Bohaterowie drugiego planu: Rafał Haj - mechanik i przyjaciel Grega Hancocka
Od 2002 roku jest nie tylko mechanikiem, ale i przyjacielem Grega Hancocka. W teamie Amerykanina jest najważniejszą postacią - poza kwestiami sprzętowymi zajmuje się również rozmowami kontraktowymi.
Na sukces zawodnika profesjonalnie uprawiającego sport żużlowy składa się praca wielu osób. Kibic dostrzega efekt końcowy, czyli to co dzieje się przez niewiele ponad 60 sekund, kiedy żużlowiec pojawi się na torze. Ogromna praca ma jednak miejsce każdego dnia. Składają się na nią kwestie logistyczne, przygotowanie sprzętu czy także to, co dzieje się podczas zawodów w parku maszyn, a czego oko kibica speedwaya nie dostrzega. To także praca wielu osób, o której na co dzień mówi się niewiele. A jak się okazuje, bohaterów drugiego planu nie brakuje.
Jednym z nich jest Rafał Haj. Od trzynastu lat jest on nie tylko mechanikiem, ale i wielkim przyjacielem Grega Hancocka. Ich drogi skrzyżowały się we Wrocławiu. Wcześniej Haj próbował swoich sił jako żużlowiec. Startował we Wrocławiu, Łodzi czy w Krakowie. W przeszłości był brązowym medalistą MMPPK, dwukrotnym finalistą Brązowego Kasku i finalistą turniejów o Srebrny i Złoty Kask. Jego kariera żużlowa nie potoczyła się jednak tak jakby oczekiwał. Haj postanowił jednak pozostać przy czarnym sporcie jako mechanik. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę.
- Rafała znam od lat. Można powiedzieć, że razem zaczynaliśmy przygodę z żużlem. Jeździliśmy często w turniejach zaplecza kadry juniorów. On zawsze występował wspólnie z Bartkiem Bardeckim, który pierwsze kroki również stawiał we wrocławskim klubie. Obaj byli dużymi nadziejami, ale kariera Rafała się zatrzymała. Kiedy spoglądam jednak na to z perspektywy czasu, to uważam, że dobrze się stało. Świetnie wychodzi mu to, co robi teraz. Z boku jego praca wygląda bardzo poważnie i robi wrażenie. Współpracuje przecież z zawodnikiem, który doszedł z nim do tytułu mistrza świata. Rafał Haj w teamie Grega Hancocka odgrywa najważniejszą rolę. Ma duży wkład w sukcesy Amerykanina - podkreśla Krzysztof Cegielski, który swoją karierę żużlowca rozpoczynał w tym samym czasie co Rafał Haj.
Rekomendacja od Cieślaka i historia zatartego silnika
Drogi Rafała Haja i Grega Hancocka skrzyżowały się w 2002 roku, kiedy Amerykanin reprezentował barwy WTS-u Wrocław, a trenerem tego zespołu był Marek Cieślak. - Przez rok pracowałem u Roberta Dadosa. Później pojawiła się propozycja od Grega. Na pierwsze zawody pojechałem z nim na Grand Prix do Pragi. O ile dobrze pamiętam, to polecił mnie wtedy Marek Cieślak - wspomina Haj. - Greg miał wtedy problemy ze swoim australijskim mechanikiem. Facet był trochę niesłowny, bo zdarzyło się tak, że zawodnik był na stadionie, a mechanik z motocyklami nie wiadomo gdzie. Rafał Haj pracował wtedy akurat u Roberta Dadosa, ale można powiedzieć, że się rozchodzili i za moment byłby bez pracy. Powiedziałem Gregowi, że jest chłopak, który może mu pomóc. Greg go przyjął. Od tego ich wspólna droga się zaczęła - wspomina Marek Cieślak.- Gdyby jednak podejść do tego czysto zawodowo, to lepszego szefa niż Greg nie można sobie wyobrazić. Życzyłbym każdemu takiego pracodawcy. Nie ma krzyków, nie ma problemów i cwaniakowania. To jest naprawdę bardzo pozytywna postać, którą zresztą właśnie tak odbierają kibice. Kiedy dochodzi do stresujących sytuacji, to Greg dusi to w sobie. Takie rzeczy nie wychodzą na zewnątrz. Nie ma w zwyczaju wyżywania się na ludziach - mówi o Hancocku Haj.