Jerzy Kanclerz stawia na Polaków w Grand Prix. "Mistrzem świata będzie Dudek lub Zmarzlik"

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart

Maciej Janowski miał trochę szczęścia, że został w Grand Prix. Czy pana zdaniem poprawi się względem poprzedniego sezonu?

- Do tej pory wygrał dwa turnieje - w Horsens w 2016 roku i w Daugavpils w 2015 roku. To nadal młody zawodnik, bo w sierpniu skończy 26 lat. Z grona Polaków jest najstarszy. Trudno powiedzieć, jak Maciek spisze się w tym sezonie. Na pewno rok temu miał pecha. Jest to jednak zawodnik, który nie tylko na polskim rynku coś znaczy. Wszystkie porażki ma już za sobą. Maciek miał duże szanse na utrzymanie w cyklu, ale ostatni turniej w Melbourne mu nie wyszedł. Uważam, że zasłużył na dziką kartę i pokaże się jeszcze z dobrej strony.

Piotr Pawlicki w sześciu ostatnich turniejach 2016 roku za każdym razem był co najmniej w półfinale.

- Piotrek to dla mnie "pistoleciarz". Tak nazywam niektórych żużlowców. On może wygrać turniej, ale równie dobrze może go skończyć na czternastym lub piętnastym miejscu. Jeżeli od początku mu coś wychodzi, to potrafi na torze pokonać wszystkich. Piotr musi ustabilizować swoją formę na wysokim poziomie. To się powinno przełożyć na rezultaty. W tej chwili jest to dla mnie "pistoleciarz", czyli zawodnik, który przed każdym turniejem jest wielką niewiadomą. Chciałbym, aby w 2017 roku ustabilizował swoją formę.

Rok temu opisując Nickiego Pedersena mówił pan o tym, że zawodnik musi mieć czystą głowę. Wiemy, że Pawlicki grzecznym chłopcem raczej nie był, ale z jego obozu dochodzą optymistyczne sygnały. 

- Piotr sam sobie zdaje sprawę, że żużel to jest jego miłość. Wie to także cały jego team. Znam bardzo dobrze jego ojca, a także Przemka. Piotrek miał swoje minusy w sensie młodzieńczego zachowania, ale każdy z nas takie miał. Nikt nie był aniołkiem. Nie narozrabiał on na tyle, żeby go przekreślać. Jeszcze nieraz usłyszymy o nim pozytywne zdania i pochwały za wyniki.

Jak ocenia pan siłę nowych uczestników w porównaniu z tymi, którzy wypadli z cyklu?

- Cała piętnastka jest wymarzona. Owszem, mógłby jechać Grisza Łaguta, ale ja się pytam - za kogo? Ja jedynie zastanowiłbym się nad tym, czy nie lepszy za Lindgrena byłby Kildemand, ale jeszcze raz podkreślam, że mimo tego jest to najlepszy skład od kilku lat.

Małą satysfakcję mają ci, którzy liczyli na wypadnięcie z cyklu Chrisa Harrisa. 

- Harris to jest dla mnie taki zawodnik, jak kiedyś był Andy Smith. On też zawsze słabo jeździł, miał już spadać, a potem jechał na Challenge - przeważnie do Lonigo - i ten Smith był w trójce szczęśliwców. To się tak wlekło przez lata. Tak samo było z Harrisem. W 2007 roku wygrał jeden turniej w Cardiff, a przez pozostałe lata nic wielkiego nie osiągnął. Harris niech sobie teraz odpocznie i sprawdzi się na niższym poziomie. Jeżeli wywalczy awans, to chwała mu za to. Ja jednak nie przewiduję, żeby mógł on wrócić do Grand Prix.

W ubiegłym sezonie bardzo słabo wypadli Duńczycy, bo najlepszy Iversen zajął ósme miejsce. Skąd tak słaba postawa zawodników z kraju Hamleta?

- Czytałem ostatnio, że Tai Woffinden nie był na zgrupowaniu, które zorganizował Rossiter, menedżer zespołu brytyjskiego. Duńczycy również mają swoje problemy, patrz niedyspozycja lub zaplanowane wcześniej wczasy Nickiego Pedersena.

Co pan sugeruje?

- Po prostu niektórym zawodnikom nie jest po drodze. U nas w Polsce jest przyjęte, że cały zespół zjawia się na zgrupowaniach integracyjnych. Według mnie jest to bardzo potrzebne. Czwórka Polaków poza torem również utrzymuje kontakty i znakomicie się znają. Jeden drugiego ceni. Mistrzem świata zostaje zawodnik, który ma czystą głowę i poza torem jest sobą. W przypadku Polaków ma to miejsce. Oni są dobrymi kolegami, co wróży optymizm. U Duńczyków każdy sobie. Iversen patrzy na siebie, Pedersen patrzy na siebie, Kildemand tak samo. To powoduje, że u nich nie ma atmosfery pozatorowej, a w sporcie jest to ważne. Zawsze powtarzam, że czysta głowa ma znaczenie w żużlu takie samo, jak u kierowcy, który ma przejechać 600 kilometrów, a dzień wcześniej pokłócił się z żoną lub kochanką. Wtedy co 50 kilometrów zatrzymuje się, żeby jakoś załagodzić konflikt.

W poprzednim sezonie doszło do skandalu w GP Australii z udziałem Hancocka i Holdera. Czy pana zdaniem do takich sytuacji będzie dochodziło nadal?

- Nie powinno. Nawet takiemu dżentelmenowi toru, jakim jest Greg Hancock, adrenalina puściła. On wiedział, że to było niepotrzebne, ale dopiero po jakimś czasie. To był moment, w którym zawodnik wybuchł. Sędzia postąpił słusznie, bo widziałem to na żywo. Takich sytuacji więcej nie przewiduję, choć wiadomo, że to są mężczyźni, a żużel to twardy sport.

Tłumaczenie Hancocka o problemach ze sprzęgłem było sensowne czy to bujda?

- Patrzę na to z przymrużeniem oka. Tylko Greg wie, czy jest to fakt prawdziwy. Jeśli on tak twierdzi, to widocznie ma do tego podstawy. Mimo tego, nie bardzo to kupuję.

Jak walczyć z sytuacjami, w których jeden zawodnik przepuszcza drugiego?

- To zdarzało się już kilkukrotnie. Jeśli dwóch zawodników startuje w jednym teamie, to takie sytuacje mają miejsce, zresztą nie tylko w żużlu. Podobnie jest w kolarstwie. Teamy są jak jedna nacja. Żużel nie jest jedynym sportem, w którym są takie sytuacje. W Melbourne było to ewidentne. Greg po czasie zachował się jednak właściwie, bo potrafił się przyznać, że wybuchł. To nie powinno się wydarzyć.

Rozmawiał Mateusz Lampart



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Który z Polaków osiągnie najlepszy wynik w Grand Prix?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×