Przemysław Termiński ocenił transfery. "Hancock zrobił swoje od początku do końca"

Get Well Toruń po sprowadzeniu Martina Vaculika i Grega Hancocka został uznany królem zimowego polowania. Drużyna prowadzona przez Jacka Gajewskiego zajęła w rundzie zasadniczej trzecie miejsce. Właściciel klubu nie ukrywa, że liczył na więcej.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Przemysław Termiński (z lewej) / Foto WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Przemysław Termiński (z lewej) / Foto WP SportoweFakty

Torunianie, niezależnie od wyniku spotkania Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra z Unią Tarnów, będą na trzeciej pozycji po rundzie zasadniczej. Trudno mówić o wielkim sukcesie. Drużyna wykonała plan minimum. - Osobiście liczyłem na pierwsze lub drugie miejsce. Tak była budowana zresztą ta drużyna. Jesteśmy niżej niż planowaliśmy. Uważam, że przesądziła o tym słabsza postawa w pierwszej połowie rozgrywek. To wtedy traciliśmy szanse na bonusy, które inni później zdobywali - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Przemysław Termiński.

Get Well Toruń był bardzo aktywny na rynku transferowym. Przed sezonem do zespołu prowadzonego przez Jacka Gajewskiego trafili Greg Hancock i Martin Vaculik. Obaj mieli w rundzie zasadniczej lepsze i gorsze momenty. - Hancock zrobił według mnie swoje od początku do końca. Jeśli chodzi o Martina, to miał słabszy początek. Musiał wgryźć się w nasz tor. Końcówkę rundy zasadniczej miał jednak doskonałą - wyjaśnia Termiński.

W toruńskim zespole można mieć zastrzeżenia do postawy Polaków. Kacper Gomólski i Adrian Miedziński w kilku meczach pojechali zdecydowanie poniżej oczekiwań. - Ich pozostanie w Toruniu oceniam pozytywnie. Musimy uwzględnić realia transferowe, które panowały w momencie, kiedy ich kontraktowaliśmy. Oni zostali wzięci do zespołu jako tzw. druga linia. Nie można zatem oczekiwać, że będą liderami. Jako uzupełnienie składu w większości wypadków robią swoje - uważa Termiński.

Kolejnym celem toruńskiego klubu była poprawka frekwencji na trybunach. Nowe nazwiska miały przyciągnąć więcej kibiców. Jak było w rzeczywistości? - Frekwencja jest porównywalna do ubiegłorocznej. Nie jest źle, zwłaszcza na tle innych drużyn, ale mimo wszystko mogłoby być nieco lepiej. Gdyby na każdy mecz przychodziło od 1500 do 2000 osób więcej, to świat byłby dla nas idealny - tłumaczy właściciel Get Well Toruń.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Majewski: Dwadzieścia lat wystarczy (źródło TVP)

W czwartek powinno okazać się, kto będzie rywalem torunian w półfinale play-off. Termiński nie ma żadnych preferencji. - Rozmawiałem z zawodnikami i mają podobne podejście jak ja. Jest nam wszystko jedno. Stal i Falubaz to na ten moment silne ekipy. Drużyna z Gorzowa jest najmocniejsza, a zielonogórzanie się rozpędzają. W ich przypadku wiele zależy od tego, jak rozwinie się jazda Hampela i Łoktajewa. Obaj są znakiem zapytania. Mogą pociągnąć ten zespół w obie strony. Nie ma znaczenia, z kim pojedziemy, ale sądzę, że będzie to Falubaz - przekonuje Termiński.

Get Well Toruń ma jasny cel przed fazą play-off. Mówił już o nim wcześniej Jacek Gajewski. Drużyna ma znaleźć się w finale. - Moja wersja się nie różni. Z naszym menedżerem mamy takie samo zdanie. Uzgadnialiśmy zresztą między sobą, o co jedziemy - dodaje na zakończenie Przemysław Termiński.




KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×