Tomasz Lorek: Eurosport Speedway Best Pairs - Dania

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nicki Pedersen, człowiek, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Na żużlowym torze Nicki wyznaje filozofię: "nie biorę jeńców".

Pedersen ściga się tak widowiskowo, że salto w tył robią nawet ci, którzy pierwszy raz przyszli na speedway. Charyzmatyczny Duńczyk doskonale pamięta słynną wypowiedź swojego idola, Ayrtona Senny. Legendarny Brazylijczyk, trzykrotny mistrz świata w F1, powiedział swego czasu, "że gdybym kiedykolwiek uległ poważnemu wypadkowi, to wolałbym zginąć niż spędzić resztę życia na wózku inwalidzkim. Wiodę tak intensywne życie…". Znamienne słowa Ayrtona. Na żużlowym nieboskłonie mieliśmy takiego asa w duńskiej talii, Erika Gundersena, który wręcz płynął po torze, był wzorem dla wielu młodych sportowców z Danii, ale przeżył koszmarny karambol na torze Odsal. Niedziela, 17 września 1989 roku zakończyła pierwsze życie Erika… Gdyby nie przytomność umysłu brytyjskiego lekarza Rogera Browna, trzykrotny indywidualny mistrz świata powędrowałby do Krainy Wiecznych Łowów.

Nicki Pedersen doskonale pamięta czasy duńskiej supremacji w jeździe parami. 22 czerwca 1979 roku w Vojens duet: Ole Olsen - Hans Nielsen zdobył mistrzostwo świata par. To była jaskółka zwiastująca wiosenne przebudzenie. Olsen i Nielsen wyprzedzili jednym oczkiem Wyspiarzy: Michaela Lee i Malcolma Simmonsa, a trzecie miejsce zajęli wówczas biało – czerwoni: Edward Jancarz i Zenon Plech.

Sukcesy Olsena sprawiły, że w Danii zapanowała moda na speedway. W procesie szkolenia narybku trenerzy zwracali szczególną uwagę na umiejętność jazdy parą. Dwóch ludzi czujących podskórnie co zrobi partner, dwóch żużlowców rozumiejących się bez słów, mających oczy dookoła głowy - nieśmiertelny czar jazdy parami. W 1984 roku Duńczycy otarli się o złoto w Lonigo. Hans Nielsen i Erik Gundersen zgromadzili 25 punktów. Tyle samo co Nowozelandczycy, ale niezawodny profesor speedwaya, Hans Nielsen pokonał w wyścigu o srebro Mitcha Shirrę…

Od 1985 do 1991 roku Dania nie schodziła z najwyższego stopnia podium. Rybnik to jeszcze dominacja pary: Erik Gundersen – Tommy Knudsen, ale począwszy od finału MŚP w bawarskim Pocking w 1986 roku aż do finału w Lesznie w 1989 roku, para: Hans Nielsen – Erik Gundersen nie miała sobie równych. Oni bawili się żużlem. Kontrast panował w strojach: Hans w czerni, Erik zatopiony w bieli, ale cóż to była za jedność ciała i duszy… Baśniowy poziom… W zawodach indywidualnych Hans i Erik stosowali przeróżne elementy wojny psychologicznej, ale w jeździe parami stanowili niedościgniony wzór. Soliści, którzy potrafi zakopać własne ego głęboko pod ziemią, kiedy nadchodził czas rywalizacji duetów. Byli jak Kajko i Kokosz, którzy zawsze zdołali ochronić Mirmiła i Lubawę przed rozmaitymi plagami. Pamiętny finał w Pocking w 1986 roku kiedy Hans Nielsen pokonał w wyścigu o złoto mistrza balansu, Amerykanina Kelly’ego Morana… Wówczas w każdym wyścigu na torze pojawiały się trzy pary… Szalone eksperymenty.

Pojedynek dwóch wielkich mistrzów duńskiego speedwaya - Erica Gundersena i Hansa Nielsena podczas finału IMŚ w Amsterdamie (1987):

W finałach jednodniowych Erik korzystał z fachowych rad Olsena, był pupilem Ole, ale Hans nie pozostawał w tyle i kłuł w oczy Erika zapraszając do swojego boksu legendarnego Nowozelandczyka, Ivana Maugera. Dziś Erik i Hans oglądają speedway w telewizji, żartują, piją piwo, są dojrzałymi ludźmi. Wiedzą, że Ole był tym, który wkładał kij w mrowisko.

Cokolwiek by nie powiedzieć, w latach 80 – tych etyka żużlowych mistrzów stała na bardzo wysokim poziomie. Hans i Erik walczyli o tytuły indywidualnego mistrza świata, ale podczas finału drużynówki w Bradford w 1989 roku, Hans przykucnął przy bezwładnie leżącym i okrutnie cierpiącym Eriku Gundersenie. Odwiedził go w szpitalu w Wakefield, czuwał, martwił się o życie, a kiedy przegnano z głowy czarne myśli, stresował się czy Erik będzie mógł stanąć na nogi. Opatrzność, czułość żony Erika – Helle, kartki od fanów, odwiedziny kolegów. Tommy Knudsen mieszkał wówczas w okolicach Coventry, ale wsiadał w auto i po 5 godzinach jazdy docierał do Wakefield. Podtrzymywał Erika na duchu.

"Gundi" wrócił do świata żywych, choć przez moment był pogrążony w koszmarze, bo wydawało mu się, że jest na rosyjskiej stacji kolejowej i widzi dwa wagony. W jednym wagonie tańce, hulanki, swawole, a w drugim śmierć, żałoba, smutek. Przed Erikiem ciżba ludzi, którzy nie dostrzegają tego co oczyma wyobraźni widzi przerażony Gundersen. Piękne panie są w rzeczywistości duchami, które mają zwabić stojących na peronie do wesołego wagonu. Nieświadomi ryzyka ludzie wchodzą do wagonu kąpiącego się w radości i szalonej zabawie, ale tylko Erik wie, że po zamknięciu drzwi pasażerów nawiedzi tajemnicza siła. Będą opętani przez złe duchy, stracą kontakt z rzeczywistości, rozpłyną się w powietrzu. Erik krzyczy przez sen, ale to głos wołającego na pustyni. Wagon odjeżdża, Erik płacze, pogrążony w rozpaczy, wdrapuje się do smutnego wagonu, czuje szarpnięcie, podróż się rozpoczyna. Gundersen zapada w sen, wagony znikają sprzed jego oczu. Erik ocknął się dopiero na stacji w Kopenhadze, wszyscy mówią do niego po duńsku…

To prawdziwy cud, że wielki mistrz Erik Gundersen wrócił do życia. To wspaniałe, że ludzie, którzy podziwiali jego jazdę mają ogromny szacunek dla tego co osiągnął. Wrócił Erik, wracają mistrzostwa w jeździe parami, wraca czar dawnych wyścigów. Erik, dobry człowiek z Esbjerg. Jan Osvald Pedersen, żużlowiec, który wraz z Hansem Nielsenem sięgnął po dwa tytuły mistrza świata w jeździe parami (1990, Landshut i 1991, Poznań) twierdzi, że Erik to jeden z największych fenomenów speedwaya. Dwaj kalifornijscy czarodzieje speedwaya, Billy Hamill i Greg Hancock, nie zapominają, że mieszkali u państwa Gundersenów kiedy zaczynali europejską część przygody ze speedwayem w barwach Cradley Heath.

Nicki Pedersen otwarcie przyznaje, że Hans Nielsen i Erik Gundersen to kwintesencja jazdy parą. "Podziwiam Hansa za profesjonalizm, za wspaniałe poczucie humoru, za to, że zawsze potrafi podzielić się cenną radą z zawodnikami. Cenię go też za to, że tak subtelnie przeniósł się ze świata żużla do golfa. Hans jeździ z córką Daisy po całym świecie, ma nadzieję, że jego latorośl zdobędzie kiedyś Solheim Cup. Hans jest naprawdę cool gościem. Nie zamyka się w kokonie, szeroko spogląda na świat, poznał wiele kultur, dlatego jest tolerancyjny i ma wspaniały dystans do siebie" – wyznaje Nicki. Jakbym słyszał Erika Gundersena…

Co prawda Anders Secher, człowiek hołdujący żołnierskim zasadom, nie ogłosił jeszcze składu Duńczyków na turniej Eurosport Speedway Best Pairs, ale 8 czerwca w Toruniu najprawdopodobniej ujrzymy Nickiego i Nielsa – Kristiana Iversena. "Puk", jak mawiają na Iversena w parku maszyn, to człowiek, który w sezonie 2012 sięgnął po wymarzony tytuł indywidualnego mistrza Danii. Sporo powinno wyjaśnić się po pierwszym finale duńskiego czempionatu, który zaplanowano na 24 maja w Slangerup. Opiekun Duńczyków, Anders Secher, ma w kim wybierać, bo rosną godni następcy wielkich mistrzów. Kreatywny, waleczny, mistrz świata juniorów, Michael Jepsen Jensen, który lubi długo spać, ale co ważne, nie pod taśmą, tylko w hotelu w Monte – Carlo. Najlepszy junior świata w sezonie 2012 spóźnił się na samolot do Nicei po gali, na której odbierał złoty medal FIM. Zero stresu, w grudniu nie musiał pędzić na kolejne zawody. W kolejce po sławę czekają: Mikkel Bech Jensen, Mikkel Michelsen i Nicklas Porsing. Nie wolno też zapominać o wielkim talencie, wojowniku z krwi i kości, "człowieku - pająku", Peterze Kildemandzie.

Ciekawą opcją byłby start Hansa Andersena. Topór wojenny z Nickim Pedersenem już dawno został zakopany. Do wygaszenia sporu bardzo przyczynił się sam Nicki, który poza torem słynie z dobroduszności. "Tłumaczyłem kiedyś Hansowi, że nie potrzebuje sięgać po brutalne środki, bo jest na tyle dobrym żużlowcem, że może ze mną wygrywać w czysty sposób. Hans to naprawdę klasowy zawodnik. Bywało, że w parku maszyn za bardzo koncentrował się na wyścigach z moim udziałem. Było, minęło, Hans to porządny gość. Myślę, że jeszcze wiele lat będzie cieszył kibiców swoją jazdą" - prawi Nicki Pedersen.

Aktualny wicemistrz świata, Nicki Pedersen, fan Moto GP, dobrej rockowej muzyki, zakochany po uszy w swej partnerce Anne Mette i córeczce Mikkeline, to człowiek, który jest potrzebny speedwayowi. Podczas gali FIM w Dubaju w 2003 roku, wielu dostojnych gości dopytywało się kim jest ten niesztampowy, niebanalny wesołek z Odense. Nicki to wybitny sportowiec. Czasem lubi prowokować jak chociażby podczas rozmowy telefonicznej z czeskim sędzią, byłym "lodowym" mistrzem świata, Milanem Spinką. Jan Staechmann zaśmiewał się słuchając konwersacji Nickiego z Milanem podczas finału DPŚ’2006 w Reading.

Nicki Pedersen - godny następca Gundersena i Nielsena. Tutaj w pojedynku z Tomaszem Gollobem podczas Grand Prix na torze w Bydgoszczy w 2001 roku:

Jednak na najpiękniejszy komentarz dotyczący skomplikowanej psychiki mistrzów, zdobył się sam Nicki Pedersen. "Zimą oglądałem mistrzostwa świata w piłce ręcznej mężczyzn. W Danii to bardzo popularny sport. Kadrę prowadzi trener Ulrik Wilbek, który odniósł wiele sukcesów z żeńską reprezentacją (złoto MŚ, ME, IO). Z mężczyznami jakoś nie może znaleźć złotej metody w MŚ… W ME Ulrik triumfował dwukrotnie (2008, 2012), ale złota MŚ nie ma w kolekcji. Niektórzy twierdzą, że jestem impulsywny kiedy zakładam kask, że robię szalone rzeczy w parku maszyn, że jestem jak dymiący wulkan. Co w takim razie można powiedzieć o trenerze duńskich piłkarzy ręcznych, który sromotnie (19 – 35) przegrał finał MŚ z Hiszpanami? Następnego dnia, trener wylądował na Kastrup w Kopenhadze i zaczął przeklinać, lżył duńskiego dziennikarza, choć wywiad płynął na żywca w telewizji. To jest dopiero porywczy charakter. Pomyślałem przez chwilę: witaj w moim klubie, ale po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że ja jednak stygnę tego samego wieczoru, choćby były to niezwykle ekscytujące zawody. Co musi dziać się w głowie tego gościa, Ulrika Wilbeka, skoro jeszcze następnego dnia ma w sobie tyle adrenaliny?" – zastanawia się Nicki.

Jeśli fani żużla chcą zobaczyć jak stygnie meksykański wulkan Orizaba, to wcale nie muszą wybierać się do kraju pachnącego burritos, wąwozem miedzi (Barranca del Cobre) i muzyką Mariachi. Zamiast kupować bilet lotniczy do Ciudad de Mexico, warto zarezerwować sobie datę 8 czerwca. Zawitać do Grodu Kopernika, zasiąść wygodnie na trybunach MotoAreny i przyjrzeć się człowiekowi, który ma zamiar czarować jak przed laty czynili to Hans Nielsen i Erik Gundersen…

Tomasz Lorek

Źródło artykułu:
Komentarze (3)
avatar
LaDy PgN
27.04.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nie wiem czy lepiej się Pana Tomka słucha czy czyta !?! Ale jedno jest pewne, że oprócz znakomitej wiedzy poosiada tez nieznośną lekkość pióra :)  
Erlus
27.04.2013
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
no Loras, ale Ty balon się robisz...