Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie: Elitserien widziana z Vastervik

Szwedzka Elitserien to według wielu fachowców druga najsilniejsza liga na świecie. Lata 50 i 60 minionego stulecia wspomina redaktor Robert Noga.

Robert Noga
Robert Noga

Dwupasmówka ze Szczecina pnie się do góry mapy, nieuchronnie w kierunku Bałtyku. Po prawej stronie zostawiamy lotnisko w Goleniowie. Mało kto pamięta pewnie o tragedii, do jakiej doszło tutaj w grudniu 1980 roku. Zginął wówczas wojskowy pilot Henryk Hałka, który wcześniej wraz z Mirosławem Hermaszewskim, Zenonen Jankowskim i Tadeuszem Kuziorą przeszedł szkolenie na kosmonautę i to on mógł być tym pierwszym, który poleci w kosmos. O tym, że poleciał Hermaszewski zadecydowały ówczesne władze partyjno-państwowe. Tyle dygresji, bo akurat mamy 35 lecie słynnego lotu Hermaszewskiego. Zostawiamy zatem wspomnienia, bo oto skrzyżowanie, w prawo droga odbija na Kamień Pomorski, w lewo wyraźnie ku Świnoujściu, gdzie czeka prom do Szwecji. Setki samochodów, w tym kilka znajomych "żużlowych" busów nie pozostawia złudzeń. To tutaj. Tak zaczyna się większość wypraw na mecze Elitserien, chociaż możliwości logistycznych jest przecież znacznie więcej. Liga szwedzka była przez całe lata dosyć zaniedbana przez nasze media, zawodników i co za tym idzie kibiców. W przeciwieństwie do angielskiej, gdzie nasi startowali już od przełomu lat 50-60-tych, mieliśmy więc stamtąd ich meldunki, informacje i reportaże w prasie codziennej, sportowej i motoryzacyjnej. No i liga angielska długo, bardzo długo, przez całe dziesięciolecia uchodziła (i słusznie) za najlepszą na świecie, prawdziwy żużlowy uniwersytet.

Szwedzka była zupełnie w cieniu, co tam się za Bałtykiem dzieje wiadomo było u nas stosunkowo niewiele, a informacje serwowano zdawkowo, raczej ciekawostkowo. Ot chociażby krótka notatka z jednego z numerów "Motoru" z roku 1955 – Drużynowy mistrz Szwecji z 1954 Vargarna zrezygnowała z ligi na skutek niskiej frekwencji - tyle w temacie ligi szwedzkiej. Sytuacja zmieniła się po przemianach społeczno-politycznych kiedy to nasi zawodnicy ławą ruszyli na podbój i zarobek do naszego północnego sąsiada. Odkryli bowiem, że Szwecja ma wiele uroków i bynajmniej nie chodzi o uroki turystyczne. Przede wszystkim logistyczne. Bliżej do niej z Polski niż na Wyspy Brytyjskie, poza tym w przeciwieństwie do Anglii mecze są rozgrywane w jednym dniu, podobnie jak i u nas, nie ma więc konfliktu interesów z imprezami w Polsce no i wreszcie kryzys w lidze angielskiej spowodował, że szwedzka okazała się i silniejsza i lepiej płatna. I od tamtej pory promy płynące z polskich czy niemieckich portów na północ zaczęły się oswajać z widokiem kolorowych i obklejonych busów na polskich numerach rejestracyjnych, goszczące na tych kursach, które wypływają w poniedziałkowe wieczory i powracają w noc z wtorku na środę lub nieco później. Tak jak na przykład ten relacji Świnoujście - Ystad i z powrotem. Zawodnicy często korzystają z tych samych połączeń, a ponieważ prom na wspomnianej trasie płynie calutką noc mają czas aby pogadać, ale raczej nie wychodzą z nich w takich okolicznościach lwy salonowe. Profesjonalizm obowiązuje.

Najpóźniej o północy pokład oraz pokładowe bary biorą w swoje królowanie towarzyszący żużlowcom mechanicy. A rano w Ystad każdy rozjeżdża się w swoją stronę, tam gdzie akurat wskazuje terminarz ligi. Śladem naszych wybrałem się kiedyś do Vastervik, który akurat walczył z faworyzowaną Vetlandą. Droga z Ystad do Vastervik przecina Szwecję w poprzek, a potem pniemy się konsekwentnie na północ, na wschodnie wybrzeże. Nasz cel - północna część regionu Kalmar. Vastervik to niewielkie, nieco ponad 20 tysięczne miasteczko, stare, pochodzące z XIII wieku. Leży nad morzem, więc znane jest przede wszystkim ze sportów wodnych, chociaż chyba najbardziej znanym sportowcem, wywodzącym się stąd był znakomity tenisista Stefan Ekberg. Ale jest tutaj od wielu lat także i żużel. Przy wjeździe do tego niewielkiego miasteczka, właściwie na jego przedmieściach po lewej stronie, wita nas kameralny stadion żużlowy. Długo zastanawiałem się co mnie w nim zafrapowało, aż odkryłem - projekt parku maszyn. Boksy dla zawodników drużyn nie są obok siebie lub naprzeciwko, jak zazwyczaj tylko odwrócono plecami do siebie. Z jednej strony ściany gospodarze, z drugiej, bliżej toru goście. A tor, krótki, do efektownej walki w sam raz. Vastervik miał przez szereg lat i to całkiem niedawno swoją legendę- Tomasza Golloba. Nasz zawodnik był tam na specjalnych prawach, to się dało od razu odczuć w rozmaitych aspektach. Skoro jednak jeździł i to z dużym powodzeniem dla Vastervik cała dekadę, współtworząc największy sukces- drużynowe mistrzostwo Szwecji w 2005 roku, nie mogło przecież być inaczej! W ogóle w parku maszyn w Vastervik czuło się jak w kraju. W boksach obok Golloba, Tomasz Jędrzejak i Rafał Okoniewski, a drugiej strony akurat startowali: Janusz Kołodziej, Jarosław Hampel i Adrian Gomólski. Jeżeli dodamy mechaników, jak w domu. Piętnaście biegów rozgrywanych w blasku jupiterów w nieco zelżonym wieczorną porą i wiatrem od morza, upale minęło szybko. Faworyzowani goście wygrali. Nie było jednak czasu na rozpamiętywanie wygranej czy porażki. Godzinę po meczu busy, jeden za drugim wytaczały się wąskim wyjazdem ze stadionu na główną drogę. Przed nimi kilkaset kilometrów na południe, potem prom i Polska, a tutaj kolejne starty. Ciche rozmowy raz po raz przerywały telefony. Zawodnicy dzwonią do siebie, wymieniają informację o meczach i swoich punktowych dorobkach. Za dzień, dwa, kilka spotkają się na innym torze, w innym kraju, jako koledzy z zespołu, albo rywale. Sezon w pełni. A jeżeli zabłądzicie gdzieś w jego trakcie na wschodnie wybrzeże Szwecji do regionu Kalmar zajrzyjcie do Vastervik. Warto.

Robert Noga

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×