Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Mój rok. Czy żużel okaże się silniejszy od strachu? (felieton)

Mija kolejny rok, w którym moje życie wypełnione było żużlem. Czas mija szybko. Robię się starszy i ciągle szukam w żużlu nowych wyzwań, które będą mnie ekscytowały. Gdy miałem 5 lat, był to po prostu wyjazd na żużel z ojcem.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Uciekający w stronę murawy motocykl Edwarda Mazura / Uciekający w stronę murawy motocykl Edwarda Mazura

Lotem Drozda to felieton Grzegorza Drozda, dziennikarza WP SportoweFakty.

****

Gdy miałem 10 lat było to wyjście na żużel samodzielnie i zbieranie autografów. Pod koniec meczu z Apatorem Toruń w 1989 roku przed 15 biegiem Krzysiek Kuczwalski i Mirek Kowalik podeszli do bramy oddzielającej parking maszyn od trybun, aby "odzyskać" swoje dziewczyny. Ktoś z młodocianej banditierki uzbrojonej w programy i długopisy dał cynk, że żużlowcy stoją przy bramie i pognaliśmy. I tak żużlowcy w oczekiwaniu na swoje "dziunie" rozdawali przez bramę autografy uradowanym dzieciakom. W tym i mnie. Po raz pierwszy.

Czas płynie i człowiek stawia sobie nowe wyzwania. Jednym z nich są ciągłe podróże do nowych ośrodków żużlowych. Naprawdę warto i polecam. Podróże kształcą. W spojrzeniu na żużel także. Nieuchronnie nadchodzi moment na wojaże poza Stary Kontynent, a to wiąże się z tym, czego się boję - lot samolotem. Czas pokaże czy i tym razem żużel okaże się silniejszy od strachu, jak wtedy, gdy rzuciłem do przydrożnego rowu szkolny plecak, który miał mi przeszkadzać w wyjeździe na derby do Tarnowa. Plecak miał zabrać kumpel i zanieść do domu. Strach był spory, czy plecak nie zginie, ale ochota na żużel była jeszcze większa.

W tym roku zaliczyłem kilka nowych miejsc. Żużel na zamarzniętym kanale w Czechach, gdzie kilka metrów za namalowanym łukiem dziesiątki osób łowiło w przeręblach ryby, rumuńską Brailę, czy nowopowstały tor w węgierskim Nagyhalasz. Ten drugi był bardzo króciutki, wąski i techniczny, na którym odbywała się jedna z rund eliminacyjnych do mistrzostw Europy. Rzutki biznesmen postanowił zbudować kompleks rozrywkowo-sportowy na obrzeżach miasteczka. W sąsiedztwie osiedla domów-łupinek i uroczych stawów. Na tej łące na co dzień organizuje w hali dyskoteki. Jest scena, grzybek, grill, zaplecze gastronomiczne, a obok do kompletu dorzucił mały kameralny tor żużlowy. Pewien kibic z Gorzowa w mijającym roku zaliczył około 110(!) imprez żużlowych. Stwierdził, że zawody w Nagyhalasz były najlepsze. To prawda. Krótki i techniczny tor sprawił, że niemal w każdym biegu rozgrywała się zażarta walka. W ruch szły łokcie i spryt, a moc silnika nie miała tu tak ogromnego znaczenia.

Dlatego tylko w takich miejscach możecie zobaczyć jak Tero Aarnio na dystansie skroił giganta jak Janusz Kołodziej. - Dla tego jednego widoku warto było tu przyjechać - zagadnąłem do tarnowskich dziennikarzy, ale oni z kwaśnymi minami nie podłapali mojego entuzjazmu. Zapewne moje słowa odebrali jako próbę wojenki rzeszowsko-tarnowskiej i chęć upokorzenia tarnowskiej rodowodem gwiazdy. A mnie chodziło o jedno: że jeszcze żużel nie umarł i nie zawsze i nie wszędzie liczy się tylko tuning silnika, pieniądze i szybsza szafa.

Ten rok był dla mnie rokiem debiutów w nowych rolach. W końcu wystąpiłem w roli spikera/prezentera na murawie. Debiut? A jakże, arcytrudny. Mecz Stali Rzeszów z Polonią Piła. Fatalna pogoda, ciężki tor, słabe widowisko, garstka ludzi na trybunach i porażka miejscowej drużyny. W tych warunkach wyjdź człowieku przed szereg i kręć "bajerę". Później nie było łatwiej. Mecz w atmosferze tragedii Tomka Golloba, kolejne porażki gospodarzy i nieustający deszcz. Również na sierpniowym finale DMEJ w Krośnie. Nie wiem, jakim cudem, ale pomyliłem terminy i na ten dzień zaplanowałem sobie zorganizowanie dla dzieciaków w Rzeszowie pikniku rodzinnego pod nazwą "Żyj zdrowo i aktywnie". Nie miałem wyjścia i musiałem to jakoś pogodzić. Między tworzeniem atmosfery między biegami i "tworzeniem dobrych dźwięków" - jak mawiają w tym zawodzie - odbierałem telefony z Rzeszowa. Tłumaczyłem co, jak i kiedy ma wykonać ekipa na miejscu. Tego popołudnia na całym Podkarpaciu rozszalała się ogromna burza. W Rzeszowie udało się dojechać do końca z piknikiem i moja ekipa w deszczu składała "tylko" sprzęt. Za to w Krośnie zawody zostały "zalane".

Mimo rożnych innych przeszkód, jak zatrucie żołądkowe, awaria nawigacji, czy mandaty po drodze była to fajna przygoda i nie mogę doczekać się kolejnych epizodów. - Oglądałem cię na youtube i wgląda na to, że dobrze bawisz się przy tej robocie - napisał mi dobrze Wam znany Dominik Janusz, były (chyba tak można napisać) dziennikarz żużlowy z Rzeszowa, który od kilkunastu lat na stałe mieszka w Australii. Lepszego podsumowania nie wymyślę. Aha, przypomniało mi się jeszcze jedno, które usłyszałem od Angeliki Nowak, niezmordowanej dziewczyny speedwaya, która w czarnym sporcie działa na wszelkich frontach; dziennikarza, autorki książki, podprowadzającej i współorganizatorki żużlowych imprez. - Grzesiu, Ty na pewno nic nie pijesz przed swoimi występami? Bo nawijkę masz naprawdę niezłą - spytała mnie Angela po parach w Ostrowie. Póki co, to nie. Ale wierzcie mi, że to nie takie proste. Jeden kiks i masz świadomość, że wszyscy na stadionie śmieją się z ciebie.

Na jednych zawodach sięgnąłem po butelkę wody, żeby ukoić gardło. Biorę haust wody, a tu niespodzianka. Woda była uszlachetniona o procenty! Okazało się, że przez pomyłkę sięgnąłem po wodę którejś z dziewczyn podprowadzających. To też wymaga odwagi i są różne sposoby, aby dodawać sobie otuchy. Bądźcie wyrozumiali dla kiksów ludzi, którzy skazani są na wystąpienia publiczne. W tym oczywiście i żużlowców, których dopada również stres związany z rywalizacją na torze. Kiedyś, gdy montowaliśmy telewizję studencką, przeprowadzałem tuż przed Walentynami sondę z pytaniem: z czym ci się kojarzy kolor czerwony? Kamera tak paraliżowała ludzi, że dwóch na dziesięciu jarzyła, że chodzi o Walentynki, a odpowiedzi udzielane w stresie oka kamery były prześmieszne. I tak kolor czerwony w przededniu walentynek studentom kojarzył się ze strażą pożarną, czerwonym kapturkiem, a nawet z małym maluchem!

Dalsza część felietonu na drugiej stronie ->

ZOBACZ WIDEO: Profesor Harat: Szansa, że Gollob będzie chodził jest nieduża. Trzeba mieć nadzieję
Czy w 2018 roku zamierzasz wybrać się na zawody żużlowe organizowane poza Polską?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×