W tym mają przewagę nad Polską. "Idąc do pracy, trzeba też czerpać przyjemność"

- W Polsce zatraciliśmy się trochę w dążeniu za perfekcją. Nie wszystko trzeba mierzyć pieniądzem. Idąc do pracy, trzeba też czerpać przyjemność - mówi Tomasz Lorek. Wieloletni komentator i dziennikarz wskazuje plusy jazdy w Wielkiej Brytanii.

Mateusz Kmiecik
Mateusz Kmiecik
Maciej Janowski WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Maciej Janowski
Wydaje się, że Premiership pomału wraca na żużlowe salony. Już w sezonie 2023 na torach brytyjskich ścigali się, chociażby Jason Doyle, Emil Sajfutdinow czy Artiom Łaguta. W nadchodzących rozgrywkach mają pojawić się kolejne głośne nazwiska, w tym kilku Polaków.

"Ojciec polskiego zaciągu"


Kontrakty z jednym z klubów najlepszej ligi na Wyspach podpisali Tobiasz MusielakPatryk Wojdyło (obaj Kings Lynn Stars), Maciej Janowski (Oxford Spires), Piotr Pawlicki i Wiktor Lampart (obaj Birmingham Brummies). Zdaniem Tomasz Lorka w ostatnich latach to właśnie ten pierwszy uczynił dużo dobrego w kwestii promowania Premiership w naszym kraju.

- Aczkolwiek w erze nowoczesnej ojcem polskiego zaciągu w Wielkiej Brytanii jest Adam Skórnicki. To on pokazał, że Polak może pasować do tamtego klimatu i przetarł szlaki. Myślę, że bez niego nie byłoby tam Rafała Konopki, Kacpra Gomólskiego czy wcześniej wspomnianego Janowskiego. Obecny szkoleniowiec InvestHousePlus PSŻ- Poznań polecał też zawodników do Anglii, ale tylko, jeśli czuł, że taki żużlowiec się nada - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty dziennikarz.

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Rewelacyjne informacje od Patricka Hansena. Zdradził, kiedy wsiądzie na motocykl

Nie tylko pieniądze się liczą

Nie da się ukryć, że najwyższy poziom rozgrywkowy na Wyspach pomału się odbudowuje. Poszukując odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje, wieloletni komentator wskazuje, choćby częstotliwość startów, która jest zdecydowanie większa niż w innych ligach. Oczywiście same zarobki są niższe, lecz częstsze, właśnie przez sporą liczbę spotkań. Mniejsze są za to koszty. Część zawodników robi inne rzeczy poza żużlem, ale ze ścigania się w Premiership można wyżyć. Ci najwięksi dzięki sponsorom mogą nawet spokojnie wyjść na plus.

- Powrót chłopaków z Polski czy głośnych nazwisk jest sygnałem, że nie wszystko trzeba mierzyć pieniądzem. Jazda w Wielkiej Brytanii może być świetnym uzupełnieniem dla polskiej ligi. Nasze rozgrywki są bezsprzecznie numerem jeden pod względem finansowym oraz organizacyjnym. Natomiast idąc do pracy, trzeba też czerpać przyjemność. A w Anglii mamy jeszcze ten stary klimat i można mieć wiele radości z jazdy tam - twierdzi nasz rozmówca.

Tomasz Lorek zwraca także uwagę, że w Wielkiej Brytanii zawodnicy czują się swobodniej. Według niego nawet polscy żużlowcy mają tam prawo powiedzieć przed kamerą więcej niż w naszej ojczyźnie. - To też jest sygnał, że może warto wrócić do wywiadów z boksu, kosztem tych na ściance. Oczywiście rozumiem tutaj podejście biznesowe, ale pytanie, w którą stronę chcemy pójść. W sporcie musi być przestrzeń dla luzu, bo sport ekstremalny generuje taką adrenalinę, że dokładanie stresu może tylko zaszkodzić. Na samym końcu to ma być jednak rozrywka - zaznacza.

"Stare kino retro"


Dziennikarz podkreśla, że poziom sportowy również nie jest tak niski, jak niektórym się wydaje. A ci, którzy nie radzą sobie w polskich rozgrywkach, są w stanie świetnie spisywać się w Anglii. Za to gwiazdy PGE Ekstraligi mogą mieć kłopoty na Wyspach, przez specyfikę toru czy zmieniające się warunki. - To, że Michael Palm Toft czy Steve Worrall nie są wielkimi nazwiskami, nie oznacza, że ta liga podupada. Chris Harris udowadnia, że może być postrachem dla wszystkich w Anglii - dodaje.

Dlatego Premiership cały czas ma sporo do zaoferowania, choć sporo jej brakuje do okresu świetlności, chociażby z lat 90. I zdaniem komentatora, do tamtych czasów nie wróci. Mimo wszystko jest tam grupa zawodników, która potrafi się ścigać. Uważa on, że Maciej Janowski też zobaczył, że można żyć bez Speedway Grand Prix i rywalizować w Wielkiej Brytanii. Dodatkowo Anglia uczy samodzielności oraz trudnego życia.

- W Polsce zatraciliśmy się trochę w dążeniu za perfekcją, a tamtejsze rozgrywki pokazują, że nie musi być wszystko tak cudowne, aby dobrze spędzić czas na żużlu. Nie można też zapominać o ciężkich technicznie torach. Dzięki jeździe na nich można się wiele nauczyć. Jednakże to, co jest teraz, jest już na pewno odpowiednie. Takie trochę stare kino retro. Tam wszyscy zdają sobie sprawę z istniejących ograniczeń - mówi nasz rozmówca.

Na końcu jazda na Wyspach oferuje jeszcze jedno - kontakty. - Na polskim rynku spalony jest Peter Johns, a Tobiasz Musielak normalnie z nim wypije kawę i porozmawia. I to też jest ważne. Nie wszystko załatwi się w taki automatyczny sposób, na zasadzie zlecenie i faktura. Warto być rozpoznawalnym w środowisku - kończy Tomasz Lorek.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Żużel. Można zarobić do 15 tysięcy złotych miesięcznie. Chętnych i tak brakuje
Żużel. Szczere wyznanie Patricka Hansena. To denerwuje go najbardziej

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Premiership w przyszłości stanie się żużlową ligą numer dwa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×