Para nie do pary. Ósma część historii Kenny'ego Cartera

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Mike Patrick / Kenny Carter
Materiały prasowe / Mike Patrick / Kenny Carter
zdjęcie autora artykułu

Wiele czasu musiało upłynąć zanim Kenny w ogóle oswoił się z myślą, że tytuł indywidualnego mistrza świata po raz drugi z rzędu przeszedł mu koło nosa. Tymczasem finał MŚ par 1982 w Sydney był coraz bliżej.

W tym artykule dowiesz się o:

Ivana Maugera również nie pocieszał fakt, iż jego podopieczny znów nie sięgnął po złoto w najważniejszych zawodach sezonu. Zapytany po wielu latach o przyczyny niepowodzenia Cartera wskazał na... opony Dunlop oraz apodyktycznego ojca. - Ogumienie produkowane przez firmę Carlisle było wówczas znacznie lepsze - tłumaczy. - Jego ojciec wpadł jednak do parkingu cały obładowany oponami i rzucił: "Jankesi nie potrafią robić cholernych gum! Zakładaj te Dunlopy. Mam je prosto z fabryki, zrobili je dla ciebie specjalnie na ten finał". Angielskie opony miały tylko 100 mm szerokości, podczas gdy amerykańskie aż 110 mm i bieżnik o grubości 14 mm. Wyglądały jak ogumienie przeznaczone dla traktorów, a Kenny sunął na nich jak rakieta przez trzy czwarte treningu. Wtedy jednak pojawił się w parkingu Mal ze swoją obstawą, a młody nie potrafił mu się sprzeciwić.

Ivan Mauger to sześciokrotny IMŚ. Naprawdę trudno zaleźć kogoś mającego większe pojęcie o speedwayu, dlatego Nowozelandczyk przed nawiązaniem współpracy z Kennym zastrzegł sobie, że chce decydować o wszystkim, co ma jakikolwiek wpływ na wyniki sportowe osiągane przez młodzieńca. Carterowie przystali na te warunki, więc legendarnego żużlowca bardzo zabolała sytuacja, w której Mal zaczął działać wbrew umowie, a Kenny zachowywał się tak jakby to jego ojciec najlepiej wszystko wiedział. - Nie ma żadnych wątpliwości, że na treningu w przeddzień finału w Los Angeles Kenny wypadł najlepiej ze wszystkich uczestników - mów Mauger. - Miał wszystko, żeby sięgnąć po tytuł pomimo bólu, który mu doskwierał.

Ktoś obserwujący Finał Światowy w LA z boku mógłby wygarnąć Ivanowi, że zrzuca odpowiedzialność za wynik Kenny'ego na opony i Mala, podczas gdy po trzech swoich biegach Carter przewodził stawce z kompletem 9 punktów. - Gdyby używał opon Carlisle, trzymałby się z dala od kłopotów - tłumaczy Mauger. - Wystarczy spytać któregokolwiek z ówczesnych zawodników o to jak wielką przewagę miała amerykańska konstrukcja nad brytyjską. Po feralnym wyścigu Mal zaczął obwiniać Penhalla o to co się stało, ale ja wtedy powiedziałem mu, że gdyby nie uparł się na Dunlopy, to żadnych pretensji by nie było, bo Kenny jechałby daleko przed Brucem.

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

Chłopak z Halifax miał wielkie szczęście, że trafił na takiego menadżera jak Nowozelandczyk. Wielu na jego miejscu nie przejęłoby się zbytnio porażką reprezentanta Zjednoczonego Królestwa i skupiało na inkasowaniu kolejnych profitów. Tymczasem on spotkał się z Kennym w swoim domu i starał się mu uzmysłowić, dlaczego po raz drugi z rzędu nie spełnił swojego sportowego marzenia. Próbował go również przekonać, iż ślepe podążanie za wolą ojca nie zaprowadzi go na najwyższy stopień podium IMŚ.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik: Znowu moim celem jest zajęcie miejsca w ósemce

Sytuacja, która miała miejsce w parku maszyn podczas treningu w LA, bardzo rozzłościła Maugera. Ivan dobrze znał ojca Kenny'ego i wiedział, że jeśli odpuści mu grzechy, to ten wkrótce znów będzie próbował wchodzić w jego kompetencje. W zawiązku z tym słynny jeździec przekazał Carterowi, że z dniem 31 grudnia 1982 roku przestanie pełnić obowiązki jego menadżera. Dwudziestodwulatek tymczasem nie mógł pogodzić się ze słowami swojego mentora, który na każdym kroku twierdził, iż największą winę za jego niepowodzenie w Kalifornii ponoszą opony. - Słyszałem, że nie osiągnę niczego wielkiego w żużlu, dopóki będę jeździł na Dunlopach - powiedział w jednym z wywiadów. - Otóż każdy może korzystać z czego chce, a ja jestem przypisany do Dunlopów. Moje pierwsze trzy wyścigi w LA były udane, podobnie jak turniej o Złoty Kask w Cradley. Prawie każdy z kim rozmawiałem po tamtym finale przyznał mi rację, iż zostałem okradziony z tytułu, i że to Bruce Penhall spowodował mój upadek. Zaskoczyłoby was jak wielu kibiców, nawet tych nieżużlowych, podchodziło do mnie i wyrażało swoje oburzenie decyzją sędziego. Kilku idiotów wypominało mi natomiast głupie zachowanie po wykluczeniu. Zirytował mnie też felieton Bobby'ego Schwartza w ostatnim numerze "Speedway Star". Napisał, że zrobiłem z siebie głupka, i że jeszcze będę żałował swojego zachowania. On chyba sobie żartuje! Gdyby jego spotkało to samo, pewnie wpadłby w szał. W zasadzie byłem wtedy wyjątkowo spokojny. Gdybym czuł się w stu procentach zdrów, zapewne inaczej bym zareagował.

Szansą dla Kenny'ego na choć lekkie osłodzenie sobie porażki w LA był finał mistrzostw świata par w Sydney, który zaplanowano na dopiero 11 grudnia. Po raz pierwszy w historii zawody tak wysokiej rangi zawitały na australijskie terytorium, ale oczy całego żużlowego świata i tak skupiały się na rywalizacji angielsko-amerykańskiej. W składzie ekipy USA zabrakło niestety Bruce'a Penhalla, który po zdobyciu drugiego z rzędu złota IMŚ zakończył przygodę z zawodowym speedwayem i zaczął robić karierę w Hollywood, natomiast w teamie Synów Albionu partnerem Kenny'ego Cartera miał być Peter Collins. Nie wszystkim się to podobało, gdyż mieli oni w pamięci starcie obu zawodników podczas ligowego meczu w Halifax, kiedy Carter upadł, a sędzia jako winnego wskazał Collinsa, z czym ten nie mógł się pogodzić.

Kenny nie krył się specjalnie z tym, że PC jako partner mu nie odpowiada. Podczas zawodów na Liverpool City Raceway Anglicy wyraźnie odstawali od amerykańskiego duetu Bobby Schwartz-Dennis Sigalos. Jankesi triumfowali z 30 punktami na koncie, natomiast ich najwięksi oponenci uplasowali się na drugiej lokacie z dorobkiem 22 "oczek". Kenny nie zdołał wygrać ani jednej gonitwy i zakończył zmagania z 7 punktami i 3 bonusami, podczas gdy Peter Collins mijał linię mety jako pierwszy aż czterokrotnie i wywalczył łącznie 15 punktów.

- Nie podobało mi się, kiedy Kenny żalił się prasie, że to ja zostałem wybrany na jego partnera - Peter Collins wraca do wydarzeń z Sydney. - Przeczytałem gdzieś, że wolałby zawodnika, który lepiej opanował zdolność do podwójnego wygrywania wyścigów. Tymczasem za mną przemawiało doświadczenie, bo przecież przez większość brytyjskiej zimy ścigałem się na Antypodach i znałem owal w Sydney jak własną kieszeń. Ustanowiłem rekord toru, pokonując lokalnych faworytów. Kenny jednak nie dawał rady. Oddałem mu lepsze pole w gonitwie przeciwko Amerykanom, ponieważ to była jedyna opcja, żeby pokonać ich 5:1. On jednak wszystko zaprzepaścił i dojechał na ostatniej pozycji. Drugi raz nie oddałbym mu pola.

Collins był wściekły nie tylko na Cartera, ale również na federację, która wysłała żużlowców do Australii bez.... menadżera. Podobnie zresztą czuł się Kenny, który swoją słabą postawę tłumaczył tym, że na treningu tor był twardy, a podczas zawodów przyczepny. Sezon 1982 definitywnie dobiegł końca i choć zakończył się dla Cartera srebrnym medalem MŚ par, to krążek ten smakował wyjątkowo gorzko. Takich jeźdźców jak Kenny cieszyły bowiem tylko zwycięstwa, a Anglia nie dość, że zajęła drugą lokatę, to jeszcze on najbardziej się do niej przyczynił w negatywnym sensie.

Ani się Kenny obejrzał, a był już styczeń 1983 roku. Wtedy właśnie na świat przyszła jego córeczka imieniem Kelly Marie. Co ciekawe, dziewczynka dostała imię po... ulubionym amerykańskim żużlowcu swojego taty - Kellym Moranie! Państwo Carterowie mieszkali w swojej wyremontowanej, luksusowej posiadłości w Bradshaw. Wszystkie motocykle i ekwipunek żużlowy Kenny trzymał w przydomowym warsztacie, a całego dobytku strzegła suka owczarka alzackiego, Gypsy, którą uratował przed śmiercią na pobliskim złomowisku. Carterowie w ogóle uwielbiali zwierzęta, bo mieli u siebie też Tigera - uroczego whippeta. Pies wszędzie podążał za żużlowcem Książąt.

Jako zawodowy jeździec wciąż młody zawodnik Halifax Dukes nie miał zbyt wiele wolnego czasu, ale kiedy odpoczywał od obowiązków, to nie próżnował i budował przydomowy tor motocrossowy, po którym wkrótce śmigał z kumplami. Przed rozpoczęciem sezonu 1983 podpisał również kontrakt z producentem samochodów Land Rover i otrzymał swój egzemplarz z silnikiem V8. Mniej-więcej w tym samym czasie nabył też rolls-royce'a i postanowił, że przed trzydziestką zostanie... milionerem.

Pomimo dwóch wielkich porażek w poprzedniej kampanii, świeżo upieczony tata przed startem sezonu 1983 miał trochę powodów do radości. Sielanka została jednak zburzona po dwóch test-meczach przeciwko USA, w których Kenny zaprezentował się po prostu fatalnie i został w końcu zastąpiony przez zbliżającego się do czterdziestki Malcolma Simmonsa. - Moja duma ucierpiała - żalił się Carter. - Lubię wiedzieć, że jestem numerem jeden na Wyspach, ale powinienem też jeździć jak na numer jeden przystało. To chyba najgorsze rozpoczęcie sezonu w mojej karierze.

Słaba forma na szczęście nie trzymała się reprezentanta Zjednoczonego Królestwa przesadnie długo. Już w trzecim starciu z Jankesami zapisał na swoim koncie 16 "oczek", a w kolejnym o zaledwie 3 punkty mniej. Miał więc powody do optymizmu, chociaż wśród kibiców nie brakowało jego wielkich oponentów. Pewnego razu pewna dziewczyna wręczyła mu nawet list z pogróżkami, ale Anglik nie przejmował się takimi detalami i robił swoje na tyle dobrze, że w ostatnim z pięciu spotkań towarzyskich przeciwko USA Brytyjczycy triumfowali 58-50, co dało im zwycięstwo 3-2 w serii.

1 czerwca w finale IM Wielkiej Brytanii w Coventry Kenny Carter uplasował się na czwartym miejscu i niedługo później z lekkim niedosytem wybrał się do Bremy, żeby wspólnie z Peterem Collinsem walczyć w półfinale MŚ par. Na niemieckiej ziemi reprezentacja Anglii znów musiała uznać wyższość ekipy Stanów Zjednoczonych w osobach Bobby'ego Schwartza i Dennisa Sigalosa, ale niespełna dwa tygodnie później w Goeteborgu Synowie Albionu nie mieli sobie równych, a Jankesi zakończyli rywalizację na dopiero czwartej lokacie.

W Szwecji rozkład punktów pomiędzy Anglikami wyglądał idealnie. Carter wywalczył 15 "oczek" i bonus, a Collins 10 punktów i 4 bonusy. Zapiski w programie to jednak tylko jedna strona medalu, a wiele na ten temat do powiedzenia ma sam Peter Collins: - Startowaliśmy w zawodach parowych, ale nie tworzyliśmy teamu. Nie było między nami żadnej więzi. Kenny w ogóle nie zaprzątał sobie głowy taktyką. On zawsze gadał jak bardzo jest angielski, ale na torze był indywidualistą. Wydawało się, że ciągle gdzieś błądzi myślami. Podczas spotkania dotyczącego naszej aktualnej sytuacji punktowej nie miał pojęcia, co będzie musiał zrobić i kogo pokonać. Przed naszym ostatnim wyścigiem nie wiedział nawet jakiego wyniku potrzebujemy, żeby wygrać złoto. Plan był taki, że on przypilnuje Ivana Maugera, a ja spróbuję pokonać Larry'ego Rossa. On jednak nie miał zielonego pojęcia ile wysiłku będzie mnie to kosztować. Oczywiście menadżer zespołu powinien dbać o to, żeby zawodnicy byli na bieżąco o wszystkim informowani, ale nie wydaje mi się, żeby Kenny rejestrował jego słowa. Był skupiony na sobie i nie obchodziło go nic wokół. Taką postawę można zrozumieć jeśli chodzi o turnieje indywidualne, ale zawody drużynowe to inna para kaloszy.

Triumf w Goeteborgu naprawdę delikatnie osłodził Kenny'emu ostatnie porażki w IMŚ. Jeździec Książąt z jednej strony był zadowolony z wywalczonego złotego krążka, lecz z drugiej wiedział, że to nie tylko jego zasługa, i że w zawodach indywidualnych Peter Collins czyhałby na każde jego potknięcie. Mały krok naprzód został jednak uczyniony, a do postawienia kolejnego okazja zapowiadała się już 17 lipca w Manchesterze, gdzie zaplanowano Finał Zamorski, czyli przedostatnią odsłonę eliminacji IMŚ 1983.

Koniec części ósmej. Kolejna już w najbliższą niedzielę.

Bibliografia: Halifax Courier, Speedway Plus, Speedway Star, Tony McDonald - Tragedy: The Kenny Carter Story.

Serdecznie podziękowania dla Mike'a Patricka, właściciela witryny www.mike-patrick.com, za udostępnienie fotografii wykorzystanej w tekście.

Poprzednie części: Od startu pod górkę. Pierwsza część historii Kenny'ego Cartera Pierwszy wiraż. Druga część historii Kenny'ego Cartera W końcu na prostej. Trzecia część historii Kenny'ego Cartera Witaj elito! Czwarta część historii Kenny'ego Cartera Poza podium. Piąta część historii Kenny'ego Cartera Droga do LA. Szósta część historii Kenny'ego Cartera Czternasty wyścig. Siódma część historii Kenny'ego Cartera

Źródło artykułu:
Komentarze (0)