Bartłomiej Czekański: Sylwestrowa szopka bez hamulców

Nie, raczej nie będzie tu niczego do jakiegoś huraganowego rechotu, bo szopki takie nie są. Ot, to jeno taka sylwestrowa zabawa.

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański
Cuś do lekkiego uśmiechu. Inna sprawa, że polski (i nie tylko) żużel to całoroczna nieustająca szopka, ale najczęściej powoduje śmiech przez łzy.
A zatem zaczynamy! Prezes Stali Rzeszów Andrzej Łabudzki śpiewa na nutę Edyty Bartosiewicz o tym, że ściemniał dziennikarzom i kibicom, iż w jego klubie nie było tematu Hancocka (a swoją drogą, gdzie tych prezesów uczą tak bujać?):

Skłamałem, skłamałem.
Z palca wyssałem.
Skłamałem ot tak,
całkiem niewinnie,
byś Gregu był mój,
byś tylko był przy mnie.

By nikt Cię mi nie wyrwał.

Prezes Łabudzki od razu, korzystając z okazji zwraca się do Marty Półtorak, niczym Stenia Kozłowska:

Daj Marto, daj, daj, nie odmawiaj, daj.
To, co masz najlepszego, daj.
Daj parę stów, uścisk dłoni i śmiech.
To tak niewiele jest.
To przecież nie jest źle.


Marta z przekąsem: - Taaaa, jak w tym dowcipasie o damach, czyli jak damy, to się bawimy, a jak nie damy, to się nie bawimy.
I śpiewa Andrzejowi Łabudzkiemu piosenkę za Proxy:

Ja już nie dam, ja nie dam, tak mówię często Ci.
Ja już nie dam, ja nie dam, proszę dajże spokój mi.
Ja nie dam, ja nie dam, krótkie słowa to są trzy.
Twych próśb już starczy mi.


Prezes GKM Grudziądz Arkadiusz Tuszkowski, jak Halina Frąckowiak, śpiewa do Leona Madsena jeszcze na początku negocjacji (ciekawe, że niemal wszyscy w polskim ligowym żużlu już negocjowali, gdy gadać raczej jeszcze nie wolno było):

Napisz, proszę, chociaż krótki intencyjny list,
choć tak krótki jak noc.
Nie odmówisz chyba tego mi
i obiecasz mi to.
Napisz, proszę, chociaż kilka słów,
będę tęsknić od dziś.
Nie przyrzekaj, że przyjedziesz znów,
proszę tylko o list.

A Leon Madsen, po podpisaniu rzekomego listu intencyjnego i ogłoszeniu, że jest zawodnikiem GKM-u, ściemnia tamtejszego prezesa Tuszkowskiego będąc już w trakcie swej ucieczki do Tarnowa i śpiewa mu po "polskiemu" (że z Leona niby taki Marino Marini):

Nie płać, kiedy odjadem,
siercem będem przy Tobie.
Nie płać, kiedy odjadem,
zostawię Ci tę melodiem.
Piosenkem, która przypomni
Niepowtarzalne, choć jakże krótkie te chwile.


Działacze Unii Tarnów do swych kolegów z GKM:

- Wy nam zajumali Artioma, to my Wam potem Leona. Machniom! Czyż bowiem jest coś bardziej rozkosznego dla twardych działaczy niż zemsta? Taaaa, zemsta jest dla ust najsłodszym kęskiem, jaki kiedykolwiek ugotowany został w polskim żużlowym piekle.

Prawnik zaś wyjaśnia w internecie:

Skutki prawne podpisania listu intencyjnego. Konsekwencje prawne wynikające z podpisania każdego dokumentu muszą, co do zasady znajdować umotywowanie w samej treści. Oczywiście list intencyjny może zawierać pewne postanowienia dotyczące przyszłych uprawnień i obowiązków, będących wynikiem przeprowadzonych negocjacji. Jednakże nie mają one charakteru wiążącego strony. Powstaje zatem spór, czy można skutecznie wystąpić z roszczeniem w przypadku, gdy z treści listu wynika, iż tworzy on dla stron definitywne uprawnienia bądź obowiązki. Sąd Najwyższy podkreślił, iż list intencyjny przewiduje możliwość zawarcia w przyszłości umowy oraz określa reguły możliwej współpracy, ale nie tworzy on stosunku zobowiązaniowego dla stron.

I dalej:

Czy naruszenie postanowień listu intencyjnego może prowadzić pociągnąć stronę do odpowiedzialności? List intencyjny z reguły nie wywołuje żadnych skutków prawnych. Jednakże może dochodzić do sytuacji, w której jedna ze stron w trakcie negocjacji, już po podpisaniu listu prowadzi negocjacje z firmą konkurencyjną w tej samej sprawie. W takiej sytuacji może dojść do konfliktu i strona prowadząca równolegle rozmowy z innym podmiotem może zostać pociągnięta do odpowiedzialności w ramach „negatywnego” naruszenia interesu umowy.

To ja tu Was zapytam: wsio paniali? Czyli od przyszłego roku zamiast listów intencyjnych zaczną u nas królować bardziej zobowiązujące tzw. umowy przedstępne? Tyle, że przed okresem transferowym klubom nie wolno zawierać żadnych umów z nowymi zawodnikami. I jest pat.

Marta Półtorak komentuje to na SF.pl:

- Warto powiedzieć o kolejnym absurdzie, który jest widoczny w Ekstralidze. Czasami mam wrażenie, że ktoś się w tym wszystkim totalnie pogubił. Mamy zapis, że kontrakty można podpisywać od 19 grudnia. Tymczasem wszyscy chwalą się listami intencyjnymi. Każdy robił to tej zimy na łamach mediów. To jest obłuda, bo jak można to inaczej nazwać? List intencyjny to w mojej ocenie nic innego jak forma pewnego przyrzeczenia. Utrzymujemy sztuczne zapisy. Z takiego listu jasno wynika, że ktoś musiał rozmawiać z zawodnikiem znacznie wcześniej, a przecież i na to oficjalnie nie ma zgody. Zrezygnujmy z czegoś, co jest tylko na papierze, albo bądźmy konsekwentni. Jeśli chcemy, żeby regulamin był taki jak w tej chwili, to karajmy kluby za listy intencyjne. Albo jedno albo drugie. Osobiście uważam, że mamy do czynienia z fikcją, z której jak najszybciej należy zrezygnować. To prowadzi do tego, że kluby chwalą się oszustwem, a później jeszcze dyskutują o tym, że ktoś nie dotrzymał słowa. Sami doprowadzamy brakiem konsekwencji do absurdalnych sytuacji, które na pewno nie są dobre dla żużla. Dziwi mnie, że władze polskiego żużla dopuszczają do takich wydarzeń. Takie coś powinno być od razu napiętnowane.

Czyli to zapłakany Grudziądz, a nie Tarnów do ukarania, według pani Marty? Właśnie za list intencyjny z Madsenem.

Tomasz Gollob maszerując na piechotę ze swojej Bydzi do Grudziądza (ma blisko) nuci sobie za Maanamem "Raz-dwa, raz-dwa":

Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie.
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie.
Miraż tworzenia, złuda (dalszego) istnienia (w żużlu)
Im wyżej skaczesz, tym bliżej dna.
Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie.
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie.

Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa.

I zaraz łapie melodię zespołu IRA:

Żadnych złudzeń i złych myśli, żadnych niepotrzebnych modlitw.
Mocno wierzę w swoją siłę, w nadchodzące w tłumikach zmiany.
Jedna odpowiedź, przeznaczenie każdej chwili,
teraz już wiem, że jest tylko jedno wyjście.
Nie zatrzymam się, nie zatrzymam się, jak już złapię w nowy tłumik wiatr,
niech uniesie mnie jak najbliżej gwiazd,
nie zatrzymam się, znów zdobędę żużlowy szczyt.

Natychmiast, odpowiada mu kabaret "Elita Malkontentów":

Oj, naiwny, naiwny, naiwny Tomasz,
jak dziecko we mgle,
jak goliat na pchle,
mól w otchłani wód,
który wciąż liczy na tłumikowy cud.
Oj, naiwny, naiwny, naiwny,
facet w kwiecie sił.
Choć w intencjach
To w zasadzie pozytywny.


Wielce ceniący się Greg Hancock negocjuje z klubami jak Power Play:

Nie jestem tani i łatwy, chociaż Ty tak tego chcesz.
Nie jestem tani i nie będziesz mnie dziś mieć.
Nie jestem tani, ogarnij z ofertą się.
Bo nie dasz rady raczej nigdy zdobyć mnie.


Żużlowcy aspirujący do polskiej Ekstraligi. Z Marylą Rodowicz jako chórek śpiewają Grzesiek Walasek, Greg Hancock, Emil Sajfutdinow, Grisza Łaguta i inni złośliwie nazywani przez kibiców "Złotówami":

Bo to co nas podnieca,
to się nazywa kasa,
a kiedy w kasie forsa,
to sukces pierwsza klasa.


Grisza Łaguta o Włókniarzu Częstochowa, a Madsen o Wybrzeżu Gdańsk (na tę samą nutę, co powyżej):

Ja byłem zatrudniony,
w wesołej pewnej rewii.
Niestety był niewypał,
aktorzy zawiedli.
Nie mieli nadziei,
że biznes ten się uda,
więc biznes diabli wzięli,
bo nikt nie wierzył w cuda.


Żużlowcy z przestrogą i radą do prezesów klubowych (ta sama melodia):

Jeśli nie masz głowy,
lub brak ci też talentu,
to odpuść interesy,
i nie rób w nich zamętu.
Jest pewne sztywne prawo
tak jasne, jak to słońce,
że jeśli robisz biznes,
to zrób też i pieniądze.

Każdy klubowy prezes osobiście odpowiada swoim zawodnikom za Maanamem:

Mam swoje drogi kręte,
mam krecie korytarze,
wiem, kiedy o kasie myślisz,
wiem, kiedy o niej marzysz,

Lecz dziś mnie nie poganiaj,
bo świat jest cały w brązach,
świat w złocie i w koronkach,
i rozedrganych w dzwonkach.

Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech,
nie poganiaj mnie, bo gubię rytm.

A wiecie, że wielki fan żużla Krzysztof Cugowski z Budki Suflera z Lublina tak pod nosem przedrzeźniał - jak pamiętam - ten tekst na "nie podganiaj mi, bo tracę oddech"? Wówczas ktoś równie złośliwie odpowiadał mu: "A ty Cugu śpiewasz, he, he, w Budce Sutenera".

"Syn marnotrawny" Greg Walasek o swoim powrocie po latach do rodzinnego Falubazu (za Kasią Nosowską i Andrzejem Dąbrowskim):

Zielono mi, jak w żużlową niedzielę.
Najmilszy mój Falubazie, dziękuję ci za tę zieleń.
Zielono mi, bo Ty właśnie Ty,
w noc i we dnie mi się śnisz
i jesteś moją kasą w czasie złym.


Zmartwiony Jaro Hampel (za "Cugiem"):

Znowu zdobycie IMŚ mi nie wyszło,
uciec teraz pragnę w wielki sen,
gdzie sprzed tych najgorszych niedawnych dni doganiam dzień.
Tamten najlepszy dla mnie żużlowy czas lub… jego cień.


Damian Baliński, Nicki Pedersen, Grisza Łaguta, Emil Sajfutdinow, Piotr Pawlicki, Kacper Gomólski, Peter Kildemand, Bartosz Zmarzlik, Krzysztof Kasprzak i inni żużlowcy uważani za tzw. kosiarzy śpiewają słowami T. Love:

Mam w sobie mordercę,
wojownika, chcę na torze zjeść Twoje serce.


Żużlowcy mistrzowskiej Stali Gorzów chwalą się śpiewająco zwycięskim dla nich finale Ekstraligi '2014 na Stadionie im. Jancarza:

Zabiłem byka, cóż to dla mnie byk.
Krew z byka sika, siku, siku, sik.
Będę już bogaty, szpadę w ręku mam.
A byk już leży tam.
I co ja robić mam,
gdy jestem sam
z tym bykiem sam na sam.

Kibice gorzowscy zaś: Ole, ole, ole, Ole.
Nie damy się, nie damy się.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×