Nicki Pedersen: Żużlowy wariat czy genialny psycholog?
Nicki Pedersen swoim ostrym stylem jazdy i zachowaniem na torze zasłużył sobie na miano "bad boy'a" światowego żużla. Jednak gdyby nie on, to ten sport byłby dużo bardziej nudny.
Twardy i niepokorny charakter pozwolił Duńczykowi na osiągnięcie wielkich sukcesów. "Power" długo wspinał się na szczyt, zrealizował swoje marzenie i w 2003 roku po raz pierwszy sięgnął po złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Kto wtedy stawiał na Pedersena? Sukces ten Duńczyk powtórzył w latach 2007-2008. Jednak on nadal nie przestaje marzyć i chce zdobywać kolejne mistrzostwa, realizując "specjalną grę", która bez wątpienia pomaga mu w dobrych występach. Gra ta polega na wyprowadzaniu przeciwników z równowagi słownymi prowokacjami.
Pedersen to największy indywidualista współczesnej żużlowej ery. Próżno szukać innego zawodnika, który zachowywałby się w ten sposób. Jego działania można porównać do Jose Mourinho, który swoimi wypowiedziami często wywiera psychologiczną presję na rywalach czy sędziach. Portugalczyk nie przejmuje się żadnymi opiniami. - Gdybym chciał łatwej pracy, to zostałbym w Porto - piękny niebieski fotel, Puchar Ligi Mistrzów, Puchar UEFA, Bóg, a po Bogu ja - mówił w jednym z wywiadów obecny trener Chelsea Londyn. - Mamy najlepszych graczy oraz - wybaczcie jeśli jestem arogancki - najlepszego trenera - to tylko niektóre z wypowiedzi utytułowanego szkoleniowca.
W czasach kiedy Portugalczyk był trenerem Real Madryt wielokrotnie powtarzał na konferencjach prasowych, że sędziowie faworyzują FC Barcelonę. Tak samo Pedersen ma pretensje do sędziów za - niesłuszne jego zdaniem - wykluczenia po upadkach rywali. Skonfliktowanych z nim jest wielu zawodników. - W poprzednich przypadkach nie chciałem się angażować ani reagować na pewny wydarzenia, ale tym razem nie mogłem od tego uciec. Nicki w przeszłości miał konflikty ze sporą liczbą zawodników. Na przestrzeni lat wielu żużlowców wyraziło już swoją opinię o nim, ale nadszedł właściwy moment, aby wstać i przedstawić pewien punkt widzenia, bo to nie jest coś, czego potrzebujemy w tym sporcie - przekonywał w swoim oświadczeniu po wtorkowym incydencie Hancock. Zobacz incydent:Prowokacje, wyprowadzanie rywali z równowagi, to dodatkowe motywacje dla Pedersena. Co wydarzyło się po bójce w Motali? Oddajmy głos "Grinowi": - Po powtórce biegu piętnastego, czyściłem swoje gogle i pakowałem sprzęt do busa, kiedy Nicki podszedł do mnie i zapytał czy mam chwilę. Oczywiście, nie miałem zbyt dużej chęci do rozmowy, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, to usłyszałem od niego, że nie zrobił nic złego i to był sprawiedliwy pojedynek. To była celowa prowokacja i ponownie straciłem kontrolę nad sobą i skierowałem się w jego stronę w celu konfrontacji, ale zostałem zatrzymany przez kolegów z Piraterny, w szczególności Chrisa Holdera. Byłem wściekły i krzyczałem w kierunku Nickiego. Nie wiem co wtedy dokładnie zostało powiedziane, ale można sobie wyobrazić, że nie były to miłe słowa. Jak już wszystko się uspokoiło, zauważyłem, że Nicki od początku ma telefon w ręku i nagrywa całe zdarzenie. On celowo podszedł do mnie i powiedział coś, co miało mnie sprowokować i liczył na reakcję. Wrobił mnie na całego, nie wiem z jakiego powodu, a potem tylko stał z boku i uśmiechał się do mnie - przyznał Amerykanin. Jak można opisać zachowanie Duńczyka? "Cały Nicki Pedersen".
To nie pierwszy przypadek, gdy "Powerowi" w takich sytuacjach nie schodzi uśmiech z twarzy. Tak było choćby podczas zeszłorocznego Grand Prix Szwecji w Malilli, kiedy to na ostatnim łuku Duńczyk spowodował upadek Mateja Zagara. Słoweniec miał duże pretensje do trzykrotnego mistrza świata, na torze uderzył go w kask, na co Pedersen odpowiedział kopniakiem. Słowne utarczki przeniosły się do parku maszyn. - Jeżeli będę miał gwarancję, że nie wylecę z Grand Prix, to ja go położę na ziemię, bo mam dosyć tego k***sa - mówił zdenerwowany Słoweniec na antenie Canal+ Sport. Nie jest on jedynym zawodnikiem, który myśli podobnie o jeździe Duńczyka, ale jako jeden z nielicznych miał odwagę powiedzieć to - co prawda w sporych nerwach - przed telewizyjnymi kamerami. Z kolei cała sytuacja dodatkowo nakręciła Pedersena.