Żużel o kulach. Ścigają się mimo uszczerbku na zdrowiu. Badania robią za flaszkę

W ostatniej rundzie Grand Prix w parku maszyn można było spotkać zawodników poruszających się o kulach. Kiedy dostawali sygnał wyjazdu na tor, odkładali sprzęt ortopedyczny i wskakiwali na motocykl bez hamulców, by walczyć o punkty i pieniądze.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Jason Doyle w parku maszyn Obok motocykl i kule WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski / Na zdjęciu: Jason Doyle w parku maszyn. Obok motocykl i kule

- Zacząłem się dobrze czuć w parku maszyn - mówi Krzysztof Cegielski, były żużlowiec poruszający się na wózku. - Jakbym był wśród swoich. Jeszcze trochę ćwiczeń i chyba odnowię żużlową licencję - ironizuje Cegielski, bo też obrazki z ostatniej rundy Grand Prix, ale nie tylko, pokazują, że żużel stoi na głowie. - Zaczyna się z tego robić sport dla niepełnosprawnych. Zaraz będzie można utworzyć rozgrywki dla zawodników z uszczerbkiem na zdrowiu - komentuje Piotr Stencel, lekarz z zespołu medycznego PZM.

W rundzie GP w Gorzowie Piotr Pawlicki jechał z pękniętą kością strzałkową. W boksie chodził o kulach. W pierwszym biegu, po kraksie z Emilem Sajfutdinowem upadł i noga jeszcze mocniej zaczęła mu dokuczać. Na dokładkę oberwał motocyklem w głowę. - Pokazano pęknięty kask, ale lekarz stwierdził, że zawodnik może jechać dalej - dziwi się Andrzej Rusko, przewodniczący rady nadzorczej WTS Wrocław.

Poobijany i sponiewierany Pawlicki momentami walczył jak lew, ale miał też chwile słabości. Kiedy upadł po ataku Martina Smolinskiego, ten ostatni stwierdził, że Polak nie ma siły utrzymać motocykla i nie nadaje się do jazdy.

Pawlicki nie jest jednak jakimś wyjątkiem. O kulach poruszali się ostatnio także Jason Doyle i Paweł Przedpełski. Wielu innych zawodników także jeździ z mniej lub bardziej poważnymi urazami. Zdaniem wielu żużlowcy pokazują tym samym, że mają charakter, bo nie zważając na trudności, robią wszystko, by pomóc sobie lub drużynie. - Tyle że jazda z kontuzją nie jest żadnym dowodem na męskość - zauważa Cegielski, a Stencel dodaje: - To raczej dowód na lekkomyślność żużlowców.

ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy kierownika drużyny w PGE Ekstralidze

Dlaczego zawodnicy wsiadają na motocykl w sytuacji, gdy nie są w pełni sprawni? - Moim zdaniem wszystko bierze się z takiego, nie innego systemu płatności. Żużlowiec, chcąc zarobić, musi jechać, nawet jeśli ma urwaną rękę, czy nogę - komentuje Cegielski.

Do tego dochodzi presja otoczenia, ale i też ciche przyzwolenie środowiska na takie zachowanie. Każdy przymyka oko i traktuje to, jako coś normalnego. - Problem w tym, że jak zawodnik z kontuzją wyjeżdża na tor, to może coś zrobić sobie lub koledze z toru - zauważa Rusko. - Tego nie wolno bagatelizować. Jak pirat drogowy pędzi 240 na godzinę i kogoś zabije, to mówimy, że idiota. Zróbmy coś, żeby w żużlu nie trzeba było wypowiadać takich komentarzy.

Systemu płac nie zmienimy, podejścia zawodników pewnie też nie, ale z pewnością więcej powinniśmy wymagać od lekarzy. Zawodnik po każdym wypadku, po którym stwierdzono u niego niezdolność do jazdy, musi zrobić nowe badania u lekarza medycyny sportowej. To sito jest jednak dziurawe. - Docierają do nas informacje, że część lekarzy, za kilkanaście złotych, czy flaszkę, podbija zawodnikowi zdolność, nie widząc go na oczy - zauważa Stencel. - To nie jest poważne. Sam robiłem kiedyś takie badania i jak zawodnik nie przekonał mnie, że ma siłę w rękach i jest sprawny, to nie dostawał zgody. Takie podejście nie jest jednak normą.

- Badania lekarskie powinny się odbywać na innych warunkach - stwierdza Rusko. - Skoro obecny system nie zdaje egzaminu, to trzeba pójść w kierunku przychodni wykonujących badania dla lotników. Tam nie ma żartów, bo wiadomo, że jak popełni się błąd w powietrzu, to tragedia gotowa. Jednak w żużlu jeden fałszywy ruch też może kosztować ludzkie życie. Nie możemy się dłużej zgadzać na to, że na torach rywalizują kontuzjowani zawodnicy. Przecież oni zagrażają nie tylko sobie, ale i rywalom. Nie jest to odpowiedzialne zachowanie.

- Jarosław Hampel powiedział ostatnio w studio Canal Plus, że skoro lekarz podbił książeczkę zdrowia, to bierze odpowiedzialność za zawodnika - mówi Stencel. - Problem w tym, że część lekarzy jest równie lekkomyślna, jak żużlowcy. Po sezonie musimy usiąść i coś z tym zrobić. Liczymy na FIM, który ma problemy z motocrossem. FIM chce stworzyć rejestr, który wykluczy takie sytuacje, że jednego dnia zawodnik ma upadek w Stanach, a następnego leci do Europy i jakby nigdy nic bierze udział w zawodach.

- Bokser po nokaucie ma obowiązkową przerwę, a w żużlu zawodnik ma wstrząs mózgu i jedzie dalej - opowiada Rusko, bo też w speedway’u brakuje czasem trzeźwego spojrzenia i refleksji. Jest pęd za kasą i sukcesem. - I coraz więcej jest ortopedycznego sprzętu, co nie powinno mieć miejsca - rzuca Cegielski.

- Żużel o kulach to zaprzeczenie wszelkich zasad. Sport powinien być dla ludzi zdrowych. Zawodnicy nie powinni mieć ani jednego zepsutego zęba, a co dopiero mówić o innych rzeczach. Na pewno powinni być zdrowi fizycznie i psychicznie, a często się zdarza, że tak nie jest - kwituje Stencel.





KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zawodnicy poruszający się w parku maszyn o kulach powinni wsiadać na motocykl?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×