Piotr Szymko: Szkoda, że miejscowi zawodnicy nie chcieli sparingu

Kolejarz Rawicz będzie po pierwszej kolejce nowego sezonu liderem drugoligowych rozgrywek. Niedźwiadki mają bardzo korzystny bilans małych punktów. Wszystko za sprawą tego, że w spotkaniu z Victorią Piła Kolejarz zwyciężył walkowerem. Jak ocenia tę sytuację pilski trener?

Jarosław Handke
Jarosław Handke

Kiepski humor miał w poniedziałkowe popołudnie trener gości, Piotr Szymko: - Chodziło o to, że na pieczątce u dwóch zawodników nie było napisane "lekarz medycyny sportowej". Na jednej pieczątce widniało: "praktyka prywatna przychodni medycyny sportowej Jerzy Sołtys", o ile wszystko dobrze pamiętam. Było tam jego uprawnienie do wykonywania badań sportowców, jakiś numer certyfikatu, ja się na tych rzeczach nie znam. Nie było jednak wpisane w pieczątce słów "lekarz medycyny sportowej". Jeżeli regulamin tak mówi, to wina leży po naszej stronie.

Najbardziej żałować można fanów, szczególnie drużyny przyjezdnej, którzy przejechali ponad 200 kilometrów, by usłyszeć, że mecz się nie odbędzie. - Żałuję jednych i drugich kibiców. Wszyscy przyszli tutaj, żeby pokibicować. Jest fajna pogoda, tor również dobrze przygotowany, równy, twardy jak nigdy w Rawiczu - dodaje opiekun przyjezdnych.

O godzinie 16 w Lesznie rozpoczął się mecz między miejscową Unią a częstochowskim Włókniarzem. Czy chociaż na osłodę pilski team wybierze się na to bardzo ciekawe widowisko? - Myślę, że w drodze powrotnej faktycznie wstąpimy do Leszna. Chociaż muszę przyznać, że rozmawialiśmy o tym, żeby rozegrać zamiast meczu sparingowe spotkanie, jakiś test-mecz. Z taką propozycją wyszedł trener Żyto. Ja się oczywiście zgodziłem. W kontekście tego, że w niedzielę jest tutaj mecz z Kolejarzem Opole, który będzie trudny, dla gospodarzy byłby to dobry trening. Miejscowi zawodnicy nie chcieli jednak odjechać tego sparingu. Moi zawodnicy chcieli pojechać, mam tutaj na myśli piątkę tych, którzy zostali dopuszczeni do udziału w zawodach przez sędziego. Przyjechaliśmy tutaj, żeby jeździć. Stało się inaczej. Na torach trzeciej ligi polskiego żużla najważniejszy jest wynik. Ten nie został osiągnięty - ubolewa trener, który ma ogromne zasługi w ratowaniu żużla w Pile.

Szkoleniowiec wysuwa także przypuszczenia odnośnie powodów, dla których zawodnicy Kolejarza nie zgodzili się na odjechanie sparingu: - Uważam, że należało pojechać dla tej garstki kibiców te zawody. Trzeba wziąć pod uwagę to, że my też przejechaliśmy kawał drogi, są z nami zawodnicy zagraniczni. Żużlowcy potraktowaliby to jako trening. Wszystko jednak rozeszło się chyba o pieniądze. Pewnie zawodnicy miejscowi zażądali pieniędzy, tak przynajmniej sądzę. Kiedy przyjeżdżają na trening, to niczego nie żądają. Zamiast na przykład wtorkowego treningu, odjechaliby go dzisiaj. Wydaje się, że sprawa jest prosta, ale nie dla wszystkich.

Jak więc wygląda druga liga "od wewnątrz", zdaniem związanego z Gdańskiem trenera? - Nie wiem, czy zwrócił pan uwagę na pewien trend w drugiej lidze. Otóż jeżdżą w niej młodzi zawodnicy, którzy chcą się pokazać, coś osiągnąć. Są to już seniorzy, którzy za czasów jazdy na pozycji juniorskiej z różnych powodów nie osiągnęli sukcesów. Ale wciąż są oni młodzi i mają szansę na rozwój. Oprócz tych młodych chłopaków, może brzydko to zabrzmi, ale druga liga jest przechowalnią starszych zawodników. Oni celu sportowego już nie mają. Ich celem jest bardziej sposób na życie, podreperowanie finansów. Dowodem tego są zawodnicy z Rawicza. Teraz tak tylko dywaguję, ale skoro prezes do nich powiedział: "Robimy sparing za darmo, nie zapłacę", a oni na to:" No to nie jedziemy", to tak ta sytuacja wygląda. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której moi zawodnicy by powiedzieli, że nie jedziemy. Jeżeli mamy jechać mecz ligowy i prosimy zawodników o obniżki w płacach, to też nie ma problemu, bo oni chcą w tym żużlu coś pokazać jeszcze. Dziś zawiedli u nas dwaj najstarsi zawodnicy. Piotrek ma odpowiednią klasę sportową, chce się jeszcze żużlem bawić. Na tym poziomie jest niezłym zawodnikiem. Jeśli ktoś mówi, że mamy niezbyt dobry skład, to się dziwię, bo jest w nim przecież czterech zawodników z pierwszej dziesiątki zeszłorocznej drugiej ligi, jeśli chodzi o średnie - dostrzega Szymko.

Trener Victorii nie ukrywa, że żal ma po poniedziałkowych wydarzeniach względem własnej osoby: - Mogę mieć pretensje do siebie, że nie dopilnowałem tych badań. Powiem panu jednak, że jednoosobowo ciężko jest wszystkiego dopilnować. Zrobiliśmy klub tak naprawdę w cztery osoby. Zmobilizowałem chłopaków, aby wystartowali w lidze, argumentując, że jest to najważniejsze dla miasta, dla klubu i dla nich samych. A tu dzisiaj przytrafia się taki falstart. Jest mi strasznie przykro. W krótkim czasie zrobiliśmy bardzo dużo, a dziś musimy niestety smutni wyjeżdżać z miasta, do którego zawsze lubiłem przybywać. Mam tutaj dużo znajomych w Rawiczu. Moim przyjacielem jest Piotr Żyto, z którym razem się wychowywałem na gdańskim stadionie. Spędziliśmy wspólnie wiele lat. To była jedyna osoba, która zrobiła wszystko, aby ten mecz się odbył. Pewnych procedur nie da się jednak przeskoczyć. Jeżeli za zgodą jednych i drugich udało by się te zawody odjechać, a jutro dosłać certyfikat, to sprawa byłaby jasna. Nic by się nie stało. A jeżeli ten certyfikat okazałby się nieprawidłowy, to wówczas uznano by walkowera. Ludzie obejrzeliby widowisko, byłyby emocje, byłby wspaniały mecz.

Regulamin nie przewiduje jednak możliwości późniejszego dostarczania badań lekarskich. Co na to Piotr Szymko? - Badania lekarskie są. Chodzi o co innego. Kwestia jest taka, czy ten certyfikat, ten numer certyfikatu, który jest na nich wpisany określa lekarza, który może tam się znaleźć, czy też nie. Na innych badaniach jest inna pieczątka tego samego lekarza, ale nie w książeczkach tych zawodników i ona jest odpowiednia. U pozostałych zawodników treść pieczątki od tego samego lekarza decyduje o tym, że ich badania są ważne. Być może tak musi być, trudno. Jest to smutne, że w taki sposób rozpoczęliśmy sezon. Ale liczę na to, że przyszłość będzie lepsza - mówi z nadzieją w głosie nasz rozmówca.

Kibice z Piły najbardziej obawiają się kar finansowych dla Victorii, które z pewnością będą olbrzymim obciążeniem dla tego klubu. - Podejrzewam, że te kary się posypią. Gospodarze będą z pewnością chcieli jakiejś kwoty, o ile pamiętam w regulaminie jest mowa o 15 tysiącach złotych. Do tego pewnie dojdzie kara na poczet PZM. Szkoda. Żal także tych kibiców, którzy zostali pozbawieni jakiegokolwiek smaku rywalizacji na torze w formie sparingu. Bo to, że mecz ligowy się nie odbył, to my zawaliliśmy. Należy zwrócić uwagę na to, że zawodnicy tak doświadczeni popełnili takie błędy - argumentuje Piotr Szymko.

Kilka tygodni temu do PZM wpłynęła prośba od drugoligowców, by kluby nie musiały wystawiać drużyn do rozgrywek o Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwo Polski. Co o takiej inicjatywie sądzi nasz rozmówca? - Mamy dwójkę juniorów, także trzeciego wychowanka, z którym kontraktu jeszcze nie przedłużyliśmy. Mamy więc komplet zawodników do MDMP. Ten pomysł uważam więc za bardzo głupi, ponieważ podstawą dla drugoligowych klubów powinno być szkolenie młodzieży, a nie szkolenie zawodników zagranicznych - zauważa Szymko.


Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×