziądzan. Ponadto zawodnicy z innych klubów byli zainteresowani jego techniką - dodaje Głogowski.

W ostatnich latach trudno go było spotkać w środowisku żużlowym. - Gdy byliśmy jeszcze w drugiej lidze, to zapraszałem go na stadion, aby oglądał nasze mecze. Później ten kontakt się urwał - kończy Piotr Więckowski.

Pogrzeb byłego żużlowca i mechanika Motoru Lublin odbędzie się 13 grudnia o godz. 12, na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie.

Lubisz żużlowe historie? Zajrzyj TUTAJ.

Zobacz także:
- Były zawodnik Orła szczerze o kłopotach. Nie miał pieniędzy na treningi


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×